„To głównie książka o stracie” - wywiad z Barbarą Rejek

Obrazek artykułu
Druga część wywiadu z Barbarą Rejek, autorką hybrydycznej trylogii nie tylko dla dorosłych „Wrocławska Tancbuda”. Składają się na nią poetyckie opowiadania oraz metafizyczne i reporterskie wiersze. Jest więc to propozycja zarówno dla fanów prozy, jak i poezji.

Barbara Rejek jest doświadczoną autorką, która obecnie jest na etapie podróżowania w głąb samej siebie. Pisarka z zawodu pedagog i nauczyciel najwięcej czerpie z pracy z dziećmi. Kontakt z młodymi ludźmi bywa bowiem inspirujący. Dowodem na to z pewnością są publikacje skierowane do tej grupy.


„Wrocławska Tancbuda” to pierwsza pozycja, którą Barbara Rejek kieruje nie tylko do młodszych czytelników. Jest to poruszająca, hybrydyczna trylogia, którą docenią zarówno fani prozy, jak i poezji. Autorka zdradziła wiele szczegółów w tym puentę, zawartą w książce: „ życie jest cholernie trudne, ale i przepiękne...”.


Skoro udało się już Pani przygotować publikacje zarówno dla dzieci, jak i dorosłych, trzeba zapytać, czy tworzenie dla którejkolwiek z tych grup, jest dla Pani przyjemniejsze lub prostsze?


Cyberświat stał się tak skomplikowany, że niełatwo jest dotrzeć w gusta małego odbiorcy XXI wieku, ale psychika dzieci jest chyba nienaruszona, mniej zagmatwana niż większość gier komputerowych, świat dzieci jest czarno–biały, jest w nim dobro i zło. Dzieci pragną Dobra i wyznaczanie granic jest im potrzebne, a nawet konieczne. Ale nie można na tym poprzestać. Trzeba pokazywać dzieciom trudne sytuacje i uczyć sposobów radzenia sobie z problemami. O, w sumie o to samo chodzi mi w pisaniu do tych starszych, zatem chyba zależy, co mi na sercu leży, żeby powiedzieć, że w tym momencie, coś jest przyjemniejsze.


Czytanie to najpiękniejsza zabawa, jaka sobie ludzkość wymyśliła.” zacytuję za W. Szymborską i dodam od siebie, że pisanie może być jeszcze bardziej zniewalające od czytania, bez względu na to, czy pisze się dla młodego, czy dorosłego czytelnika. Zazwyczaj pisze się dla siebie, tylko czasem odkrywa się w sobie dziecko, czasem rodzica. Czasem trzeba pogadać z aniołami, a czasem z własnymi demonami. I chyba, gdy piszę dla dzieci, bardziej wychodzi moja jasna strona osobowości, a w pisaniu dla dorosłych oswajam swoje cienie. Jedno i drugie jest mi niezbędne do samozrozumienia, z czego wypływa poczucie pełni życia, a to daje poczucie nie tyle przyjemności, ile satysfakcji odkrywania, a następnie stwarzania nowych jakości w sobie i wokół siebie.


Obecnie dorośli mogą sięgnąć po jedną z trzech części „Wrocławskiej Tancbudy”. Skąd pomysł na tę zawierającą metafizyczne i reporterskie wiersze oraz opowiadania książkę?


Z życia wzięte. Hehe. A że u mnie i życie zewnętrze i wewnętrzne domagało się uporządkowania, tak też w książce znalazły się i fakty, i filozoficzne rozważania.


Wrocławska Tancbuda” inspirowana jest twórczością Edwarda Stachury. Czy osoba i działalność tego poety ma dla Pani szczególne znaczenie?


Niewątpliwie był to pisarz mojej młodości, który zachwycił mnie wrażliwym spojrzeniem na świat, a także ujął swoim stylem wypowiedzi, czy to w wierszach, czy w swojej prozie. I niewątpliwie potrzebny był mi do uporządkowania własnych myśli przez ostatnie kilka lat. Z nowymi wypiekami znowu czytałam „Biblię” Stachury. Znowu jestem nasycona tym Pięknem i myślę, że teraz czas na małą przerwę, ale jestem przekonana, że do dzieł Poety powrócę za jakiś czas i znowu będą dla mnie Nowe i Niesamowite. Co zaś do życia Poety, jest to zagadnienie raczej mniej ważne dla mnie, choć również z przyjemnością czytam jego biografie. „Życiopisanie” to termin, którym określa się jego twórczość, także w pełni nie można zrozumieć jego pisania bez znajomości jego życia. I nawet myślę, że sam Stachura, by tego nie chciał, dla niego pisanie było dzieleniem się Sobą, tym co przeżywał i odczuwał, ale niepotrzebne jest tu niezdrowe zatrzymywanie się nad wybranymi faktami z jego życia i tworzenie z nich sensacji. Także próbuję podchodzić do jego dziejów życiowych z dystansem, czego nie potrafię uczynić z jego twórczością.


Stachura poszukuje Prawdy, co dla mnie jest również najważniejsze, nie ma u niego usilnego, sztucznego zaskakiwania czytelnika niepraktycznymi mądrościami, czy wprowadzaniem superbohaterów, czy nieprawdopodobnych historii i zwrotów akcji. Jak mówi ”Nikt tu nikogo nie będzie oszukiwał” i nie ma w jego pisaniu morałów, czy też bardzo nielubianego przeze mnie nagabywania do bycia dobrym człowiekiem. Homo sapiens to skomplikowany stwór.Ma dobre i złe strony i tę prawdę odnajduję w twórczości Stachury i chyba to mnie przy nim trzyma. Tak, Edward Stachura, jego twórczość i filozofia stanowią bardzo ważny element dla mojego rozwoju jako osoby, czy pisarki, ale nie jedyny i nie najważniejszy. Ale jest to składnik szczególny, bo prawdziwie poruszający serce i duszę.


Każda z części książki: „Powodzianka”, „Poczekalnia W”, „Przystań nad Odrą” dotyka egzystencjalnej problematyki. Czytelnicy, zostaną zachęceni, by spróbować odpowiedzieć przed sobą na pytania związane ze znaczeniem śmierci i miłości. Czy skłanianie do filozoficznych refleksji jest głównym celem pozycji?


Nie do końca, nie jest moim celem skłonienie czytelnika do refleksji, ale przede wszystkim chcę się podzielić własnym patrzeniem na ważne dla mnie sprawy. Głównym przesłaniem książki jest przesłanie- Życie jest cholernie trudne, ale i przepiękne. Człowiek to bohater absurdalny, jak Syzyf wtaczający głaz pod górę. Jego heroizm polega na tym, że on wie, że ten kamień wcześniej, czy później zleci, ale mimo to wybiera wtaczanie na szczyt swojego głazu. Setny, czy tysięczny raz dokonuje tego nielogicznego wyboru bez celu, bo po co, po to, by tylko ćwiczyć swoje mięśnie? Może właśnie nasze życie nie ma żadnego sensu, ale jest esencją samą w sobie? A może odpowiedzią na wszystko jest Miłość? A może w tej absurdalnej wędrówce spotka nas coś nieoczekiwanego, pojawi się ktoś, kto sprawi, że radością stanie się pchanie tego ciężaru w nieokreślonym celu. Dla samego błogostanu bycia obok tej drugiej osoby, ptaka, psa, czy ujrzenia miliona innych olśnień każdego nowego dnia. Śmierć przewija się we wszystkim moich opowieściach, ale nie jest najważniejsza. Czy warto się nad nią zastanawiać? Tak, bo strach przed nią paraliżuje nasze życie.


Wrocławska tancbuda” to głównie książka o stracie, boimy się straty wszystkiego: mienia, godności, partnera, zdrowia, życia i przez ten strach przestajemy żyć. A dla mnie żyć, to kochać. Zatem jeśli już to zachęcam do refleksji nad znaczeniem Miłości- motorem życia. Bo choć to nasze życie wydaje się bezsensowne i trudne, ja wiem, że jest ta Dobra Energia Miłości, która to wszystko ogrania, tylko nam tak ciężko się na Nią otworzyć. I choć może to wszystko proste, czy prostoduszne, widzę w tym lekarstwo na te nasze zagmatwane myślenia i działania.


W poszczególnych częściach znalazły się metafizyczne i reporterskie wiersze oraz poetyckie opowiadania. Czy czytelnicy mogą więc przyjąć, że książka przypadnie do gustu zarówno fanom poezji, jak i prozy?


O jak najbardziej zachęcam fanów poezji i prozy do zakupu „Wrocławskiej tancbudy”. Z przymrużeniem oka. A czy przypadnie im do gustu, nie wiem, nie obrażę się, jeśli nie. Ale wiem, że książka się podoba, ponoć wciąga. Sama przeczytałam ją już z 10 razy i wiem, że jeszcze mam w niej dużo do odkrycia.


Wszystkie części „Wrocławskiej Tancbudy” mają niepowtarzalny, metafizyczny, a jednocześnie reporterski charakter. Każda opowiada zupełnie inną historię. Nie ma tu tekstów o większym, czy mniejszym znaczeniu. Autorkę warto jednak podpytać, czy którakolwiek z nich zasłużyła w Pani odczuciu na szczególny sentyment?


Najbardziej autentyczna jest Powodzianka. W niej ujawniłam cały swój ból egzystencjalny. Poczekalnia W i Przystań nad Odrą to jakby suplementy do niej, potrzebne, ale pisane już z mniejszym ładunkiem wybuchowym uczuć, z dystansem emocjonalnym do spraw trudnych. W Powodziance nie ma pocieszeń i dawania rozwiązań. Jest w niej ból i cierpienie, bez nadziei, że będzie lepiej. I jest tam jedyny i najważniejszy sposób pomocy, bycie przy osobie w udręce. Ona sama musi sobie poradzić z mękami i cierpieniem, nie można za nią tego przeżyć.


To jest chyba cel książki, by była ona cichą pomocną dłonią dla tych, którzy są w boleści i nie ma z tego wyjścia, muszą przez to przejść. Jedyną pomocą jest uświadomienie tego, że ten ból jest nieodzowny, że jest to część Życia, trudna, ale konieczna do przemiany, samodoskonalenia, samopoznania i Miłości. Nie wiem, czy byłabym w stanie jeszcze wykrzesać z siebie tyle szczerych emocji, bez ubarwiania czegokolwiek, a tak powstała właśnie Powodzianka, dlatego ta część książki, jak i ta część mego odczuwania życia, jest mi szczególnie bliska.


W przypadku „Wrocławskiej Tancbudy” czytelnicy mogą sięgać po wybraną z trzech części pozycji, ale zawarta w nich filozofia poetycka najlepiej uwidoczniona zostaje po przeczytaniu całości. W jaki sposób zechciałaby Pani zachęcić czytelników, by spróbowali zmierzyć się z całym zbiorem?


Jeszcze teraz zimowo proponuję zacząć od bajek z ostatniej części. Jest tam radość, zachwycenie, olśnienie życiem. Potem jakoś można zacząć od początku, chyba łatwiej będzie czytać te mroczno-grobowe opowieści z przekonaniem, że szczęśliwe zakończenie to nie takie, gdzie „On i Ona żyli długo i beztrosko”, ale raczej gdzie „On i Ona żyli, co prawda krótko, ale z sensem”.


Na pewno znajdą się odbiorcy, którzy na początek zdecydują się sięgnąć tylko po jedną z trzech część książki. Czy tej grupie, którąś z nich chciałaby Pani szczególnie polecieć?


Już trochę powiedziałam o Powodziance i ostatniej części -Przystani nad Odrą.


Do przeczytania Poczekalni W zachęcam szczególnie sympatyków Zbyszka Cybulskiego. Przewija się tam jego postać i scenki filmu „Do widzenia, do jutra”. Marzy mi się wskrzeszenie do życia teatrzyku BIM- BOM, którego aktor był jednym z założycieli. Jeśli ktoś zainteresowany do działań w tym kierunku, to proszę o kontakt.


Z Powodzianki myślę, że mógłby powstać niezły film lub musical. Bo Wrocław śliczny i miłość w opowiadaniu piękna, a to wszystko w tle dramatyzmu Powodzi Stulecia. Ktoś już chyba coś kręcił we Wrocławiu w zeszłym roku, nie jestem pewna, czy to nie Powodzianka była inspiracją do tego? Jeśli tak, to cudnie i tym bardziej zachęcam do lektury.


W Przystani nad Odrą dużo jest Stachury, ta część inspirowana jest jego utworem „Anatema na śmierć”. No i zachęcam: Chłopaki chwytajcie za gitary, dziewczyny za pióra i do zobaczenia na Cudnych Manowcach. Niech SIĘ tworzy pięknie to nasze Życie! Mam nadzieję, że książka nie tyle będzie powodem do refleksji, ale inspiracją do nadawania esencji i znaczenia naszej egzystencji, Tworzenia Dobra i Piękna, Miłości wokół.


Nie można nie zapytać, czy z czasem pojawiają się kolejne pozycje? Może jest już jakiś zamysł albo chociaż plan, czy będzie to pozycja dla dzieci, czy dorosłych?


W zamyśle i czynie tworzę i jedną książkę dla dzieci, i drugą dla dorosłych. Ale nie spieszę się i nie narzucam temu żadnych ram czasowych. I jak znam życie, z zaskoczenia wyjdzie książka dla młodzieży.


Kończąc, należy podziękować za udzielone odpowiedzi i zapytać, czego możemy życzyć Pani na przyszłość?


Miłości sobie i Państwu życzę. Tej największej, dającej motywację do twórczych działań, uśmiechu i pogodzenia się ze światem i sobą samym. I nie musimy tej Miłości rozumieć, ale dajmy się przez nią ogarniać, niech ona wypełnia wszystkie niezrozumienia i braki.


Pierwsza część wywiadu z Barbarą Rejek - TUTAJ


Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl