Zaduma nad przemijaniem, nad tymczasowością, nad sobą i … śmiercią
Tak było z „Malarzem i modelką...”,
opowiadaniami autorstwa Jadwigi Skibińskiej-Podbielskiej.
Było, a i szybko się skończyło. Dlaczego?
Światła
dalekich gwiazd, które nieustannie wylewają się z niebiańskich
otchłani. Jak duchy, które ożywiają, rozpalają teraźniejszość.
Bo choć ich nie ma fizycznie, to są. Niematerialnie, niedotykowo,
ale do wyczucia... do odczucia. „Jestem duchem” mówi
otwarcie narrator w opowiadaniu „Stary kufer”. W innym
tekście ona obserwuje swój pogrzeb. Jest na nim, niewidoczny
uczestnik konduktu żałobnego. Przy okazji wspomina pogrzeb
staruszka, którego żegnali ludzie, ale i wycie psa zza płotu.
Żegnaj człowieku, spoczywaj w pokoju. Żegnaj zimne teraz ciało,
odejdź z padołu ziemi. Duszo żyj wiecznie. Pies wył, kondukt stał
nad trumną.
Zaduma
nad przemijaniem, nad tymczasowością, nad sobą i … śmiercią.
Nie żyje on, zaraz pojedynczo będą odchodzić następni, po kolei, ale każdy bez wyjątku. Za kilka lat ten tłum za trumną przerzedzi się. Siwe głowy odejdą, ciała osłabną, nogi odmówią posłuszeństwa. Los, nieunikniona dola o wiadomym końcu. Śmierć zabiera wszystkich, przed nią nie ma ucieczki, nie ma schronienia. Ale zacznie się potem życie wieczne w ciele ducha, w postaci eteryczności, bycia-nie-bycia.
Tą
eteryczność i ulotność ma też sztuka. Teatr, wiersz, młodość,
którą chce się zatrzymać, a którą ujarzmia na płótnie malarz.
Młodość, jędrność, która jest teraz, a która z upływem lat
dojrzewa, zniekształca ciało i znika. Stopniowo, niezauważalnie
człowiek staje się starcem. Młodość odrywa się, jak duch od
ciała ludzkiego, jak powłoka. Zostaje starość, łuszczenie skóry,
brak jędrności, smutek odciśnięty pieczęcią codzienności.
„Wszystko
było” – mówi Jadwiga Skibińska-Podbielska. Było
życie, był sens, był czas. Czas na to życie i na sens
wszystkiego. Teraz są wspomnienia, samotność, przeszłość
wymazująca teraźniejszość. Mylą się lata, fakty, momenty.
Wszystko się pląta, a przeszłość żyje wiecznie, pod powiekami
żyjących jeszcze ludzi.
Życie
uczy, lecz dopiero śmierć uświadamia, jak to życie było cenne.
Kondukt ludzi w czarnych strojach, sznur bez końca i wyjący pies w
tle. „Żegnaj” - słychać w tle opowiadań. Koniec. To
już koniec...
A
jakie to życie było? Wypełnione miłością, wierszami, momentami
wzruszeń i innymi ludźmi. Było i się skończyło. Lecz duchy. One
zostają zamiast ciał.
Tak sobie interpretuję opowiadania ze zbioru „Malarz i modelka”, szukam czegoś wspólnego dla nich, jakiegoś spoiwa, które uzasadni ich istnienie. Szukam w nich uniwersalności. Każdy odbiera teksty inaczej, każdy szuka czegoś dla siebie. Ja szukałam, ale... nie znalazłam. Dosłownie, bo moje rozumowanie tego zbioru przyszło po długim czasie nieco na siłę. Czytając poszukuję czegoś, co jak haczyk na zarzuconej wędce wyłowię z głębi. A tu? Są fajne motywy, ale jak to się ma do wartości? Jakie to ma znaczenie końcowe? Jest tu śmierć – ten temat sam w sobie jest dobrym materiałem dla artysty. Jest duch, ulotność, niematerialność. Jest pogoń za czymś , czego nie ma lub tego, co było. Utopia.
Czy znajdę kogoś, kto podzieli moje zdanie? Moje rozumowanie próbuje doszukać się jakiś plusów w tekstach, w których można ich szukać ze świeczką strona po stronie. Kończy się jedno opowiadanie, zaczyna kolejne, wcześniejsze ulatuje z pamięci, nic się w czytającym nie osadza. Dlatego, jeśli już sięgniesz po „Malarza i modelkę” Jadwigi Skibniewskiej-Podbielskiej, to szukaj między zdaniami. Patrz na tło, nawet niewidoczne, ale dla ciebie wyraźne. Próbuj przewrotnie pisać opowiadanie, które czytasz. Baw się nim wedle stawianych sobie wytycznych. Uwierz – wtedy czytanie sprawi radość, a teksty zyskają na wartości.
Szkoda.