On i one…
Autor zastosował bowiem w powieści chwyt „troistości” głównego bohatera. Przenikające się nieustannie spojrzenia z perspektywy „ja” i „on” i „ty” wskazują chyba na próbę zdystansowania się. Tak jakby autor próbował opisać głównego bohatera nie jako jednostkę warunkującą swoje zachowanie zwierzęcym popędem, pożądaniem czy potrzebą miłości, ale z jeszcze innej pozycji.
„- To on tak robił. Ja nie brałem w tym udziału, to ty jesteś za to odpowiedzialny”lub
„- To ja jestem tutaj, a on mnie podgląda, obserwuje, ty to przeżywasz”Doświadczenie, uczucia i odczucia bohatera mieszają w ten sposób się bez przerwy. Ten ciekawy zabieg nie pozwala czytelnikowi w pełni utożsamić się z bohaterem i zmusza do myślenia. W którym miejscu jestem ja, czytelnik? Czy tam, razem z nim podczas kolejnej erotycznej przygody, czy może tutaj, obserwując go?
Ktoś mógłby powiedzieć: oto męski punkt widzenia, pryzmat, przez który wieczny kochanek postrzega kobiety przewijające się w jego życiu. Ale autor dzięki narracji mocno oddającej zmienne nastroje i szczegółom osadzającym czytelnika w tu i teraz, w twardej, wręcz fizjologicznej rzeczywistości relacji damsko-męskich, wciąga czytelnika w opisywany świat i pozwala mu śledzić także historie kobiet szukających w życiu szczęścia – czymkolwiek i jakiekolwiek by ono nie było. Historie kobiet uciekających ze świata szarej codzienności, zwyczajności i przewidywalności zapisanego kulturowo scenariusza życia, w którym to, co najważniejsze, pozostaje niedopowiedziane, a cały emocjonalny chaos, lęki, ukryte pożądanie od czasu do czasu wypływają na powierzchnię podczas niespodziewanej erupcji . Spojrzenie bohatera na kobiety jest uważne i pełne delikatności, może nawet zrozumienia ich potrzeb. Kobiety mają w nim wspierającego i wrażliwego przyjaciela. Przyjaciela, który nie ocenia, ale obserwuje. Jest nieustannie w pobliżu, korzysta z momentów ich słabości bądź spełnia potrzebę bliskości i chłonie wrażenia.
A tytuł? Dlaczego właśnie taki tytuł? I czymże to rycerz Rurand tak naprawdę zasłużył się dla białogłów? Dlaczegóż to tak nieustannie nastaje na kobiecą cnotę? Dla odpowiedzi na te i inne pytania warto doczytać książkę do końca. A że na końcu wydaje się, że nie ma puenty? Czyż w życiu nie jest podobnie?. Może puenta nadejdzie w sequelu…
Cezary K. Kęder, „Rurand.
Prequel”. Wydawnictwo FA-art, 2013.
Weronika Mulier