Magdalena Zawadzka- „Taka jest i już!”

Obrazek artykułu
Najnowsza książka Magdaleny Zawadzkiej, jednej z najbardziej rozpoznawalnych i lubianych aktorek polskich.

Dla wielu osób  Magdalena Zawadzka nadal pozostaje jedynie rozpoznawalną aktorką. Książka „Taka jestem i już” pozwala odrobinę zbliżyć się do gwiazdy i zrozumieć, że aktor to także człowiek przeżywający chwile radości i smutku jak każdy z nas.


Magdalena Zawadzka w swej najnowszej książce zawarła bezcenne wspomnienia z niemal każdego etapu życia. Lekkie pióro oraz spora dawka humoru sprawia, że pozycję czyta się z ogromną przyjemnością, pomimo, iż przychodzą momenty gdy tematyka nakazuje wraz z autorką wkroczyć na ścieżkę głębokich przemyśleń. Magdalena zawadzka wspomina o dorastaniu do dojrzałości, czasie żałoby po śmierci męża, ukochanym synu. Odrębną częścią pozycji pozostają opowieści o podróżach aktorski oraz felietony pisane jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, które nie straciły na wartości.


Fragment z książki:

Kocham zdjęcia. Pobudzają wszystkie moje zmysły. W jednej sekundzie ożywają wspomnienia. Wracają zapomniany koloryt, zapach i nastrój utrwalonej na zawsze chwili. Ale fotografie z wczesnego dzieciństwa niewiele mi mówią. Nie rozpoznaję siebie w tej malutkiej dziewczynce. Nie wyobrażam sobie nawet, że mogłam mieć taką zabawną fryzurkę z lokiem pośrodku głowy.


Najwcześniejsze wspomnienie to moje piąte urodziny. Stoję na schodkach prowadzących do domu, w którym mieszkałam z rodzicami, w mojej ulubionej sukience w pomarańczowe wzorki (nazywałam ją „w marchewki”) i uświadamiam sobie z dumą, że właśnie kończę pięć lat. A wcześniejsze wspomnienia to raczej ich błyski, nie wiadomo czemu tak wyraźnie zapamiętane. Wielkie, ciężkie drzwi wejściowe z mosiężną gałką, której nie mogłam dosięgnąć. Rodzice wychodzili do pracy wcześniej niż ja do przedszkola. Nie miał kto mnie odprowadzać, szłam więc sama. Zatrzaśnięcie za sobą tych wielkich ciężkich drzwi było ponad moje siły. Prosiłam przypadkowych przechodniów o pomoc i gdy wreszcie udało się je zamknąć, ruszałam w drogę, w daleki świat. Ten daleki świat to przedszkolny budynek tuż za parkiem, w którym przerażała mnie ukryta w krzakach budka wysokiego napięcia z trupią główką na drzwiczkach. Mama prosiła, żebym nigdy nie zbliżała się do tej budki, bo może mnie porazić prąd. Posłusznie ją omijałam, ale upiorna trupia główka, wyzierająca z krzaków, utkwiła mi w pamięci.

Te codzienne wyprawy do przedszkola były moimi pierwszymi krokami w samodzielność. Od najmłodszych lat rodzice traktowali mnie jak życiowego partnera. Nie stać ich było na sztab nianiek czy służących czuwających nad każdym moim krokiem. Byli młodzi, pracowali, równocześnie studiując, i mieli mnie. Godzili jak mogli wszystkie obowiązki, oczekując ode mnie zrozumienia. Uświadamiali zagrożenia, tłumaczyli konieczności w tak przystępny sposób, że rozumiałam, dlaczego tak musi być. Starałam się więc być odpowiedzialna i nie zawieść ich zaufania. Robiłam to tak wiarygodnie, że w końcu uznali mnie za mądrą, posłuszną i dzielną małą dziewczynkę. Nie wiedzieli jednak, że w dążeniu do tej dzielności codziennie pokonuję wiele barier przerastających kilkuletnie dziecko. Jedną z nich był strach.


Nasz dom stał w ogrodzie, wśród drzew i krzewów. Wieczorami, gdy często zostawałam sama, ciemne okna stawały się przepaściami pełnymi poruszających się, tajemniczych zjaw. Bałam się straszliwie, ale wstydziłam się do tego przyznać. Ponadto nie lubiłam słuchać uspokajających i według mnie bezsensownych wyjaśnień na temat braku podstaw do lęku, jakimi raczyli mnie dorośli, którzy szybko zapominają, że kiedyś byli dziećmi i tak samo się bali. Ten strach pozostawał moją wielką tajemnicą. Aż pewnej zimowej nocy wszystko się wydało. Tańcząca w ciemnym oknie zjawa zmaterializowała się w postać złodzieja, który usiłował otworzyć drzwi od werandy. Rozdzierający krzyk i szok, jaki przeżyłam, uświadomił rodzicom, że moja dzielność i odwaga to tylko pozory. Tamtej pamiętnej nocy pożegnałam się raz na zawsze z poczuciem bezpieczeństwa i tylko czasami udaję, że je mam.

Pewnego dnia, wczesną wiosną, spotkała mnie zapierająca dech w piersiach niespodzianka. Kiedy otworzyłam drzwi wejściowe, ujrzałam tatę i grzecznie stojącego przy nim psa. Był to duży płowoczarny owczarek alzacki, niezwykle piękny. Patrzył na mnie uważnie wielkimi brązowymi oczami. Jego uszy postawione były na baczność, a niziutko opuszczony ogon zdradzał wielką czujność. Wszedł w nasze progi godnie, bez pośpiechu i nerwowości. Prowadzony przez tatę na smyczy i w kagańcu obwąchał wszystkie kąty, mamę i mnie, a potem przysiadł taktownie z boku, czekając na dalszy rozwój wypadków. Nie wiedział przecież, że jest już naszym psem i że to będzie jego dom. Dopiero gdy próbowaliśmy umościć mu posłanie pod stołem, szukać misek na picie i jedzenie, zagadywać i sprawdzać, czy rozumie, co się do niego mówi, zaczął niejasno przeczuwać, że ta uradowana jego obecnością trójka ludzi chce go przyjąć pod swój dach. Po wyjaśnieniach taty, że to specjalnie tresowany pies obronny i musimy być ostrożne, bałyśmy się z mamą go pogłaskać. Ale na szczęście trwało to krótko. Najeżony i groźny postrach okolicy w domu zmieniał się w łagodnego baranka. A ja wreszcie poczułam się bezpieczna.


Szatan, bo tak go nazwaliśmy, został moim przyjacielem i obrońcą. Pilnował domu, w nocy spał przy moim łóżku, był wspaniałym partnerem do zabaw, rozumiał wszystko, wręcz zgadywał myśli, i właściwie nie umiał tylko mówić. Poza tym kochał mnie wierną psią miłością, dając codzienne dowody cierpliwości i wyrozumiałości. Tolerował moje nieustające wizyty pod stołem, tarmoszenie za uszy, czesanie ostrą szczotką, przecieranie oczu watką i inne kosmetyczne zabiegi, uwłaczające może psiej godności, ale świadczące o tym, że jest kochany.
(…)

 

 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl