Anatomia zła
| Dodano: 27 luty 2014
| Dodany przez:
Renata Grześkowiak
Książka wymagająca, książka zmuszająca do skupienia, kierująca nasze myśli głęboko w nasze wnętrza.
Dobro i zło. Co jest w nas silniejsze, doskonalenie siebie i podnoszenie naszej jakości życia, czy autodestrukcja.
Samo narodzenie się jest już silnie traumatycznym, przeżyciem, które zabunkrowane głęboko w naszej podświadomości wywiera wpływ na nasze życie, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Skutki jej oddziaływania dotykają psychikę bliskich, którzy tracąc kogoś ze swojego środowiska popadają w rozpacz, co za tym niesie konsekwencje nerwic, spadku odporności i choroby.
Przestaje nam się chcieć żyć, działać, robić cokolwiek, aby wyjść z przygnębienia. Zaczynamy swoisty taniec ze śmiercią.
Autor odsyła czytelnika do medytacji, oczyszczania się. zgłębiania wiedzy o własnym wnętrzu, wyniesionych tradycjach i namawia do przypomnienia sobie momentów z dzieciństwa, które mogło wywrzeć silny wpływ na nasze późniejsze działania.
Czytając książkę, takie właśnie odniosłam wrażenia. Książka nie należy do łatwych, jest ambitna i wymaga od czytelnika poważnego podejścia do lektury. Samo przeczytanie, by zaliczyć, zwyczajnie mija się z celem.
Pozwolę sobie nakreślić schemat przeżycia, jako dowód, że lektura książki jest cennym źródłem z którego czerpanie może przynieść rezultaty.
Dobro i zło. Co jest w nas silniejsze, doskonalenie siebie i podnoszenie naszej jakości życia, czy autodestrukcja.
Autor na podstawie własnej analizy, oraz podpierając swoje wywody
naukowymi odkryciami innych badaczy tematu stara się nas wprowadzić w
taki swoisty ( nazwę to całkowicie po swojemu) autotrans. Poprzez
wskazywanie nam źródeł pochodzenia lęku, bólu, niechęci, docieramy do
sedna naszego zniechęcenia życiem.
Samo narodzenie się jest już silnie traumatycznym, przeżyciem, które zabunkrowane głęboko w naszej podświadomości wywiera wpływ na nasze życie, a my nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Terminologię zła kojarzy się najczęściej z religią i to wytłumaczenie
najzupełniej wystarcza. Mało kto wysila się bardziej ponad tradycyjne
pojmowanie tematu i dąży do wyodrębnienia źródła zła, czyli naszego
życiowego dyskomfortu, aby go w miarę możliwości wyeliminować i wieść
satysfakcjonujące życie...bo skoro narzuca nam się teorię, że zło mamy
zakodowane w genach, albo że prześladuje nas życiowy pech, to wszelkie
próby przeciwstawienia się są po prostu bezcelowe.
Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Skutki jej oddziaływania dotykają psychikę bliskich, którzy tracąc kogoś ze swojego środowiska popadają w rozpacz, co za tym niesie konsekwencje nerwic, spadku odporności i choroby.
Przypadki straty najbliższych potrafią zadziałać jak "przycisk", który automatycznie włącza w nas proces autodestrukcji.
Przestaje nam się chcieć żyć, działać, robić cokolwiek, aby wyjść z przygnębienia. Zaczynamy swoisty taniec ze śmiercią.
Autor odsyła czytelnika do medytacji, oczyszczania się. zgłębiania wiedzy o własnym wnętrzu, wyniesionych tradycjach i namawia do przypomnienia sobie momentów z dzieciństwa, które mogło wywrzeć silny wpływ na nasze późniejsze działania.
Czytając książkę, takie właśnie odniosłam wrażenia. Książka nie należy do łatwych, jest ambitna i wymaga od czytelnika poważnego podejścia do lektury. Samo przeczytanie, by zaliczyć, zwyczajnie mija się z celem.
Czytając, pojawiały się w mojej świadomości obrazy z dzieciństwa.
Powracał szczególnie jeden, kiedy już to sobie uświadomiłam,
postanowiłam się mu przyjrzeć.
Pozwolę sobie nakreślić schemat przeżycia, jako dowód, że lektura książki jest cennym źródłem z którego czerpanie może przynieść rezultaty.
...Mam ok 4 lata. Byłam z mamą i rok starszym bratem na wsi u cioci.
Pewnego ranka moja mama musiała jechać do domu, a nas zostawiła na dwa
dni z rodziną. Pamiętam jak odprowadziłam mamę do drogi, dla mnie to był
bardzo długi odcinek ścieżki między polami, ale na tyle prosty, że
widocznie dla mamy nie był on niebezpieczny. Kiedy po rozstaniu z mamą
wracałam sama na podwórko,całą drogę układałam piosenki o tym jak mama
mnie zostawiła...Pamiętam noc, ciocia po swojemu przytuliła mnie,
ucałowała, najprawdopodobniej zapewniła,że mamusia przyjedzie, ale ja
nie spałam bardzo długo. Wpatrywałam się w świecącą figurkę Matki
Boskiej i rozmyślałam o swoim nieszczęściu.
Dlaczego o tym piszę...niby banalna historia...zostawiamy dzieci u
rodziny, aby wykonać ważne dla nas czynności. Jest to normalne i
naturalne.Po to ma się przecież rodzinę. Jednak ta scenka, te dwie doby
bez mamy powracały do mnie przez życie w chwilach, kiedy czułam lęk,
samotność...głęboko w świadomości, czy podświadomości powstał zarodek
nieokreślonej tęsknoty, którą trudno do czegokolwiek przyrównać.
Pozostało coś jeszcze...
Anatomia zła...Zło jest dla każdego czymś innym. Szatan dla jednych jest
pierwiastkiem zła wszczepionym nam do serc...przez kogo? Dla innych
jest realną postacią z równoległego świata, który tylko czeka na
przekroczenie progu życie - śmierć.
Ilu myślicieli, tyle wniosków, a tzw. zwyczajny zjadacz chleba z tym
tematem borykał się, boryka i nadal będzie. Bo to jest przynajmniej dla
mnie temat rzeka.