Opinia
Opinia
Opinia
„Podążaj za marzeniami” – to zalecenie z gruntu pozytywne. Niesie dodatni ładunek emocjonalny i rozbudza dobre uczucia. Jakby promieniało niczym słońce w zenicie. Do czasu. Do czasu, gdy zacznie się nim kierować osoba pokroju Kingi, artystki śpiewającej, z dorobkiem w postaci jednej płyty, której marzeniem nie jest nagranie drugiej, ale zdobycie Piotra, co prawda obecnie psychiatry, lecz niegdyś, w młodości, o duszy artystycznej, czyli jak najbardziej pokrewnej, tyle że niestety męża innej, młodszej kobiety, Magdy, prowadzącej gospodarstwo agroturystyczne i dom pracy twórczej; mężczyzny, który dla niej był miłością życia. Oczywiście nieodwzajemnioną, bo inaczej dramatu, a więc historii by nie było.
Femme fatale dla spełnienia tego marzenia jest w stanie zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Podstępnie zajść w ciążę z ukochanym; podjąć próbę zabójstwa jego żony; przespać się z innym, przypadkowym mężczyzną (na imię miał Tomasz i był poetą) – tylko dla wzbudzenia zazdrości; porwać ukochaną suczkę Funię… A gdy wskutek poronienia straci upragnione dziecko, jest w stanie zrobić jeszcze więcej. Dużo więcej. Dla marzenia i dla dwóch słów: „Kocham cię”. Bo od zakochania do nienawiści tylko jeden krok, a kto kocha mocno, nienawidzić może jeszcze mocniej. Do miłości po trupach – dosłownie.
Autorka tak w skrócie przedstawia swoją bohaterkę: „Po prostu była gotowa zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel”. Jaki? „Chciała budzić się i zasypiać obok niego. Dzielić z nim szczęście i troski. Uczestniczyć w jego życiu. Robić mu śniadania i obiady. I chodzić z nim na romantyczne kolacje do restauracji. Oglądać filmy, słuchać muzyki, jeździć na wycieczki, grać i śpiewać przy ognisku”.
Ale mordercze zamiary wcielane w czyn mają swoje konsekwencje, a jedna powoduje następną – czasami zaś sprzężenie zwrotne. Akcja wywołuje reakcję, choć nie zawsze taką, jakiej można by się spodziewać. Czyli: kto sieje wiatr, zbiera burzę. I takie tam. Trzeba się tylko rozeznać, co jest prawdą, a co figlem wyobraźni – jak w Zabiciu ciotki Andrzeja Bursy, albo w ogóle figlem mózgu – jak w filmie Otwórz oczy.
George R.R. Martin dzieli pisarzy na dwa typy: architektów i ogrodników.
Ci pierwsi dokładnie i szczegółowo planują to, co będzie się działo w
ich książce, czasem latami tworząc konspekty swoich powieści. Zalicza
się do nich między innymi J.K. Rowling, która, nim zaczęła pisać Harrego
Pottera, przez długi czas wymyślała wydarzenia oraz świat przedstawiony
tego cyklu. Natomiast pisarze-ogrodnicy, z którymi utożsamia się George
R.R. Martin, nic nie planują, bo taki sposób pisania ich nudzi i
demotywuje. Zamiast tego, metaforycznie sadzą rośliny i obserwują, jak
się rozrastają, nie wiedząc, co z tego wyniknie.
Do pisarzy-ogrodników zalicza się również Anka Mrówczyńska. Autorka
zaczynała od pisania powieści autobiograficznych, jednak obecnie zajęła
się beletrystyką. Inspiracją do napisania jej najnowszego thrillera
psychologicznego była prawdziwa sytuacja. Kiedy rozstała się ze swoim
wieloletnim partnerem, nawiązała ponowny kontakt ze swoją dawną,
nieszczęśliwą miłością. Wiadomość, że jest żonaty i ma dzieci, wpadła na
pomysł powieści.
Jej bohaterowie mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości, jednak są
całkowicie zmyśleni. Zaczynając książkę, Mrówczyńska miała w głowie
ogólny zarys fabuły. Jednak kiedy zaczęła pisać, okazało się, że postaci
mają własne charaktery, pragnienia i przeszłości. Mimo jej siły
sprawczej, żyją własnym życiem. Przecięcie się ich dróg sprawiło, że
interakcje między nimi stały się realne. Ona zaś była tylko
obserwatorką, która spisała tę historię.
Ten thriller psychologiczny jest opowieścią o tym, jak nieszczęśliwa
miłość potrafi zmienić się w obsesję. Ta z kolei jest źródłem wielkiej
tragedii. Pełna niespodziewanych zwrotów akcji do ostatnich stron trzyma
w napięciu, gdyż nie wiadomo, co jest prawdą, a co urojeniem i to nie
tylko sennym. Zaskakujące zakończenie każe poddać w wątpliwość to, o
czym czytelnik był przekonany i brał za prawdę.