Śmiertelne maski - Jim Butcher (fragment książki)
Są rzeczy, które nie powinny występować razem. Na przykład olej i woda. Sok pomarańczowy i pasta do zębów.
Magowie i telewizja.
Reflektory świeciły mi prosto w oczy. Miałem wrażenie, że od gorąca pot spłynie po mnie strumieniami przez grubą warstwę makijażu, jaką parę minut wcześniej nałożyła mi jakaś przemęczona asystentka. Lampki na kamerach zamrugały, zagrała piosenka z czołówki programu, a publiczność w studiu zaczęła skandować:
– Lar-RY, Lar-RY, Lar-RY!
Larry Fowler, niski mężczyzna w nieskazitelnym garniturze, przeszedł przez drzwi wgłębi studia i ruszył na scenę. Błyskał porcelanowym uśmiechem i ściskał ręce mijanym ludziom na końcach rzędów. Publiczność krzyczała i klaskała. Przez ten hałas zacząłem się kręcić na krześle i poczułem, że strużka potu spływa mi po żebrach, pod białą koszulą i marynarką. Przez chwilę myślałem, czy nie rzucić się z wrzaskiem do ucieczki.
Nie chodzi oto, że mam taką tremę czy coś w tym rodzaju. Bo nie mam. Tyle że tu było naprawdę gorąco. Oblizałem wargi i sprawdziłem wyjścia ewakuacyjne, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie szybko się wynieść. Światła i hałas utrudniały mi koncentrację i zaklęcie, jakim się oplotłem, zaczęło się pruć. Na sekundę zamknąłem oczy i znów je ustabilizowałem.
Obok mnie siedział pulchny łysiejący mężczyzna pod pięćdziesiątkę, w garniturze wyglądającym o wiele lepiej niż mój: Mortimer Lindquist. Czekał spokojnie z uprzejmym uśmiechem na twarzy. Ale wymruczał kątem ust:
– Trzymasz się?
– Bywałem już w pożarach, które bardziej mi się podobały od tego.
– To ty prosiłeś o spotkanie, nie ja– przypomniał. Skrzywił się, patrząc, jak Fowler przystanął na dłuższą chwilę i ściska dłoń młodej kobiecie.– Popisuje się.
– Myślisz, że to długo potrwa?– spytałem.
Zerknął na puste krzesło obok siebie, i drugie, koło mnie.
– Dwóch tajemniczych gości. Myślę, że trochę czasu to zajmie. Nagrywają dodatkowy materiał, apotem montują najlepsze kawałki.
Westchnąłem. Wystąpiłem już u Larry’ego Fowlera zaraz po rozpoczęciu kariery detektywa, ale to była pomyłka. Musiałem potem ciężko pracować, by pozbyć się złej sławy, jaką zyskałem przez skojarzenie z programem.
– Czego się dowiedziałeś?– spytałem.
Mort rzucił mi nerwowe spojrzenie.
– Niewiele.
– No, gadaj, Mort.
Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zauważył, że Larry Fowler wdrapuje się już po schodkach na scenę.
– Nie teraz. Zaczekaj na przerwę reklamową.
Larry dotarł do nas, pomachał moją ręką, potem z równie przesadzonym entuzjazmem przywitał się z Mortem.
– Witamy w programie– powiedział do trzymanego w dłoni mikrofonu, po czym odwrócił się do najbliższej kamery.– Nasz dzisiejszy temat to Magia i czary: oszustwo czy fantazja? Poglądami na ten temat podzielą się z nami goście. Oto miejscowe medium i doradca parapsychiczny, Mortimer Lindquist.
Widzowie zaklaskali uprzejmie.
– Obok niego Harry Dresden, jedyny zawodowy mag w Chicago.