„To książka, która zawiera treści mojego życia” - kontynuacja wywiadu z Micią Mieszkowski

Obrazek artykułu
Kontynuacja wywiadu z Micią Mieszkowski. Psychoterapeutka transformacji nie ucieka od przeszłości. Jak wyznała: „Po supełku do kłębka” to książka, która zawiera treści mojego życia.

Micia Mieszkowski to kobieta, którą trzeba poznać. Przeżyte dramaty oraz traumy, sprawiły, że obecnie autorka jest trenerką transformacji.


Autorka pisze przede wszystkim dla doświadczonych dramatycznymi zajściami kobiet oraz osób potrzebujących wsparcia. Micia Mieszkowski wyznała w wywiadzie: „Po supełku do kłębka”, to książka, która zawiera treści mojego życia. Więcej w odpowiedziach poniżej.


Czy wielowątkowe, zapisane prawdziwymi zajściami „Po supełku do kłębka”, należy traktować jako autobiografie?


Jest to książka, która zawiera treści mojego życia jak i przemyślenia i analizy oraz ćwiczenia. Nie jest to typowa biografia, ponieważ nie opisuję tu wszystkiego. Nie chciałam w jednej książce umieścić całego mojego życia, chciałam zostawić coś na potem. Spotkałam się już z opinią, że książka jest poradnikiem, chociaż nie zamierzałam wcale tego. Książka nie ma wskazywać palcem idealnej drogi i rozwiązywać problemów, ona ma pokazać, że istnieje taka droga.


Podobno zależało Pani, żeby pod tytułem pojawiło się zdanie: Podróż do siebie po traumie. Dlaczego ta sentencja jest dla Pani tak ważna?


Ponieważ jestem przekonana, że podróż do siebie po traumie wygląda inaczej niż gdybyśmy podróżowali do siebie, nie doświadczając tak mocnych wydarzeń. Inaczej docieramy do siebie po traumie a szczególnie tej nieprzepracowanej. Chciałam zaakcentować też moją drogę, z której jestem dziś dumna. Często powtarzano, że nic już ze mnie nie będzie, że nie dam też rady bez leków a ja postanowiłam złamać stereotypy. Chciałam też pokazać innym kobietom po przejściach, że każda taka historia jest ważna, i że życie po traumie jest możliwe.


Adnotacja pod Pani książką zdradza niejako treść. „7 gwałtów temu, za górami i grubymi warstwami żyła sobie prawda”. Czy te wątki mogą zachęcać odbiorców do lektury?


Wszystko zależy, czego szukamy w książkach. Czasem właśnie zachęcą nas takie bodźce, które wybudzą silne emocje. Oczywiście nie opisuje tu każdego gwałtu. Chciałam zaznaczyć tu ilość, by pokazać, jak głęboko pogrzebana bywa nasza rana i jaką drogę trzeba przejść, by przekonać siebie do życia. Chodziło mi o pokazanie siły jaka zamieszkuje w nas kobietach. Wierze, że każdy kawałek cierpienia i niewygodnego uczucia były po to bym mogła odpakować kolejną wersję siebie. Mimo, że tytuł wskazuje na cierpienie to w książce można zauważyć, jak bardzo było ono mi potrzebne, bym świadomiej żyła.


Fabuła książki prowadzi przez bardzo dramatyczne wydarzenia. Czy uważa Pani, że odbiorcy będą głęboko poruszeni?


Być może, zależy to od tego w jakim miejscu siebie będzie czytelnik. Nie zawsze mamy tak łatwy dostęp do swoich emocji. Czasem wymaga to ogromnej odwagi by współczuć bo to oznacza, że musimy również dotknąć jakąś część siebie. Nie każdy jest gotowy na taką podróż. Moim celem nie było na pewno wzbudzenie współczucia. O wiele bardziej pragnę by ludzie a tym bardziej kobiety zrozumiały, że etap w którym się zatrzymały na dłużej wcale nie oznacza końca wyprawy. Moim zadaniem było wybudzić u innych to życie, które wierzę, że ma swoje tętno gdzieś pod warstwami ran. Nie chciałabym głaskania po głowie bo tak to można zagłaskać na śmierć. Wolałabym usłyszeć, że książka wprowadziła coś nowego do życia, że powstały nowe przemyślenia, jakiś krok do siebie. Nie oczekuję absolutnie, że ta książka odmieni czyjeś życie, bo tak jak zawsze wspominam do tego potrzebna jest własna zgoda.


Po supełku do kłębka” traumatyczne zajścia z Pani życia. Czy trudno było Pani zapisać i przedstawić innym te wstrząsające fakty?


Jak przy wielu zmianach odczułam strach, że moja historia trafi do wielu miejsc, że będzie w spojrzeniu innych, być może wypowiadana na głos i mieszana z własną historią. Nauczyłam się mówić głośno o tym co czuję. Wiele z tych historii trafiało do mojej mamy po raz pierwszy, więc też to dało mi dużą ulgę, że ona dziś może coś usłyszeć i zrozumieć tą małą dziewczynkę z przeszłości. Pisząc książkę odważyłam się również przeprosić mamę i jej obecnego męża za to co robiłam jako nastolatka. Wiem, że wtedy nie umiałam podzielić się z nikim co czuję, i robiłam tak jak potrafiłam na tamten czas. Jednak biorę odpowiedzialność za to co mogłam a nie zrobiłam. W trakcie pisania doświadczałam nie tylko swoich emocji ale też bliskich, którzy cierpieli wtedy po swojemu.


Swoją książkę poleca Pani przede wszystkim kobietom po przejściach. Dlaczego uważa Pani, że tematyka trafi szczególnie do tej grupy?


Od lat prowadzę FB grupę dla osób z borderline, toksycznych relacjach jak i właśnie po przejściach. Książka nie tylko trafia do tej specyficznej grupy osób ale jest też polecana tym, którzy pracują z osobami po traumie. Nigdy tak na prawdę nie wiemy kto ma za sobą traumy tak samo jak ciężko czasem rozpoznać osobę z depresją. Świetnie nauczyliśmy się maskować oba. Zdarza się też, że pamięć o traumie wraca dopiero wtedy gdy zostaje ona striggerowana. Myślę, że jeśli sami jesteśmy po przejściach to taka historia może przywrócić nadzieję. To tak jak z filmami gdzie możemy utożsamić się z bohaterem, który doświadcza podobne a udaje mu się odzyskać siebie. Taka treść pozwala wierzyć - co bardzo pomaga na drodze uzdrawiania.


Wychowanie w tle ojca psychopaty, gwałt. Niestety, takie zajścia, zbyt często mają miejsce. Czy dla Pani wspominanie fragmentów tych epizodów było trudne?


Chciałam od razu poprawić, że to nie ojciec a ojczym. Samo wspominanie o tym nie jest już trudne ale grzebanie w tych tematach zbyt długo wywołuje u mnie choroby, flashbacks lub ataki paniki jak już wspomniałam. To normalne, że jeśli człowiek wciąż grzebie w przeszłości i jest w tej energii to jego ciało będzie dopasowywać się do niej. Przywołałam pisaniem poczucie bezradności, wstydu jaki czułam długi czas po gwałcie, współczucie dla bliskich, złość i wyrzuty sumienia. To wszystko jednak było potrzebne, nic nie dzieje się bez powodu.


Z fabuły dowiadujemy się, że traumatyczne zajścia odnalazły odbicie w zachowaniach bohaterki. Depresja i diagnozy orzekające domniemane: Borderline, Chad, czy PTSD, anoreksja i wiele innych przypadłości. Czy naprawdę spotkała się Pani z podobną diagnostyką?


W życiu spotkałam się z różnymi diagnozami jak i doświadczeniami i nic mnie już nie zdziwi. Jest to bardzo częste połączenie. Na szczęście po latach nauczyłam się odróżniać swoje objawy jak i ich źródło. Kiedyś zależało mi bardzo na moich diagnozach, bo uważałam, że to jedyne czym potrafię żyć. Dziś nie są one już mi tak potrzebne, bo czuje bardziej siebie pod warstwami tych diagnoz.


W odpowiednim miejscu akcji pojawia się motyw psychicznej śmierci Mici i nieuniknionego zabiegu aborcyjnego. Przepracowywanie doświadczonych traum pozwala jej dotrzeć do nowego początku. Czy jest to bardzo trudna i bolesna droga?


Nie wszystkie traumy, jakie doświadczyłam miały szanse i przestrzeń na siebie. To też nie jest tak, że raz na zawsze jesteśmy w stanie coś przepracować. To nie tak, że pewne elementy nie pojawią się już w naszym życiu na nowo. Ważne na tej drodze jest przyznanie się do tego co miało miejsce, nazwanie tego i odzyskanie prawa do swojego ciała i życia. Dla mnie ta droga była trudna, ponieważ przez lata ulegałam swoim diagnozom a szczególnie zaburzeniu borderline. Przez to sabotowałam szczęście, niszczyłam relacje i byłam dla siebie destrukcyjna. Jedne z najcięższych ścieżek tej drogi dla mnie były; zaufanie sobie, że gwałty nie były moją winą, wstanie z podłogi w depresji, przestanie sięgać po żyletkę jako narzędzie regulacji emocji jak i zobaczenie siebie po raz pierwszy. Niestety w borderline miłe uczucia jak i uczucia miłości są często spychane, testowane i przezywane jako ból. Nie wszystko, co piękne jest przyjęte z łatwością, ponieważ może być czymś nowym, czego wcześniej się nie doświadczało. Długo nie wierzyłam, że zasługuję na dobro i nie umiałam takiego rozpoznać, z tego też powodu nie umiałam go przyjąć. Często bałam się, że jak za głęboko zajrzę w siebie, to ten środek pochłonie mnie. Droga, jaką przebywamy, wymaga zajrzenia w nasze głębokie rany. Oczywiście nie oznacza to, że mamy rozdrapywać je wiecznie. Czasem nasza próba dotarcia do siebie nie jest świadoma. Bywa tak, że łapiemy kontakt ze sobą poprzez kontakt z innymi, dlatego tak często wchodzimy w trudne relacje, a nawet kontakty seksualne. Dlatego ważne jest by ta droga, była świadoma, bo dzięki temu zauważymy swoje potrzeby i będziemy chcieli zobaczyć siebie bez filtra. W czasie naszej drogi zaczynamy rozglądać się po naszym wnętrzu i zauważać co jest nasze, co wymaga opieki, a co warto odpuścić. Nie chodzi też wcale o wytrwanie w cierpieniu, siła polega na zostaniu przy sobie, pozwalając na współczucie.


Czy właśnie te wszystkie przykre przeżycia sprawiły, że została Pani trenerką transformacji?


Myślę, że to ułatwia prace z innymi, ale pomysł urodził się jeszcze w liceum kiedy przyciągałam ludzi, którzy chętnie opowiadali mi swoje życie. Zdarzało to się wszędzie, w Internecie, w sklepie, na ulicy. Inni obdarzali mnie zaufaniem, a ja zauważyłam, jak mocno potrafiłam wczuć się w życie i emocje innych. Potrafiłam nazwać ich emocje, odczuć ich energię, a nawet ich napięcie, jakie przemieszczało się po ich ciele. Niektórzy nazywali mnie czarownicą. Miałam zostać psychologiem, ale moje życie potoczyło się w innym kierunku. W trakcie mojej śmierci fizycznej (klinicznej), o której można przeczytać w książce, zrozumiałam, czym jest moja misja na ziemi.


Zbyt wielu szczegółów nie można zdradzać. A w jaki sposób chciałaby Pani skłonić odbiorców do emocjonującej lektury „Po supełku do kłębka?


Myślę, że jeśli ktoś czuje gotowość zajrzeć w siebie głębiej, odwinąć chociaż trochę swoją włóczkę jak i szuka potwierdzenia, że można żyć głośniej niż swoja trauma to warto. Już zdążyłam zrozumieć, że nikogo do zmian nie zmusimy, a nawet nie powinniśmy. Ja też nie chciałabym, by inni odczuwali moją książkę jako zachęcanie do zmian. Chciałam, by inni mogli spojrzeć na siebie inaczej niż do tej pory. Aby odkryli, że odkładanie siebie na potem staje się nawykiem i powoduje, że jesteśmy coraz dalej od siebie.


Warto oczywiście zapytać, czy w planach ma Pani wydanie kolejnej książki?


Ja już prawie skończyłam pisać drugą książkę, która będzie opisywała drogę z borderline i mam pomysły na kolejne, ale w tym wszystkim muszę pamiętać też o pozwoleniu sobie na odpoczynek. Na razie udało mi się stworzyć bloga, na którym są dostępne darmowe pdfy dla osób, które chciałyby, popracować ze sobą oraz dla coachów i psychologów.


Kończąc, pozostaje podziękować za udzielone odpowiedzi. Chcemy również Zapytać, czego możemy życzyć Pani na przyszłość?


Bardziej niż w życzenia wierze w afirmację. Do życzeń i tak zawsze ważne jest nasze zaangażowanie (hihi) jak i nastawienie. Myślę, że ostatnio czego najbardziej sobie życzę to kolejnych wydanych książek, podróży po świecie, zdrowia…tak naprawdę to mam całą listę. Może na koniec życzmy wszystkim kobietom wsparcia, miłości do siebie jak i siły, by spędzić resztę czasu na tej ziemi w zgodzie ze sobą.


Pierwsza część wywiadu z Micią Mieszkowski – TUTAJ

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl