Zapowiedz pierwszej powieści historycznej Henninga Mankella.

Obrazek artykułu
„Zapiski brudnego anioła” to tytuł pierwszej powieści historycznej Henninga Mankella. Pozycja zapowiada się obiecująco gdyż Mankell, pisząc o właścicielce domu publicznego inspirował się autentycznymi doniesieniami

Henning Mankell już wielokrotnie pozwolił czytelnikom poznać się od najlepszej strony. Na 27 października wydawnictwo W.A.B zapowiedziało, pojawienie się kolejnej pozycji. Tym razem Mankell porwał się na pierwszą w swej karierze powieść historyczną. Po tytułem „Zapiski brudnego anioła” kryje się zbudowana z literackiej fikcji opowieść o Szwedce, która na przełomie XIX i XX wieku pełniła obowiązki właścicielki domu publicznego w stolicy Mozambiku. 


Pikanterii dodaje fakt, że Mankell inspirował się autentycznymi doniesieniami. Jak łatwo się domyśleć nie tak łatwo przyjdzie nam jednoznacznie ocenić tytułowego „brudnego anioła” o imieniu Hanna. 


Nim Hanna osiągnie status właścicielki największego domu publicznego w Mozambiku poznamy ją jako biedną szwedzką dziewczynkę, która wyruszy z wioski w górach do miasta nad morzem w poszukiwaniu nowego, lepszego życia. Jako służąca nie popracuje jednak długo, opuszczając Szwecję na statku handlowym. Długi rejs zaowocuje małżeństwem z oficerem, który niestety przedwcześnie umrze na tropikalną chorobę i na zawsze już pozostanie związany z morzem. Pogrzeb wśród morskich fal oraz narastające uczucie osamotnienia nakaże Hannie uciec ze statku, w portugalskim porcie w Afryce Południowej. Ciężko chora, otoczona opieką kobiet w hotelu O Paraiso, powoli powróci do zdrowia. Dowie się również, że hotel tak naprawdę jest domem publicznym, którego właścicielką z czasem się stanie.

 

 Fragment książki 

Jest czerwiec roku 1904, wstaje duszny tropikalny świt.


Tutaj, w tym odległym teraz, na miękkiej, martwej fali stoi statek pod szwedzką banderą. Na pokładzie jest trzydziestojednoosobowa załoga. Pośród niej jedna kobieta. Nazywa się Hanna Lundmark, z domu Renström, pracuje na statku jako kucharka.


Statek transportujący ze Szwecji tarcicę na podłogi w salonach bogatych australijskich hodowców owiec miał dotrzeć na miejsce z trzydziestodwuosobową załogą.


Lecz jeden z jej członków właśnie zmarł. Był pierwszym oficerem na pokładzie oraz mężem Hanny. Był młody i chciał żyć, ale pewnego dnia, gdy statek cumował na załadunek węgla w jednym z pustynnych portów na południe od Suezu, pierwszy oficer, mimo ostrzeżeń kapitana Svartmana, zszedł na ląd i zaraził się febrą czyhającą na afrykańskim brzegu.


Gdy mężczyzna zrozumiał, że umrze, zaczął wyć ze strachu.


Żaden z tych, którzy trwali do końca przy łożu śmierci, ani kapitan Svartman, ani pracownik tartaku, mężczyzna nazwiskiem Halvrosen, nie zrozumieli ostatnich słów umierającego. Nie usłyszała ich nawet Hanna, mająca zostać wdową, po trwającym miesiąc małżeństwie. Jej mąż zmarł, krzycząc, a pod sam koniec, kiedy śmierć była już bliska, żałośnie jęczał ze strachu.


Nazywał się Lars Jakob Antonius Lundmark. Hanna opłakuje go, pogrążona w niemal paraliżującej rozpaczy.


Jest świt, nastał pierwszy ranek po śmierci Lundmarka. Statek stoi bez ruchu. Kapitan położył go na dryf, zaplanowawszy pogrzeb na morzu. Nie chciał z tym zwlekać, na statku nie było niczego, by ciało utrzymać w niskiej temperaturze.


Hanna stoi na rufie z wiadrem pomyj. Jest niska, trzyma się prosto i ma przyjazne oczy. Brązowe włosy upięła w skromny kok na karku. Nie jest ładna, lecz bije od niej niezwykły blask, dający odczuć, że jest kobietą z charakterem.


Tu i teraz. W tej chwili znajduje się właśnie tu. Na morzu na pokładzie parowca z podwójnym kominem, wiozącego ładunek tarcicy do Australii. Port macierzysty: Sundsvall.


Statek nazywa się „Lovisa”. Zbudowano go w podsztokholmskiej stoczni Finnboda, lecz jego port macierzysty znajduje się dalej na północ.


Najpierw statek należał do armatora w Gävle, lecz przedsiębiorstwo zbankrutowało wskutek spekulacji. Dopiero potem trafił do Sundsvall. W Gävle nosił nazwę „Matilda”, na cześć żony armatora grającej Szopena niezgrabnymi palcami. Teraz statek nazywa się „Lovisa”, bo takie imię nosi najmłodsza córka nowego armatora.


Jednym ze współwłaścicieli statku jest mężczyzna nazwiskiem Forsman. To on zadbał, by Hanna Lundmark dostała pracę na pokładzie. I mimo że w domu Forsmana też stoi pianino, nikt na nim nie gra. Forsman lubi słuchać instrumentu, gdy raz do roku przychodzi stroiciel.


I oto na pokładzie „Lovisy” od śmiertelnej gorączki zmarł właśnie pierwszy oficer Lars Johan Jakob Antonius Lundmark.


Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl