To nie przypadek - recenzja I części książki Zaufaj i podążaj
Tu przypadek
„zwalił się się, jak niebo na głowę” wodza wioski
Gallów (u dzielnego Asteriksa), który tego bał się najbardziej.
Ów przypadek zapomniał zapukać, zapomniał o kulturze, o skutkach
i co najgorsze, strzelił focha w postaci jednego zdjęcia (żeby tak
chociaż oryginalnego...). Efekt tego był taki, że sam szybko
czmychnął pozostawiając po sobie bałagan – i to jaki! Firma
sprzątająca to mało, by doprowadzić wszystko do stanu
początkowego. Kaję w każdym razie przerosło – i sprzątanie, i
sam problem i… brak Darka u boku. On i ona, od tak dawna razem i
nagle co? Przenosiny do siostro-przyjaciółki Mai, plastra na każdą
ranę – przy niej wszelkie urazy leczy się paczką pierników
toruńskich i dużą szklanką ciepłej herbaty z cytryną (dwa razy
słodszą od pierników, bo kobiety nie od dziś wiedzą, że
najlepszym lekiem na całe zło tego świata są słodycze).
Od teraz (od odejścia Darka, nie skończenia „Toruńskich”) wszystko jest nie takie, jak powinno być. Nie ma spokoju, długiego snu, nie ma własnego m4, swojej lodówki i dawnej siebie – Kai.
Zasadnicze
pytanie – hm, dlaczego?
I
tu owym znakiem zapytania zakończę odsłanianie treści „To
nie przypadek”. Ta książka, prócz świetnie spędzonego
czasu, śmiechu przenikającego zdziwienie i vice versa, pozostawia
czytelnika w zadumie. Autorka nakazuje czytającemu „dostrzeżenie”
rzeczywistości, swojej rzeczywistości. Otwarcie oczu na tu i teraz,
bo nasz stabilny dotychczas świat może się nagle zawalić. Uważaj
– podszeptuje Ula Pieńkowska – uważaj, bo nic nie jest
pewne na zawsze. Ani mieszkanie, ani ogródek, ani praca, a tym
bardziej ukochany u boku!
U
Ki wszystko zburzyło jedno zdjęcie. Ktoś zapyta – a może
nieuwaga? Może poczucie wygody i stabilności? Dziecinność? Może
wszystko razem? Pytania się mnożą, odpowiedzi brak, a skutki są i
trzeba im zaradzić, bo same nie znikną.
Nie
zdradzę zakończenia, bo to mnie zaskoczyło. I to bardzo. Urszula
Pieńkowska napisała powieść, która zapowiadała się jedno
płaszczyznowo. Pozory – tu nic nie da się przewidzieć. To zlepek
komedii, dramatu, kryminału i reportażu. Autorka w „Zaufaj i
podążaj” nakreśliła fabułę, w którą można zarzucić
kilka haczyków i dzięki nim wyłowić parę istotnych tematów i …
pociągnąć je w innych powieściach. Jest tu przemoc fizyczna,
nielegalny „biznes człowiekiem”, bogactwo zmieniające osobę i
przesłaniający wszystko egoizm. Pani Ula poradziłaby sobie
z każdym tematem – co można odczuć podczas lektury pierwszego
tomu „To nie przypadek”. W humorystycznym stylu podaje nam
tematy, o których wielu pisać nie chce lub nie potrafi. I choć
wszystko to robi kobiecym stylem (z przymrużeniem pomalowanego oka),
to bystry czytelnik od razu się zorientuje. Czytasz i wiesz, że to
śmiech pomiędzy dramatem.
Pierwszy
tom trylogii z Kają i Mają w epicentrum to zapowiedź kolejnych,
równie świetnych części. Dwie kobietki, zwykłe, normalne – jak
my! - z odpowiednim dystansem do samych siebie. W pisaniu Uli
Pieńkowskiej czuć swobodę i lekkość pióra. Riposty wyrywają
cię z rzeczywistości i przenoszą na karty powieści.
Czytanie bawi i rozluźnia. Sama frajda – do samego końca – do porannej jajecznicy na boczku i tostów z wędliną i serem i … aromatycznej kawy. I to nie „Majak”, ani „Majka”, ale … może „Bajka”?
No to już zostawię detektywom...
Agnieszka Kusiak