Niepokorny zestaw felietonów dla każdego Polaka

Obrazek artykułu
Rafał A. Ziemkiewicz ŻYCIE SEKSUALNE LEMINGÓW - Premiera 30.01.2015

Zestaw …. felietonów ostrych jak brzytwa.

Ziemkiewicz w swoim nie znającym kompromisów stylu rozprawia się ze wszystkim i ze wszystkimi. Analizuje, krytykuje i wkłada przysłowiowy kij w mrowisko.

W tych tekstach jest Rafał A. Ziemkiewicz w swojej najlepszej publicystycznej odsłonie.

To niezwykły komentarz rzeczywistości, która nas samych otacza, ale też niepokoi, denerwuje i rozczarowuje.

To książka, wreszcie, w której każdy z nas znajdzie coś dla siebie, a niejednokrotnie złapiemy się na tym, że „ten facet pisze dokładnie to, co myślę”.


Fragmenty felietonów


Brukselski bal wampirów

Przestańmy się wreszcie cieszyć jak głupi z tych unijnych pieniędzy. Wszystko wskazuje na to, że Polska ma z nich więcej szkody niż pożytku.

 Wiem, straszna to herezja. Dogmatu o zbawiennym wpływie unijnych funduszy, niosących nam rozwój, wzrost i lepsze jutro, nie ośmiela się podawać w wątpliwość prawie nikt. Nawet Jarosław Kaczyński skapitulował przed powszechnym pożądaniem „trzystu miliardów z Unii” i zadeklarował, że trzyma kciuki za premiera, żeby udało mu się z brzucha eurobiurokracji jak najwięcej dla naszej wygłodzonej Ojczyzny wyrwać. Jego zresztą rozumiem, jest politykiem, a ten zawód polega raczej na snuciu miraży niż ich rozwiewaniu. Ale dogmatu nie ważą się naruszać także dziennikarze i eksperci. To znaczy ci ostatni w większości mówią o sprawie tak samo, jak za komuny mówili o absurdach gospodarki socjalistycznej. Na boku, prywatnie, w cztery oczy, ale broń Boże nie pod nazwiskiem.

 A może zamiast napalać się, niczym przysłowiowy szczerbaty na suchary, na te kolejne 300 miliardów w nowym unijnym budżecie, przyjrzyjmy się, jak wydaliśmy poprzednie?

 Ja bym podał taki przykład. Gmina występuje do Unii o dotacje na aquapark. Kilkadziesiąt milionów, Unia daje połowę. Na drugą połowę gmina bierze kredyt. Pieniądze na różne sposoby wsiąkają w gminę, znacząco zwiększając zadowolenie. Aquapark jest fajny, budzi dumę, wszyscy się radośnie pluskają, dzieci mają fajne miejsce na szkolny WF, a po lekcjach na różne zajęcia sportowe. Na fali ogólnego zadowolenia burmistrz, zapunktowawszy na „umiejętnym wykorzystaniu unijnych funduszy”, zostaje wybrany do Sejmu albo sejmiku wojewódzkiego (w czym zapewne udział ma kosztowna kampania, sfinansowana przez lokalnych biznesmenów, którzy się przy okazji aquaparku obłowili).

 Trwa jakiś czas, nim do mieszkańców dotrze, że aquapark nie jest w stanie utrzymać się z wpływów za bilety. Choć bilety i tak drogie, i po pierwszym zachłyśnięciu się, gdy atrakcja spowszedniała, sprzedaje się ich coraz mniej. Trzeba albo pogodzić się ze stopniową dekapitacją obiektu, albo do obciążenia długiem za połowę inwestycji dodać koszty jej utrzymania. Gmina kombinuje jak koń pod górę, tnie koszty, ograniczając godziny otwarcia i stopniowo likwidując kolejne sekcje sportowe i atrakcje. Tnie też środki na konserwacje i naprawy, więc obiekt stopniowo brzydnie i zaczyna się sypać...


Układ – pokazuję i omawiam

O filmie „Inside Job” (przetłumaczyłbym to jako „Ludzie z Branży” albo po prostu „Branża”) słyszałem już wielokrotnie i zawsze były to rzeczy bardzo zachęcające. Ale wrodzony wstręt do ściągania filmów z sieci kazał mi czekać, aż głośny dokument dotrze do Polski legalną drogą. A kiedy go w końcu kupiłem na DVD, w pierwszej chwili nie zorientowałem się nawet, że to właśnie to.

 Polski dystrybutor zatytułował bowiem film „Szwindel. Anatomia kryzysu”. Może i efektownie, ale od czapy, bo akurat nie o anatomię światowego załamania finansowego najbardziej tu chodzi, choć, przyznajmy, film wyjaśnia i tę kwestię w sposób zrozumiały dla laika.

 Mam swoje lata, niełatwo mi zaimponować. Tym razem się to udało. „Branża” to znakomity dokument, bez żadnych formalnych fajerwerków i sztuczek czy szwendającego się po ekranie narratora. Po prostu gadające głowy przeplatane zdjęciami dokumentalnymi z komentarzem podłożonym w offie, od czasu do czasu jakiś wykres czy infografika. Ale to, co jest w ten sposób opowiedziane – wgniata w fotel.

 Widzimy po prostu śmierć systemu, do którego przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że niczego innego sobie nie wyobrażamy. Tak jak poddani brytyjskiej korony u schyłku XIX wieku nie wyobrażali sobie świata bez królowej Wiktorii, która panowała, wydawało im się, od zawsze i gwarantowała, że świat, osiągnąwszy doskonałość, nigdy się już nie popsuje.

 Ale królowa Wiktoria w końcu umarła – a co się stało z tym światem wkrótce potem, można sprawdzić w podręcznikach. Demokracja liberalna – bo o niej tu myślę – umarła już także. Faktom nie można zaprzeczyć. Tylko bardzo trudno przyjąć je do wiadomości.


Trup w urnie

Na naszej ulicy leży trup z przestrzeloną głową. Czy wolno nam mówić o morderstwie? Zgodnie z logiką funkcjonariuszy prorządowych mediów i ich dyżurnych „autorytetów” – absolutnie nie wolno.

 Jeżeli nikt nie został złapany za rękę, jeżeli nie umiecie wskazać konkretnego sprawcy ani nawet nie znaleźliście narzędzia zbrodni, to milczcie! Nie wolno bez twardych dowodów insynuować, że na naszej ulicy mogło się coś takiego zdarzyć! To anarchizowanie sytuacji, niszczenie poczucia bezpieczeństwa obywateli i tak dalej – oszczędzę Państwu cytowania histerycznych frazesów w stylu wstępniaków redaktora Kurskiego.

 Tymczasem, wbrew całej tej histerii, uruchomionej wypowiedzią prezydenta Komorowskiego o „odmętach szaleństwa” (ciekawe, dwa pierwsze dni prezydent zachowywał się w trudnej sytuacji godnie i rozsądnie, by nagle rzucić hasło „ni szagu nazad!” i przestawić nim cały agit-prop na zajadłą obronę rzetelności wyborów i kompetencji PKW z KBW, których obronić się po prostu nie da) – owoż, wbrew całej tej histerii, trup leży i ma dziurę w głowie.

 A skoro tak, nie tylko można, ale trzeba krzyczeć, że doszło do zbrodni, że po naszej ulicy krąży morderca i jeśli nic z tym nie zrobimy, zaraz zabije kogoś następnego. A skoro burmistrz i miejscowa policja upierają się, że to tylko wypadek jakich wiele, że ludzie się przecież czasem potykają, mieszkańcy, nic się nie stało, rozejść się! – albo są u mordercy w kieszeni, albo sami kompletnie nie wiedzą, co robić, bo są za głupi, by zrozumieć sytuację, a co dopiero znaleźć z niej wyjście.

 Osobiście obstawiam ten drugi wariant.


Rafał A. Ziemkiewicz na Facebooku

https://www.facebook.com/SpytajZiemkiewicza


Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl