„W każdym z nas mieszka mrok” – wywiad z Krzysztofem P. Łabendą

Obrazek artykułu
Wywiad z Krzysztofem Piotrem Łabendą, który tym razem oddał w ręce czytelników poruszającą powieść obyczajową „Origami dwojga istnień i psa”. Ta książka uświadomi nam, że warto podejmować próby pokonywania traum.

Powieści Krzysztofa Piotra Łabendy zawsze skłaniają do refleksji. Autor za każdym razem stara się zwrócić uwagę na ważne elementy życia, które los potrafi kształtować niczym artysta tworzący origami. Przekonamy się o tym, sięgając po najnowszą książkę pisarza.


Zrozumiemy, dlaczego trzeba walczyć, próbować uwolnić się z sideł lęku, oraz wykorzystywać szansy na wyzwolenie się z traum.


Panie Krzysztofie, ostatnio rozmawialiśmy w roku 2018 o powieści „Blizny”. Ta poruszająca motyw miłości i śmierci opowieść skłania do refleksji nad skończonością ludzkiego istnienia. Czy nie uważa Pan, że w obecnej pandemicznej sytuacji tematyka „Blizn” zdaje się jeszcze bardziej aktualna?


Cieszę się bardzo, że mamy okazję do ponownej rozmowy. „Blizny”, o których Pani wspomina, tkwią we mnie mocno i nie sądzę, by to się kiedykolwiek zmieniło, bo już nigdy nie zniknie powód, dla którego ta powieść powstała.


Pyta Pani o COVID-19 i o to, co się dzieje z ludźmi za jego sprawą. Nie przypuszczam, by z tej przyczyny „Blizny” zyskiwały na aktualności. Refleksje o przemijaniu, traumy po odejściu kogoś bliskiego były są i będą. Z tego powodu „Blizny” będą zawsze aktualne. Koronawirus mógł co najwyżej spowodować, że więcej osób podda się takiej refleksji, zatrzyma choćby na chwilę w tym swoim pędzie i na przykład sięgnie po „Blizny”, by pomyśleć o przemijaniu, o tym, czy i jaki ślad powinien tu po mnie pozostać. 


Jak się dobrze poszuka, to znajdzie się jeszcze trochę egzemplarzy „Blizn” w księgarniach internetowych. O tej powieści, którą uważam za szczególnie ważną w moich dokonaniach, mógłbym mówić bez końca, a my mamy, jak przypuszczam, porozmawiać o innej mojej powieści.


Oczywiście wybuch pandemii koronawirusa zmienił świat. A czy w jakiś sposób wpłynął na Pana życie? Obudził lęk, zmotywował do stosowania wielu środków ostrożności, a może ponownie skłonił do rozważań na temat kruchości życia?


Z pewnością pandemia nie wywołała we mnie jakiegoś szczególnego lęku o moje własne losy, czy życie. Wierzę, w przesłanie piosenki nieodżałowanej pamięci Wojciecha Młynarskiego, że ponieważ nieszczęścia chodzą parami, to, to największe mnie nie spotka, bo ono nie ma pary. A tak poważnie był i jeszcze jest we mnie lęk o zdrowie i życie moich najbliższych. Żona jest obok mnie, to się nawzajem pilnujemy, ale poza Gdańskiem są moje dzieci i wnuki. Moja mama ma już 94 lata. Trudno więc, bym w takiej sytuacji nie drżał o jej zdrowie. Świadomość, że życie ludzkie jest kruche, ulotne, tkwi we mnie od dawna, może nawet od dzieciństwa. Z tego powodu jestem przeciwnikiem uczestnictwa dzieci w ceremoniach pogrzebowych. Wyjaśnić im nieuchronność odchodzenia jest czym innym niż fundować potencjalne traumy. O tym między innymi, mówię moim wnukom w napisanej dla nich i wydanej w Psychoskoku baśni „Smocze skarby”.


Mnie osobiście ta pandemia umocniła w przekonaniu, że człowiek wynaturzył się tak dalece, że stał się pasożytem żerującym na organizmie Matki Natury. Ta pandemia to próba Ziemi strząśnięcia z siebie tego pasożyta. Są badania dowodzące, że spadek aktywności ludzkiej w okresie pandemii wpłynął już na polepszenie, przynajmniej chwilowe, kondycji Ziemi. Mnie koronawirus zmobilizował do tego, bym był jeszcze bardziej proekologiczny.


Tym razem do rąk czytelników trafi „Origami dwojga istnień i psa”. To piękna, wielowątkowa opowieść o życiu dwójki dojrzałych ludzi, których los nigdy nie oszczędzał. Zbrodnia, traumy i koszmary odcisnęły wyraźne piętno na ich życiu. Jak narodził się pomysł na tę historię?


To jest jedno z najtrudniejszych pytań. Jak w głowie piszącego rodzi się książka? U mnie to jest różnie. Przyczepi się jakieś zdanie, chodzi za mną i na jego podstawie powstaje książka, albo coś jest powodem mojej szczególnej irytacji, albo zespół Enej zaśpiewa „Tak smakuje życie”. albo… Z tą powieścią było tak, że miała ona opisać psie, niełatwe, życie, bo to obiecałem. Wiedziałem, że nie potrafię napisać tak wzruszającej opowieści, jak „Lassie”, czy ”Był sobie pies”. Tak po cichu przyznam się, że podczas oglądania filmu według tej ostatniej historii uroniłem parę łez. Miało też być o, a jakże, miłości ludzi raczej dojrzałych, bo o miłości dzisiejszych nastolatków bałbym się pisać. Książka pierwotnie miała mieć tytuł „Serce nie ma zmarszczek”, ale okazało się, że taki tytuł już funkcjonuje. Wówczas pomyślałem, że będzie to o różnym doznawaniu życia i pojawiły się „Smaki życia”. Nieoceniona pani Renata Grześkowiak, redaktorka wszystkich moich powieści powiedziała wówczas: „ale czegoś mi tu brak”. Już wiedziałem, tytuł jest płaski, banalny. Pani Renata jest poetką i z tego poetyckiego spojrzenia pojawiło się „Origami dwojga istnień i psa”.


Pisząc „lubię” zaglądać w ludzkie dusze i to niekoniecznie czyste. Czyste dusze zostawiam Panu Bogu i aniołom. W każdym z nas mieszka mrok. We mnie też i dlatego w każdej z moich powieści jest tak, że chcę dotknąć tego mroku. Wyciągam więc rękę i, przestraszony, cofam bez wkładania jej za kotarę tego mroku. Któregoś wieczoru, ni z tego, ni z owego, na moim biurku „przysiadła” Bożena Polańska i powiedziała, pisz. Jak tylko stuknąłem w klawisze to ona i Maciek Rawicz wciągnęli mnie w swoje historie, zmusili, bym zaczął żyć ich życiem i… poszło.


Pisanie Origami przypadło na czas, w którym, z nieistotnych teraz powodów, spędzałem mnóstwo bezsennych nocy. W klawisze nocą nie stukałem, by nie budzić domowników, ale pióro skrzypiało, a w głowie kłębiły się myśli przeróżne.


Przeszłość potrafi komplikować przyszłość. Doskonale Pan to ukazał na przykładzie Bożeny oraz Macieja. Czy uważa Pan, że w prawdziwym życiu, każdy ma szansę wyzwolić się ze szponów traumatycznych, minionych chwil? Wiele osób nigdy przecież nie otrząsa się z niektórych doświadczeń.


W życiu powinniśmy przynajmniej próbować uwolnić się od lęku, który często nas paraliżuje, nie pozwala żyć. Złe wspomnienia często wracają, sprawiając, że budzimy się nocą z krzykiem, że nie możemy funkcjonować w określonych okolicznościach, że mamy koszulę mokrą od potu, czy, że trzęsą się nam ręce, a „siostra depresja” siedzi u wezgłowia naszego łóżka.


Nie wolno nam rezygnować z żadnej szansy na to by, wyzbyć się traumy, ani z pracy z terapeutą, ani z zaordynowanych nam środków farmaceutycznych. To, czego nam nie wolno, to sięgnąć po środki uzależniające, które w końcu nas zniszczą. Mam tu na myśli wszystko, od papierosa po twarde narkotyki. Trzeba walczyć. „Przepracowane” i co najmniej zneutralizowane traumy wzmacniają nas. Nie wolno się bać. W tej powieści mówię o tym bardzo wyraźnie. Jest tam takie zdanie: ”Strach jest kłamcą, który pobudza wroga”. Nie da się oczywiście zapomnieć, wyzbyć się, wszystkich traum do końca, ale trzeba się starać je zminimalizować, oswoić, inaczej, wyzbyć się strachu. Lekarstwem na strach, powie Magda do Bożeny, jest miłość. Niektórzy wykorzystują traumy, te trwające i te wygasłe, przy pisaniu powieści.


Była policjantka Bożena Polańska to bardzo skrzywdzona emocjonalnie bohaterka. Dramatyczna przeszłość sprawiła, że kobieta zbyt często sięga po alkohol, miewa koszmary, szereg kompleksów i nie wierzy, że spotka na swojej drodze godnego zaufania partnera. Skąd pomysł na tę postać? I czy opisując jej przeszłość, nie miewał Pan odczuć, że zrzucił na jej barki zbyt dużo?


