"U ludzi" - poruszające reportaże i rozmowy z podróży na krańce świata

Obrazek artykułu
Burda Książki poleca książkę Marka Tomalika „U ludzi”. Są to poruszające reportaże i rozmowy z podróży na krańce świata. Dotykają warunków życia, religijności, poszukiwania szczęścia w różnych zakątkach świata.
Marek Tomalik -  "U ludzi"

W pamięci zostali ludzie, spotkania z nimi, zachwyt nad tym co robią i jak to robią. 

Poruszające spotkania, reportaże, opowieści i rozmowy o tym, że nie zawsze ważne jest to co wydarza się na naszej życiowej drodze, bo bardziej liczy się to, kto nam w tej drodze towarzyszy. 


Opowieści są dalekie od dydaktyzmu, ocen. Faraonem jest handlarz z Kairu, Hobbitami – misjonarze na indonezyjskiej wyspie Flores, Aztekiem – przebywający okazjonalnie w czwartym wymiarze organizator festiwalu muzyki progresywnej na pustynnym krańcu Meksyku. Z kilku dekad podróży, z kontaktów i obserwacji życia w różnych zakątkach świata wyłania się obraz dość oczywisty. Stare ludy, te z tradycją sięgającą setek i tysięcy lat, te bardziej izolowane, te najmniej z cywilizacją globalnej wioski XXI wieku zmiksowane, mają najwięcej życiodajnej wody. W pędzących na oślep, pogmatwanych czasach braku wartości, erozji autorytetów, nadmiaru drogowskazów sugerujących jak żyć, ta woda smakuje najlepiej. Jest czysta, chłodna, orzeźwiająca i niefiltrowana.

Poniżej - jeden z reportaży dotyczący wyprawy Marka Tomalika do samozwańczego księcia Leonarda.

U księcia Leonarda

Samozwańczy książę w wymyślonym państwie – reportaż Marka Tomalika zaczerpnięty z książki „U ludzi”

 

Niewielu monarchów chciałem odwiedzić. Zaledwie dwóch. Kiedy wreszcie dotarłem do Dharamsala, tak zwanej Małej Lhasy, siedziby Tybetańskiego Rządu na Uchodźstwie, Ocean Mądrości XIV Dalajlama był akurat w Sejmie na Wiejskiej. Niezborność czasoprzestrzeni jest u mnie pochodną ignorancji newsowej. Od ponad dwudziestu lat nie oglądam i nie słucham serwisów informacyjnych. Audiencji u Jego Świątobliwości z własnej winy nie dostąpiłem. Natomiast drugiego męża stanu odwiedziłem parokrotnie i zawsze spotykałem się z miłym przyjęciem. Książę Leonard jest głową drugiego największego państwa na kontynencie

australijskim. Utworzył je sam. Jak?

 

„Najpierw trzeba otworzyć umysł i napatrzyć się w gwiazdy”. Tak postąpił Leonard Georges Casley, rolnik z Australii Zachodniej, któremu w 1969 roku rząd stanowy drastycznie zmniejszył limit zakontraktowanej pszenicy. Oznaczało to, że Casley sprzedałby zaledwie półtora procent plonów, co mogło doprowadzić jego farmę do plajty. To była propozycja do odrzucenia, toteż ją odrzucił, ale jej absurdalność zirytowała go na tyle, że wypowiedział urzędasom wojnę. Analityczny, matematyczno-astronomiczny umysł, odwaga, wyobraźnia i pewność siebie prowadziły go ku zwycięstwu. Dość szybko opracował strategię secesji swojej posiadłości od Związku Australijskiego, bo tak nazywa się największe państwo na najmniejszym kontynencie. Wczytał się w konstytucję, prawo międzynarodowe, stał się autorytetem w przepisach podatkowych, ekspertem od tego, jak ich – bez sankcji – nie płacić. Obstawiał, że jego pisma słane tu (do władz stanowych) i tam (do federalnych) pozostaną bez odpowiedzi.

 

Najpierw były protesty, prośby o uchylenie limitu, nieco później deklaracja dotycząca proklamowania niezawisłego państwa. Nie odpowiadając ofi cjalnie na jego pisma, potraktowali przyszłego monarchę jak nieszkodliwego wariata. Nieofi cjalnie się z tego śmiali. Tak, już wtedy sprawa wywoływała spory szum medialny. Według obowiązującego starego prawa brytyjskiego rząd miał dwa lata na odpowiedź dotyczącą deklaracji Casleya. Ze swego prawa jednak nie skorzystał, co skutkowało legalizacją statusu nowego państwa z datą 21 kwietnia 1972, nigdy formalnie przez Canberrę i Perth nieuznanego.

 

Niemniej Księstwo Hutt River istnieje nieprzerwanie od czterdziestu pięciu lat. Ma powierzchnię siedemdziesięciu pięciu kilometrów kwadratowych, porównywalną do wyspy Hongkong (nieco większy jest Płock). Ziemie księstwa obejmują pofałdowane wzgórza pól uprawnych i kwiecistych (w sezonie) łąk. Monarcha, piewca ochrony środowiska, ma w swoim państwie Jezioro Początku, Górę Secesji, Jezioro Spokoju i Dziki Kanion. Planuje ekspansję terytorialną – marzy mu się dostęp do morza, do Oceanu Indyjskiego (dwadzieścia kilometrów od swoich obecnych granic) i wchłonięcie (czytaj: wykupienie) części ziem parku narodowego Kalbarri. Książę wiedział, że nie może zasypiać gruszek w popiele, że aby przetrwać, musi umacniać status swego państwa. Zgłębiał księgi i szukał kolejnych luk. W konwencji genewskiej znalazł zapis: „Każdy kraj, który niepokonany przetrwa stan wojny, zostaje automatycznie uznany za suwerenny”. Drugiego grudnia 1977, odpowiednimi dekretami skierowanymi do władz federalnych w Canberze, wypowiedział Związkowi Australijskiemu wojnę i po trzech dniach ją odwołał. Dla rządu stawał się coraz mniej śmieszny, coraz bardziej skuteczny.

 

Do roku 1977 księstwo było monarchią absolutną, później (tak jest do dziś) monarchią konstytucyjną z gabinetem rządzącym na czele. Tworzą go: Korona Księcia Leonarda i książęta, czyli siedmioro dzieci księcia – czterech synów żyjących ze swoimi rodzinami w księstwie i trzy córki, których rodziny mieszkają w Perth. Książęcy fundament rodziny umacnia dwudziestu wnuków i ponad trzydziestu prawnuków pary książęcej. Zabawa trwała latami. Książę nie cofnął się nawet o krok. Napierał.

 

Doprowadził do uwolnienia obywateli księstwa spod pręgierza australijskich podatków, wprowadzając własny, wysokości pół procent. Tak, wydaje się to nieprawdopodobne, ale ofi cjalnie mieszkańcy Księstwa Hutt River jako nierezydenci Australii są zwolnieni z podatku. Mniej ofi cjalnie są zobowiązani do dowolnej daniny, „prezentu” na rzecz „sąsiedniego” hrabstwa, które jest administracyjnym odpowiednikiem naszego powiatu. Księstwo ma swoje symbole: fl agę, herb, sztandar z napisem „Hańba znaczy śmierć”, hymn (It’s a Hard Land skomponowany przez gitarzystę rockowego Keitha Kerwina) i motto („Póki oddycham – mam nadzieję”). Powołał własną pocztę (wydawane przez nią znaczki są rarytasem wśród kolekcjonerów), ustanowił walutę – dolar Hutt River (w Hongkongu jest ponoć wymienialny!), naziemną armię, fl otę morską (pod banderą Hutt River pływa wiele jednostek) i pokojowe siły powietrzne (w służbie jest jeden prywatny samolot, dolatujący z sąsiedztwa, czyli „z zagranicy”). Księstwo sprzedaje obywatelstwa. Za jedyne trzysta dolarów można otrzymać paszport ważny pięć lat, w wielu krajach podobno respektowany. Zdalnych, głównie zamorskich, obywateli jest już ponad piętnaście tysięcy, tych stacjonarnych, na ziemiach księstwa – około trzydziestu.

 

Książę nawiązał liczne kontakty dyplomatyczne, mianował kilkudziesięciu konsuli poza granicami i we wszystkich stanach Australii. Jednym z nich od 1980 roku była Daniela Farley, Australijka polskiego pochodzenia. Monarcha planuje budowę lotniska międzynarodowego ze strefą wolnocłową i otwarcie bram… raju podatkowego.



Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl