Boska uczta czytelnicza
„Malarzu
nasz, któryś jest w niebie” Dariusza Kunickiego, to
niesamowita powieść osadzona współcześnie, acz – co dodaje
smaczku literackiego – w teraźniejszość wkracza odległa
przeszłość. Obok żywych pojawiają się ci, co umarli wieki temu.
Nawet sam czarnoskóry Jezus. To konglomerat postaci, świetnej
konstrukcji fabuły i ciekawości, która od samego początku
czytania trzyma w pętach i nie puszcza do ostatniej strony. Okazuje
się bowiem, że Pan z Niebios Nasz Stworzyciel jest malarzem, a
świat jest namalowanym obrazem. Choć uściślając, są to cztery
obrazy tworzące spójną całość. Bóg jest malarzem, artystą, a
nie rzemieślnikiem tworzącym Ziemię i stwarzającym ludzi,
zwierzęta i przyrodę, na co poświęcił sześć dni. Jego obraz
żyje. Ludzie się mnożą, wszystko jest w ruchu, wymyka się
kontroli bożej. I choć to obraz idealny i poniekąd boski, to
jednak jest to obraz. I choć Bóg jest Stwórcą ziemi i świata to
jednak owym tworzywem jest pędzel i farby. Barwy, które mieszają
się tworząc inne odcienia. Bóg w końcu dał nam życie, nam –
ludziom, ale i wszystkiemu temu, co nas otacza.
Bóg
– Malarz, jak się też okazuje, to portrecista, którego często
imają się żarty. Na swoim płótnie czasem kpi z człowieka,
czasem go przerysowuje, prowadzi nieznanymi nawet sobie ścieżkami
życia i obserwuje jego trudy. Poddaje próbie ludzi, którzy rodzą
się dzięki pędzlowi. Bo wszystko jest … namalowane. Świat jest
malowidłem bożego narzędzia. Stworzyciel nie ślęczy, jak
rzemieślnik nad trwałym budulcem. „Rzeźbienie jest wtórne do
malowania. Bóg maluje rzeźbiarzy. A nie odwrotnie”.
Autor,
Dariusz Kunicki na wzór Boga, ukazuje nam konwencję
rzeczywistości będącą przeinaczeniem prawdy biblijnej, w którą
wierzymy. Oto czasy współczesne, Adam i Ewa śmiertelnicy oraz
Antichristos i Samael, śmierć, to materie przenikające przez
ściany. I wszyscy spotykają się na ziemi, bo całkiem nie umarli.
Po śmierci Bóg oczyścił im dusze, które wcześniej oczyścił,
zesłał na nich ogrom nieszczęść i cierpienia i przeniósł na
kolejne płótno, które zaczynał malować. Teraz rodzą się, jak
ludzie. Z matki i ojca.
Jednak...na
hojność Boga trzeba sobie zasłużyć. Czym? Droga do każdego Boga
wybrukowana jest modlitwą, pokorą i wiarą. W „Malarzu...”
jest podobnie, ale, co zaskakujące, owa droga będzie długa jeśli
zostanie odgadnięta tajemnica istoty życia.
Autor
bawi się biblijnymi postaciami, faktami spisanymi przez ewangelistów
i życiem, a raczej jego sensem. Czytasz, a w tobie kumuluje się
coraz więcej pytań – dlaczego Bóg stworzył świat i ludzi? Czy
Adam i Ewa mieli w raju drzewo poznania Dobra i Zła? Co jest sensem
życia każdego człowieka? Jaki jest wspólny mianownik? Jedno
słowo?
I
co to jest dusza?
Pytania,
wiele pytań, ale – wedle słów bożych – tylko wytrwali poznają
prawdę. Czytaj do końca, a będzie ci dane na owe pytania uzyskać
odpowiedzi. Dariusz Kunicki do końca wodzi za czytelniczy nos.
Żongluje wątkami, rzuca czasem na manowce, lecz to tylko pozory. W
„malarzu... „ wszystko ma znaczenie, wszystko jest istotne, a to,
co wydawało się poboczne w finale powieści powraca do fabuły, by
znaleźć się na płótnie artysty.
„Malarz...” zmusza do zadumy, skupienia i powolnej kontemplacji. To boska uczta czytelnicza.