Opinia
Podczas lektury Dzieciństwa. Młodości, mimowolnie nasunęło mi się porównanie do dwóch książek, które wydane zostały całkiem niedawno, i które tożsamo dotykały dzieciństwa i świata widzianego oczami podlotka. Jedna z nich to docenione przez krytykę (z czym ja pozwalam sobie się nie zgodzić) "Po trochu" Weroniki Gogoli, a także "Piąta łódź" słowackiej Autorki Moniki Kompaníkovej. Ale ta dzisiejsza książka jest o niebo lepsza. Jest kompletna. U Gogoli pachniało zbędnym zinfantylizowaniem. Z kolei Kompaníková kompletnie nie wykorzystała potencjału przejmującej historii. Kuczkowski gra obydwu debiutantkom na nosie. W czasach kultu młodości i braku refleksji nad kierunkiem zmian o charakterze społecznym, Kuczkowski unosi się ponad trendy i góruje nad nimi. Tak jak w modzie - najelegantsza jest prostota. Tak i tutaj - nie ma przekombinowania. Jest retrospekcja i doskonałe panowanie nad piórem. I być może cały ambaras w tym, że aby pisać o życiu dobrze, trzeba samemu mieć stoczony z tymże życiem pojedynek. Kuczkowski wyszedł ze swojego z tarczą, a czytelnikowi podarował piękny prezent: sentymentalną podróż w pierwszej klasie.