Wojna i czas po niej...

Przepadamy na długie godziny. Bo nagle uświadamiamy sobie, że ta
książka ulokuje się w umyśle na lata, na zawsze. Mało jest
bowiem powieści, których tekst, strona po stronie odciska się w
mózgu. Słowo po słowie. I chyba dlatego, te którym się to
przydarza, są perłami, które zachowujemy dla siebie. Na zawsze.
Tak
się dzieje z „Frankiem. Z biegiem Noteci, z biegiem Odry”
pióra Józefa
Popławskiego. Czeka, ale gdy
się doczeka, porywa w swe objęcia czytelnicze. Trudno to wyjaśnić
i jakoś wytłumaczyć, bo niby to historia chłopca Franka, ot, coś
normalnego. A jednak. Ta powieść nie jest tak do końca prosta,
jakby się mogło wydawać. Franek z rodziną przenosi się do
miasta. I, co zaskakuje, rodzina przeprowadzkę trzyma w sekrecie, bo
z owej wsi ucieka. Nie zdradza sąsiadom swoich zamiarów, bo nie
chce by ktoś ów wyjazd wykorzystał pod siebie. Ludzie są różni,
na ludzi trzeba uważać – taką prawdę wyznaje Adam, głowa
rodziny. Dla Franka najgorsze jest, że ukochana krowa Łaciata
zostaje samotna na łące, że już jej nie zobaczy, nie dotknie, nie
przytuli. A życie w nowym lokum dla rodziny jest trudne. Miasto nie
daje pracy, trzeba ciężko harować u kilku ludzi, a to, co się
zarobi starcza tylko na codzienność. Franek czasem kradnie, bo i
życie go do tego zmusza. Ale żyją – to jest najważniejsze.
Jednak po dwóch latach od przeprowadzki wybucha wojna. Ludzie
zaczynają się bać, słychać strzały z karabinów, krew na
ulicach, słychać latające nisko samoloty wroga. W rodzinie Franka
pojawia się strach, świadomość głodu i śmierci. Rzeczywistość
zmienia się w kilka dni. A nie tak miało wyglądać życie. Nie na
taką przyszłość ludzie czekali. Za jakie grzechy? Czemu są
winni? Franek wszystko tłumaczy sobie na swój „rozum” i
wyobrażenie, choć nie wszystko rozumie z tej brutalności. Strach
przed innym człowiekiem, jak to możliwe? Jak człowiek może zabić
drugiego Człowieka, jeśli go nie zna? Wojna, według postrzegania
chłopca, to nic innego, jak kradzież z państwa, na jaki się
napada.
Wojna,
potem okres powojenny i próba wstania z kolan, próba życia jako
takiego. Bezsilność niszczy ludzi, przytłacza ciężarem. Nic nie,
nie ma domu, bliskich, nie ma nawet nadziei i to jest najgorsze. Jest
tylko, a może aż, marne życie, którego czasem chciałoby się nie
mieć. Ale to właśnie dla tego życie trzeba walczyć. Każdego
dnia wstawać z upadku i żyć. Po wojnie to jest męstwo,
człowieczeństwo i godność. Dla siebie, dla bliskich. To wszystko
jest w tej powieści.
„Franek...” Józefa Popławskiego, to książka, która zapowiada się sielankową fabułą, nawet pochwałą sielskiego życia. I ta radość jest, ale... jedynie na początku. Do 50 strony. Potem zaczyna się trudny okres dla mieszkańców, a treść całkiem zmienia kierunek. Pisarz ukazuje ogrom wojny, samotność i bezradność ludzi, a także życie, które staje się wartością samą w sobie. Autor odważnie wkracza między ludzi, między tych wystraszonych, chorych i głodnych. Nie oszczędza czytelnika wrzucając go w nazistowską rzeczywistość. Oczami chłopca patrzymy na śmierć, na zezwierzęcenie, na brak uczuć innych, którzy zadają ból ofiarom. Tu na taryfy ulgowej, nie ma ucieczki. Tu rządzi szczęście i zdrowe nogi.
„Franek...”
jest niesamowitą powieścią, o której się nie zapomni. Posiada
jakąś ukrytą magię i subtelność, które zostają w tobie.
„Franek...” ciągle
o sobie przypomina. Treść zostaje w tobie i musisz o nią dbać. Bo
ta pamięć to też hołd dla tych, którzy zginęli, których
zagłodzono lub zastrzelono. Hołd dla tych, których już nie ma…
Jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa.