Czytelnik, biorący „Kleszcza” do ręki już wie, że z tą lekturą nie będzie się nudził

Okładka
Myślę, że przystępując do lektury „Kleszcza” – najnowszej powieści Krzysztofa P. Łabenda, trzeba w pierwszej kolejności zwrócić uwagę na dwa, z pozoru nieistotne, elementy.


Pierwszy z nich, to poczynione już na wstępie zastrzeżenie, że osoby i wydarzenia, na jakie natrafimy na kartach tej powieści, nie mają żadnych odniesień do rzeczywistości. To jawny sygnał, że jest, chyba, jednak dokładnie odwrotnie. Lektura „Kleszcza” nie pozostawia tu miejsca na jakiekolwiek wątpliwości. Nawiązania do otaczającej nas rzeczywistości są tu aż nader oczywiste i raczej słabo zakamuflowane.

Kwestia druga, to czas, w jakim „Kleszcz” powstawał – wiosna/lato 2015r. Autor nigdy wcześniej w swoich książkach nie zamieszczał takiej informacji. Dlaczego więc robi to tym razem? Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie także nie nastręcza większej trudności. Czas, w którym Łabenda pisał „Kleszcza”, to czas ostrej, chwilami brutalnej kampanii wyborczej. Jest to też czas, w którym wszystkie sondaże wskazywały, że dotychczasowy obóz władzy w Polsce przejdzie do opozycji, a scenę polityczną zdominuje jedna partia, będąca do tej pory największą partią opozycyjną. Partia, która wyraźnie deklarowała, iż jest zainteresowana samodzielnym sprawowaniem władzy i zmianą Konstytucji. W „Kleszczu” zawarł, zatem Łabenda swój obraz kraju, w którym te oczekiwania Pobożnych i Sprawiedliwych, że użyję nomenklatury autora, się ziszczą. Jest to, po części, nie tylko wizja kraju, jaki być może zobaczą wyborcy następnego dnia po ogłoszeniu wyników wyborów, alepewnie i projekcja strachów drzemiących gdzieś w samym autorze.

Czytelnik, biorący „Kleszcza” do ręki już wie, czy te strachy były bezpodstawne, czy też nie.

Trzeba jednak też powiedzieć, że „Kleszcza” czyta się dobrze, nawet bardzo dobrze. Znajdziemy tu sporo wątków o charakterze kryminalnym, są też i całkiem udane próby analizy tego, co czasami dzieje się w duszy ludzkiej. Jest to opowieść i o samotności i o podłości, o chorobliwej żądzy władzy i ułomności ludzkich charakterów. Jest to też i opowieść o miłości, jaką K.P. Łabenda snuje już od dłuższego czasu. Zaczął ją w „Pierścionku z cyrkonią”, kontynuował w wydanym nie tak dawno „Wzgórzu Młynarza” i rozwija ja w jakiś sposób także i w „Kleszczu”. Zakończenie tej ostatniej powieści daje nam prawie pewność, że Piotra Bonerskiego i Małgorzatę Szorc (Perkowsky) jeszcze spotkamy na kartach kolejnej książki autorstwa Krzysztofa P. Łabenda

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl