„Uwolniłam kobiety z biologicznej słabości " – wywiad z Anną Esavna

Świat bezustannie się zmienia, ale szaleńczy postęp niesie ze sobą przykre konsekwencje. Anna Esavna z przykrością stwierdza, że ludzkość odeszła od korzeni. To dlatego autorka i jednocześnie artystka poprzez swoje prace stara się skłonić odbiorców do autorefleksji.
Anna Esavna to z pewnością nadzwyczajna i nieprzeciętna twórczyni, która tym razem uwolniła kobiety z biologicznej słabości, obdarzając je nadludzką siłą. Pisarka poprzez powieść fantasy „Był sobie chłopiec" zaprasza wszystkich do poznania świata magii, w którym rządy sprawują czarodziejki. Więcej o sobie i publikacji autorka opowiedziała na łamach wywiadu.
Pani Anno, ponieważ czytelnicy dopiero zaczynają Panią poznawać, na początek warto poprosić, by pokrótce przedstawiła Pani swoją osobę. Zdradziła, czym się zajmuje prywatnie i zawodowo.
Z wykształcenia i z zamiłowania jestem teatrologiem. Obecnie moje życie zawodowe skupia się wokół realizowania autorskich projektów artystycznych z pogranicza sztuki plastycznej i teatralnej. W wolnych chwilach, których jako mama ośmioletniego chłopca nie mam zbyt wiele, zajmuję się hodowlą i przetwarzaniem ziół. Uwielbiam spędzać czas na łonie natury, dlatego staram się jak najczęściej wyruszać na bliższe i dalsze wyprawy. Delektuję się przyrodą, słońcem, zapachem ziemi, świergotem ptaków, szumem liści. Uwielbiam ćwiczyć jogę, choć z braku czasu jestem chwilowo joginką niepraktykującą. Cenię dobrą, wykwintną kuchnię. Lubię wędkować. Marzę, żeby któregoś dnia wsiąść na motocykl i zwiedzić całą Europę, a może nawet Azję.
Z krótkiej notki biograficznej wiemy, że jest Pani kreatorką
światów literackich i teatralnych. Czy możemy poznać kilka
szczegółów dotyczących tej aktywności?
W
mojej szufladzie jest mnóstwo wierszy i nieukończonych powieści.
Tworzenie fikcji literackiej i nadawanie życia postaciom wydaje mi
się zajęciem nie tylko kreatywnym, ale i demiurgicznym. Opowieści
i światy fikcyjne są zawsze jakimś potencjałem bytu, pewną
możliwością istnienia. Postaci, które tworzę, żyją, decydują,
a nawet sprzeciwiają się moim literackim planom. Zawsze widzę
swoich bohaterów i rzeczywistość, którą opisuję. Postrzegam
świat literacki jako wariant tego, co mogłoby być. Jako reżyser
teatralny wykorzystuję tę umiejętność na scenie. Daję żyć
opowieściom i szanuję ich autonomię. Staram się wnikać w
historię jak najgłębiej, docierając poza fasadę słów.
Unaoczniam wyobrażone, dzięki czemu czysta idea ulega
materializacji i wpisuje się w historię świata. Tworzenie
spektakli i pisanie książek przenosi mnie w przestrzeń poza
codzienną, misteryjną.
Wiemy również, że jest Pani autorką artystycznej inicjatywy
Art&Nature. Czy tą drogą chciała Pani wyrazić swoje
zamiłowanie do sztuki i siły natury?
Projekty
artystyczne, realizowane w ramach inicjatywy Art&Nature, łączą
trzy fenomeny: teatr, sztukę i naturę. Podstawą mojej życiowej
filozofii jest myślenie holistyczne, a moja postawa wobec świata
oparta jest na szacunku i podziwie. Doświadczam dreszczu
metafizycznego, widząc księżyc w pełni wiszący nad budzącym się
miastem oraz obserwując pająka na zroszonej pajęczynie. Człowiek,
mrówka, skała, galaktyki – dla mnie jest to wspólnota połączona
wspólnym procesem narodzin i przemijania. Dzięki tworzeniu masek i
instalacji teatralnych w naturze staram się zwrócić uwagę
ludzkości na piękno drzewa, kamienia i mchu. Odeszliśmy zbyt
daleko od swoich korzeni. Z ogromnym sceptycyzmem obserwuje rozwój
ludzkości, który w moim mniemaniu nosi znamiona upadku. Media,
atakujące niemożliwym do przetworzenia nadmiarem informacji,
skazują ludzkość na marazm i znieczulicę. Staliśmy się
niewolnikami, którzy oddaliby życie w obronie uciskających nas
kajdan. Dlatego próbuję w swoich pracach artystycznych powrócić
do podstawowych wartości, definiujących ludzkość. Staram się
wybić publiczność z oswojonych, schematycznych zachowań i zmusić
ją do autorefleksji.
Jest Pani również, osobą lubiącą maski, nauczycielką,
rodzicielką, zielarką oraz zaklinaczką. Z łatwością można
zrozumieć większość z tych aktywności, ale jedna z nich wzbudza
ciekawość i niepewność. Czy może Pani zdradzić, na czym
polegają działania zaklinaczki? Kogo lub co pani zaklina?
Zaklinanie
w moim przypadku funkcjonuje na zasadzie negacji. Ja po prostu wierzę
w moc wypowiadanych słów i staram się nie używać ich życzeniowo.
Wszystkie stwierdzenia wywołujące przyszłe następstwa, czyli
klasyczne: „nie wchodź na drzewo, bo spadniesz i złamiesz nogę”
wzbudzają moje najgłębsze obawy. Zaklinanie rzeczywistości każe
mi inaczej formułować myśli. Jako zaklinaczka, obserwując syna
wspinającego się na drzewo, powiem co najwyżej: „wszedłeś już
bardzo wysoko, obyś nie spadł i nie złamał nogi”. Również
życzenia pozytywne wypowiadam ze sceptycyzmem. Mam wrażenie, że
to, czego pragniemy, nie zawsze jest tym, co chcielibyśmy dostać…
Nie da się ukryć, że jest Pani wyjątkową osobą. Słowa:
zwyczajność, przeciętność, czy sztampowość absolutnie do Pani
nie pasują. W kilku zdaniach nie sposób tego wyjaśnić. Może więc
odbiorcy, chcący zdobyć na Pani temat więcej informacji powinni
zajrzeć na stronę internetową
www.annaesavna.com?
Absolutnie
muszę się z Panią zgodzić. Jestem nadzwyczajna i nieprzeciętna.
Właściwie jak każdy… Jednak na mojej stronie internetowej
czytelnik nie dowie się o mnie niczego. Na swój temat będę
milczeć jak zaklęta. Natomiast na temat świata literackiego,
przedstawionego w książce „Był sobie chłopiec”, będę się
rozpisywała! Proszę wierzyć, że wszystkie postaci, ożywione w
powieści, każdego dnia stwarzają swoje historie. Chcę dać im
możliwość szerszego zaprezentowania się czytelnikom. Nie
zabraknie również wróżb, przepisów i innych informacji.
Natura bywa nieprzewidywalna. W ostatnim czasie
pandemia korona-wirusa zmieniła świat. A, w jaki sposób wpłynęła
na Pani życie? Obudziła lęk, zmotywowała, do stosowania wielu
środków zaradczych, A może rozbudziła refleksje na temat
kruchości ludzkiego życia?
Pandemia
wzbudziła mój lęk. Z przerażeniem patrzę, jak przeciętni ludzie
tracą swoje firmy, domy, swoją przyszłość, a potężne spółki
i lobbyści umacniają pozycję i majątki. Układ sił na arenie
geopolitycznej ulega zmianie, a rytuały społeczne nabierają coraz
bardziej wirtualnego charakteru. Jesteśmy świadkami intensywnego
procesu przeobrażeń, których kierunek jest na razie trudny do
przewidzenia. Dodatkowo nie mogę słuchać orwellowskiej narracji
płynącej z mediów, mającej na celu umacnianie strachu i
uprawomocnianie autocenzury. Kruchość ludzkiego życia jest faktem
i żadna pandemia nie musi mi tego uświadamiać. Obecna sytuacja
pokazuje mi jednak, jak kruchą wartością jest zdrowy rozsądek i
jak wybiórczy potrafi być ludzki krytycyzm. Martwi mnie, że temat
pandemii zdominował inne, równie niepokojące zjawiska. Głód,
wojny, zanieczyszczenie środowiska, inne choroby. Jakby nagle
przestały istnieć! I tylko reklamy są nadawane bez zmian, a dzięki
międzynarodowym firmom internetowym każdy szary mieszkaniec ziemi
może sobie w każdej chwili kupić dziesiątą parę
najmodniejszych, zupełnie niepotrzebnych mu spodni. Świat się
częściowo zatrzymał, a kiedy ponownie ruszy, obudzimy się w nowej
rzeczywistości. Jest mi ogromnie żal każdego, kto utracił w
wyniku pandemii bliskie osoby, ale strach i dezinformacja, generowane
obecnie przez media, wzbudzają mój sprzeciw. Nasze życie zmieniło
się w wirtualną sagę, a konsekwencje tej zmiany będą dla
ludzkości przełomowe.
Skupmy
się teraz na Pani książce. Oddała Pani w ręce czytelników
powieść fantasy „Był sobie chłopiec". Skąd pomysł na tę
niezwykłą opowieść o zwykłym chłopcu, któremu przyszło żyć
w świecie zdominowanym przez Czarodziejki?
W
tym pomyśle kryje się wiele przekory. Przez tysiąclecia żyliśmy
w systemie patriarchalnym, gdzie pierwiastek męski przedstawiał
większą wartość społeczną niż pierwiastek żeński. Zabawiłam
się konwencją i odwróciłam sytuację. Uwolniłam kobiety z
biologicznej słabości i uzbroiłam je w nadludzką siłę. Jako
humanistka uznaję, że ludzie są różni, przez co nie mogą być
równi, choć ich wartość jest niepodważalnie jednakowa.
Jednocześnie płeć jest dla mnie wtórna, a jedynym mianownikiem
ludzkości jest „człowieczeństwo”, rozumiane jako
auto-świadomość bycia w świecie. Dlatego nie mogłam skazać
mężczyzn na nieistotność i dałam im w powieści równoprawne
miejsce. Proszę to uznać za akt łaski tudzież przejaw dobrej
woli!
Przepełniony magią świat, do którego zabiera powieść, z
pewnością nie jest edenem. Okazuje się bowiem, że zanim 10
czarownic zawarło pakt, do odprawiania czarów konieczne było
składanie krwawych ofiar. Czy wzmianki o tego rodzaju zajściach
mają wyostrzać charakter opowieści?
Nie.
Zwracają jedynie uwagę na brutalne prawidła samej natury. Świat,
w którym żyjemy, jest brutalny. Nasza cywilizacja stara się
odsuwać rzeczy niewygodne, wymagające, obciążone cierpieniem.
Śmierć stała się dla nas tematem wszechobecnym dzięki filmom i
wiadomościom telewizyjnym, ale naszych zmarłych bliskich oddajemy
jak najszybciej w ręce zakładów pogrzebowych, co pozwala nam
odrealnić śmierć. Przypominam, że kotlety schabowe, wypełniające
chłodziarki tysięcy hipermarketów, były kiedyś świnką, a
tatar, podawany w restauracjach – krówką. Fakt przelewania
ludzkiej krwi w imię czarów jest i tak dość niewinny w porównaniu
do faktu przelewania ludzkiej krwi dla kolorowych papierków
nazywanych pieniędzmi lub dla jeszcze bardziej umownych zer na
wirtualnym koncie bankowym.
Fabuła powieści osnuta została losami czarownic. Wyjątkowa jest
Orfea oddająca swoje życie na rzecz Księgi Starszych, ale są
również takie, które zostały wygnane oraz te, które dają
początek rodom magicznym. Czy trudno było rozplanować, a następnie
zapisać perypetie bohaterek? Oczywiście, warto zapytać, czy
którąkolwiek z nich polubiła Pani najbardziej i czy którąś
obdarzyła Pani własnymi cechami?
Kiedy
historia rodzi się w mojej głowie, zaczyna żyć własnym życiem.
Podróż przez kolejne karty powieści jest również dla mnie
przygodą, pełną niespodziewanych zwrotów akcji i zaskakujących
rozwiązań. Bo choć świat powieści jest zależny od mojej
wyobraźni, to losy postaci zdają się kształtować podług
literackiej wolnej woli… Wiem, dokąd prowadzi historia, ale jakimi
drogami zaprowadzi mnie do wiadomego końca, jest dla mnie samej
zagadką. Żadnej z postaci nie można uznać za moje alter ego.
Każda z postaci jest autonomiczna. Mam wrażenie, że moja praca
ogranicza się do zaopatrzenia danej postaci w jakiś zestaw genów,
które, choć nadają postaci charakter, nijak nie przesądzają jej
losów.
Kontynuacja
wywiadu z Anną Esavna
- TUTAJ
Rozmowę przeprowadziła Agata Orzechowska.