Życie pełne jest magii
To jest magia, jaką skrywają w sobie bajki, banie, opowiastki, a
nawet starodawne legendy, czy mity. Czar bajek pomaga nam w życiu,
sprawia, że odzyskuje ono utraconą kolorystykę. Że smakuje, jak
najlepsza babeczka upieczona przez ukochaną babunię.
Życie
pełne jest magii, o czym zapominamy. Ale oto pod stopami znajdujesz
perełkę... perełkę podłożoną przez Jagnę Kraszewską,
która w owej perełce umieściła „Trzy klucze”,
by potem zniknąć. A ty zostajesz ze zdziwieniem wymalowanym na
twarzy. Podnosisz znalezisko, zabierasz do domu i po krzątaninie z
kubkiem czekolady z kleksem bitej śmietany na wierzchu zasiadasz w
fotelu. Otwierasz pierwsze strony i zaczynasz czytać.
Jest tu Dobry Duszek Pomocek, jest kochana Babcia Lusia, rodzice i Pan Kot zachwycony swoim imieniem, „bo który kot ma imię składające się z dwóch członów? A ja mam i o czymś to świadczy” - wymiauczowywał z dumą. Ale – jak to w bajkach bywa – jest też Zły Duszek Psujek, który tylko czekał na swoje szczęście. A czyhał na małą Tosię, dziewczynkę, która ukąszona przez Psujka staje się ...zła.
Zaczyna
się walka Pomocka z Psujkiem...
I nie powiem nic więcej. Na „Trzy Klucze” zamknę swoją buzię i w ciszy dam ci do rąk historię, która cię zmieni. Zmieni na lepsze, wbrew temu co grozi Tosi. W tym tkwi magia baśni, że walczą ze złem, smutkiem i ponurym nastrojem – ta także, a robi to tak subtelnie i miło, że nie poczujesz zmiany. Zauważą ją inni, ale to już inna bajka...
Może
taka?
„Był sobie raz chłopczyk, który jak dorośnie chciał zostać piekarzem. Ale nie takim zwykłym piekarzem, co codziennie w białym fartuchu i białej czapie piecze zwykły, pszenny chleb czy zwykłe bułki. Oj, nie. Ten mały chłopczyk chciał być najlepszym piekarzem w mieście, a nawet w świecie. Słynąłby z najlepszego pieczywa. Chciał tworzyć nowe przepisy na pulchne rogaliki, czy warkocze drożdżowe nadziewane rodzynkami. Chciał opracowywać nowe smaki. Chciał karmić ludzi, których przywoływałby do swojej piekarni zapachem pieczonych drożdżowców. Chciał piec chleby na zakwasie, obwarzanki z sezamem, proziaki, precle. A skąd mu się wzięły te marzenia?
Te
marzenia rosły w nim, jak ciasto drożdżowe odstanowione w ciepłym
miejscu. A sprawczynią była babcia. To ona pokazywała mu, jak
zagniatać ciasto, jak je głaskać, karmić i jak należy z nim
rozmawiać. Gdy babunia uśmiechała się podczas formowania
bułeczek, te rosły, jak wielkie, puchate buły. Były jak wzgórza
i jedno wpadało na drugie. Te bułeczki z piekarnika przypominały
wielkie kule, które trzeba było od siebie odrywać.
Ale
czasem, rzadko co prawda, ale zdarzało się. Babunia podczas
pieczenia milczała. Chłopczyk przyglądał się ruchom jej dłoni,
dotykał ciasta, chciał by babcia coś opowiadała, ale ona nic.
Mówiła w sobie. Wiedział, że rozmawia sama ze sobą, w ciszy, że
musi z sobą przegadać jakiś problem. Zagniatała ciasto w
skupieniu, ale chłopiec czuł, że tak nie powinno być, że
drożdżowiec czeka na uśmiech.
I tak było. Babunia wsunęła zagnieciony placek nadziewany jabłkami i cynamonem do piekarnika, ale gdy po godzinie go wyjęła, okazało się, że jabłecznik był niewysoki. Choć niewysoki to raczej mało powiedziane, był niziutki i wyglądał jak deska posypana cynamonem. Był smutny i leniwy. Chłopiec czuł, że ludzie emocje potrafią spulchnić ciasto albo je całkiem zniechęcić do rośnięcia. Że potrafią wpływać na nie, że trzeba uważać i na nie i na siebie. A wszystko to, co wiedział o drożdżach, o mąkach, o jajkach i ... przyprawach do ciasta, wiedział od babci. Z czasem sam zaczął zagniatać ciasta, toczyć wałki by uformować z nich precle, czy też oddzielał szpatułką równe kawałki, by tworzyć z nich bułeczki z kruszonką. I zawsze, za każdym razem, rozmawiał z ciastem, jak z najlepszym przyjacielem. A zanim wsunął blaszki do piekarnika, głaskał puchate ciasto i mówił „do zobaczenia”, bo po godzinie uchylał drzwiczki i zerkał do ciemnego wnętrza mówiąc „Witaj pampuchu”.
I
ta pasja rosła w nim.
Chciał
być piekarzem. Najlepszym w mieście. A swój sekret pewnego dnia
wyznał babuni. Siedzieli pod wielkim drzewem. Zajadając świeże
warkocze drożdżowe i trzymając kubki z mlekiem, wnuczek powiedział
babci kim chce zostać.
I co się stało?
Jak zareagowała babunia?
I czy mały chłopczyk został wielkim piekarzem, większym od drożdżowców jakie wyciągał z piekarnika?
Czy był znany na całym świecie? ...”
To moja bajka, która urosła we mnie. „Trzy klucze” otworzyły we mnie drzwi, za którymi była mała dziewczynka – ja. Opowiadam tą bajkę sobie, małej dziewczynce, którą w sobie pielęgnuję. Opowiadam, uśmiecham się, jestem dobra dla nas.
Taka jest magia bajek.