Nie. Nie miałem wrażenia, że nakładam na Bożenę ciężar ponad jej siły. Chciałem pokazać, że jednak, mimo tego, co na nią spadło, jest silna, potrafi się dźwignąć, zwłaszcza gdy ma w kimś oparcie, a taką osobą jest Magda, jej przyjaciółka. To prostowanie pochylonych pleców było w moim zamyśle także i zadaniem dla Mufy, jej suczki. Pies potrafi wiele zmienić w życiu człowieka. Przecież nawet zatwardziali kryminaliści w więzieniach „miękną” i zmieniają swoje spojrzenie na świat w kontaktach z psami. Nie mogłem przecież z Bożeny zrobić „Matki Polki” z dzieciakami uczepionymi jej spódnicy i siatkami zakupów w rękach. Nie chciałem też odwołać się do modelu, z całym szacunkiem, „żony górnika”. Ona zajmuje się dziećmi, domem, a on odpowiada za zabezpieczenie bytu materialnego. Nie wiem tego z pewnością, ale takie modele nie są chyba w Polsce dominujące. Dzisiejsze kobiety, widzę to, są inne – twarde, wiedzące czego oczekiwać od życia, aktywne zawodowo i umiejące sobie radzić z trudnościami życia codziennego, ale też i okazują wiele słabości. W Polsce kobiety piją równie często, jak mężczyźni. Przyczyny tkwią, paradoksalnie, w równouprawnieniu, unifikacji ról społecznych, ale też kobiety piją inaczej, bardziej skrycie i z większym poczuciem wstydu. Tak jest z piciem Bożeny. Na szczęście dałem jej nie tylko poczucie wstydu, ale i samoświadomość, pragnienie wyrwania się z uzależnienia. Skąd pomysł na tę postać? Zasłyszałem gdzieś takie zdanie: chcesz kogoś legalnie zabić, zostań policjantem. Nie wyobrażam sobie, bym mógł komuś odebrać życie, a policjanci czasem muszą. Co się wtedy dzieje w głowie człowieka, jak się z tym pogodzić? Mężczyzna może ma bardziej odporną psychikę. Dlatego to Bożena jest policjantką a Maciej bankowcem, a nie odwrotnie.


Życie nie oszczędzało również Macieja Rawicza. Mężczyzna ma za sobą nieudane małżeństwo i przykre doświadczenia z pracy. Nigdy nie uległ jednak przestępczym wpływom. To dlatego w pewnym momencie zostanie postrzelony. Czy jest to bohater o zasadach niczym James Bond?


Zdecydowanie nie. On też nie jest do końca tak kryształowy. Maciej w pewnym momencie dostrzega, że doszedł do granicy, której mu już przekroczyć nie wolno. Wcześniej przecież przymykał oko na, powiedzmy, drobne odstępstwa od procedur bankowych, z których korzystali jego przełożeni i osoby przez nich wskazane. Kluczył, by za to nie ponieść odpowiedzialności, ale wiedział. Jeśli dobrze poszukać, to w wielu bankach w realu znajdziemy takie odstępstwa. Nadchodzi jednak ten moment, kiedy trzeba się opowiedzieć i, albo pójść na wojnę z szefami i często polec, albo przejść na „ciemną stronę mocy”, mając świadomość, że w razie zagrożenia będzie się tym pierwszym zrzuconym z sań. Chciałem, by Rawicz nie był postacią zbyt papierową, a rycerz bez skazy zawsze taką postacią jest. W nim także mieszka strach, z którym Maciej musi sobie poradzić. W końcu stawiam go przed najgorszym z możliwych wyborów. Czyje życie poświęcić a czyje ocalić. Nie miałem odwagi tak poprowadzić akcji powieści, by Maciej musiał odpowiedzieć na to pytanie. Na szczęście nie musi.


Na całe szczęście Bożena uratuje życie Macieja i nareszcie oboje zaczną wierzyć, że są sobie przeznaczeni. Czy myśli Pan, że równie piękne historie mogą zdarzyć się w prawdziwym życiu?


Muszą, droga pani, muszą, bo inaczej życie byłoby bezbarwne. Nawet w lotto raz na jakiś czas pada kumulacja i to nas motywuje, by zagrać w kolejnym losowaniu. Jeśli taka niesamowita miłość autentycznie przydarzyła się komuś, to dlaczego, jeśli na nią czekam, nie miałaby się przydarzyć mnie. Takie pytanie stawia przecież de facto Bożena Maciejowi w wieczór, w którym ten poprosi ją o rękę. Dlatego Maciej prosi pianistę, by ten zagrał „Jak mija czas” z filmu Casablanca i mówi Bożenie, że świat może się zmieniać, bo o tym jest ta piosenka, ale poeci będą zawsze pisać wiersze miłosne, księżyc będzie świecił zakochanym, a oni będą sobie patrzeć w oczy i obdarzać pocałunkami. Amor omnia vincit – miłość wszystko zwycięża.


Druga część wywiadu z Krzysztofem P. Łabendą - TUTAJ


Rozmowę przeprowadziła Agata Orzechowska. 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl