Wyjatkowa Lucy Maud Montgomery dla wielu od wielu lat...

Dla
wielu moje słowa zabrzmią nieco absurdalnie, bo „Ani z
Zielonego Wzgórza” ani za dziecka, ani za czasów dorastania
nie czytałam. Znałam i lubiłam, zresztą nadal lubię, ekranizację
Ani, rudowłosej gaduły. Taką też sobie ją wyobrażałam w
książce, lecz za tą złapałam... będąc dorosłą. I nie
ukrywam, za pierwszym razem fenomen zaczytanych w Ani wielbicieli
dziwił mnie, ale po otwarciu książek z serii o Zielonym Wzgórzu
wszelkie wątpliwości się rozwiały. Coś w nich jest, jakaś magia
i piękno.
Lucy
Maud Montgomery ma niesamowity dar obserwacji, świetny język i
styl pisania. I to chyba porywało czytelników i porywa do dziś.
Dlaczego? Czy lubimy lekkie, dobre powieści? A może w „Ani”
tkwi ta wspaniała uniwersalność i każdy znajduje w niej to, czego
potrzebuje? Szuka i odnajduje?
W
pierwszej części, czyli „Ani z Zielonego Wzgórza”
poznajemy rudowłosą szczebiotkę, którą adoptuje rodzeństwo
Maryla i Mateusz. Chcieli chłopca, ale w wyniku pomyłki w ich domu
pojawia się dziewczynka. Chłopiec miał pomagać coraz starszemu
Mateuszowi w codziennym prowadzeniu gospodarstwa, a dziewczynka?...
Jednak z biegiem dni, potem tygodni okazuje się, że Ani nie
zamieniliby na żadne inne dziecko, nawet na złotego i zaradnego
chłopca. Ania jest wszędzie, mówi szybko co myśli, a myśli
dopiero później, jest szczera, dobra i jakże potrzebna. Matylda
prócz tego, że ma przez Anię codziennie urwanie głowy, to jednak
jej życie jest teraz pełne słońca, miłości i jakby nieporadnej
młodości. Mateusz zaś Anię traktuje, jak córkę. Kocha ją,
potrzebuje i przy niej odpoczywa. To dziecko odmienia i ludzi i dom.
W
drugiej części, która stanowi kontynuację Zielonego Wzgórza, w
„Ani z Avonlea” napotykam znane mi wątki i osoby. Tu Ania
jest już dorosła i po studiach wraca do Maryli, która podupada na
zdrowiu oraz do ukochanego staruszka Mateusza. Zostaje nauczycielką
w tutejszej szkole, ma swoich uczniów, zakłada Koło Entuzjastów
Avonlea i życie toczy się dalej. Ale … Pojawiają się bliźniaki,
które zostają adoptowane i zamieszkują na Zielonym Wzgórzu.
Spokojna dziewczynka i rozbrykany chłopiec – lustrzane odbicie Ani
z tych lat.
Ania
zlepia codzienność z tym miejscem
i ludźmi, uczy się siebie od nowa. Czasem nawet wydaje się, że
życie ją przerasta, że wszystko się komplikuje, ale … wszystko
jest przecież możliwe. Zwłaszcza u rudowłosej kobietki, która
zawsze walczyła z codziennością. Kolorowała ją na swój sposób
i trudno było ją dogonić.
Styl
pisania Lucy Maud Montgomery sprzyja czytaniu, czytaniu,
czytaniu... Nie sądziłam, że tak mnie pochłoną te historie
„Ani”. Z pewnością jest to zasługa lekkości pisania,
jaką czuje się na każdej stronie powieści. Nie ukrywajmy,
pierwsza część wyznaczyła pewien poziom. Po „Ani
z Zielonego Wzgórza” czytelnicy chcieli kolejnej, która
była tak dobra lub lepsza niż Zielone Wzgórza. I co? I okazało
się, że autorka idealnie wkomponowała się zarówno w gusta
czytających, jak i w ich wymagania. Sprostała zadaniu wręczając
nam „Anię z Avonlea”. Anię,
przewspaniałą bohaterkę literatury od lat...
Czuć podczas czytania, jaką frajdę ma autorka podczas przerzucania myśli na papier. Dlatego czytasz do samego końca.
A potem sięgasz po następną...