Życie to „Niewyjaśnione tajemnice”
Bo pomimo tragizmu, wokół
którego krąży ta powieść, pomimo słonych łez i cierpienia, na
jakie skazuje nieuleczalna choroba Bożeny, podczas czytania spływa
na ciebie spokój. Jakieś wyciszenie podobne do zgody, do akceptacji
życia takiego, jakim ono jest. Ze wzlotami, bolesnymi upadkami,
walką o siebie i bezradnością, jaka siedzi w człowieku. Walką z
niemocą i ludzkim zwątpieniem w sens.
Życie
– jakimi drogami prowadzi? Masz świadomość, że każda z nich
zmierza w kierunku śmierci, ale jednocześnie tli się w tobie
nadzieja, że chora Bożena nie pójdzie na skróty. „Ziemia to
tak, czy inaczej planeta grobów”, a dla chorych „(...)
jutro znaczy nigdy, bo jutro czeka śmierć”. Ale nie można
czekać na własną nieuchronną i tak śmierć, co niejednokrotnie
podkreśla autor. Trzeba żyć do końca wedle słów śp. księdza
Kaczkowskiego – żyć na pełnej petardzie. Nadzieja odchodzi
ostatnia, na nią też przyjdzie koniec, a póki co nie mów nigdy,
nie mów zawsze. Walcz z nadzieją u boku, bo zawsze jest coś
pośrodku. Bo choć Bóg wskazał na Bożenę palcem i wybrał ją. Z
tłumu zdrowych wyłapał ją i wybrał. Powiedział, że ona
szybciej ku śmierci pójdzie. Ale, co udowadnia Łabenda, to
nie znaczy, że została skazana. I choć niczego nie można
zatrzymać, ani powietrza, ani miłości, ani oddechu, a życia tym
bardziej, to warto żyć. I o tym są„Niewyjaśnione
tajemnice”. O sensie, o człowieku o szansie, jaka
zawsze, zawsze jest. Szansa nigdy nie umiera.
Główna
bohaterka, Bożena Greco, o szesnastej odbiera telefon, na który
czekała, jak skazaniec na odcięcie głowy. Dzwonek, rozmowa, wyrok.
Nieoperacyjny glejak wielopostaciowy, IV stopień. Śmierć kroczy
obok. Na to nie ma leków, nie ma terapii. To koniec. Lecz
człowiek... ma świadomość ulotności i własnej skończoności,
ale do końca łudzi się i walczy o życie. O każdą godzinę.
Wczepia się pazurami w następny dzień kalendarza, bo jeszcze chce
pożyć. Końcówka życia smakuje najwyborniej, dlaczego?Człowiek
chce pożyć. Pobyć. Być. Żyć. Jeszcze jeden dzień. Jeszcze te
kilka godzin, chwil.
Życie, gdy pragniesz, by wyhamowało, drastycznie przyspiesza. Goni do mety – po co? Po zwycięstwo? Po przewagę nad śmiercią, która cierpliwie obserwuje i czeka, a prędzej, czy później – wygra. Zanim jednak Bożena odejdzie, chce wyjawić wszystko to, co jej córka wiedzieć powinna. Zasługuje naprawdę. Bożena umrze, ale nie zostawi Wiki w niewiedzy. Musi wyznać prawdę o niej, o sobie, o … syfie, który przykrył jej życie ciężką kołdrą. Musi powiedzieć o bólu, który wczepił się w jej mózg, a który pewnie teraz wywołał tą chorobę. Bożena, choć mówiła, to we wnętrzu siebie krzyczała. Cała złość wraz z owym wrzaskiem tonęła w niej. Jednak nie dało się zagłuszyć tego, co przez lata tkwiło w jej głowie. Ta złość na życie, na ból, łzy, na samotność w tłumie... Fale jadu w jej głowie niczym sztorm, uderzały o skronie, jakby chciały się przebić przez jej czaszkę i wydostać na zewnątrz. I choć ty – jako czytelnik – mocno personalizujesz się z główną bohaterką. Choć jak ona pijesz mocną whisky, by ujarzmić rozedrganie, to brniesz w fabułę. Scalasz się z nią. Stajecie się jednością. Do końca, do ostatniej strony.
Wchodzisz
w fabułę „Niewyjaśnionych tajemnic”, bo czujesz, że
twoją drobną dłoń skrył w swojej Krzysztof Łabenda i jak
opiekuńczy tata, którego Wiki nigdy nie miała, prowadzi cię przez
trudne ścieżki życia, życia powieściowego.
„Niewyjaśnione tajemnice” to życie. Życie to „Niewyjaśnione tajemnice”. Ta książka jest niesamowita, idealna, autentyczna i na wskroś prawdziwa. Jest bardzo dobra, bo pisząc ją autorem kierowało życie. Wszystko w niej jest potrzebne. Każdy z wątków, każde spotkanie, każdy moment. To idealnie skrojona, opracowana i napisana książka – czego chcieć więcej?