Tajemnice Białego Tygrysa
Znajdziemy ją, odczujemy, gdzieś, kiedyś w przyszłości. Bo odpowiedź prędzej, czy później znaleźć się musi, taki to mechanizm nakręca nasze życie. Czy na baterie, czy na koło młyńskie napędzane wodą – trudno wnikać, ale życie samo w sobie jest zagadką. Zagadką, której nikt do dziś nie rozwiązał. Ale w tym chyba tkwi piękno i … ciekawość.
I
chyba w tym podejściu, a nawet pobocznych dywagacjach o ludzkim
losie znajduję odpowiedź na nurtujące mnie pytanie: O czym jest ta
książka? O czym są „Tajemnice Białego Tygrysa”?
I już wiem, o życiu. Takim ułożonym obrazie z klocków, które
były rozsypane, ale wraz z kolejnymi czytanymi stronami zaczynają
się układać w całość. I oto nagle, po lekturze łapiesz się za
głowę – bo samodzielnie ułożyłeś wielki obraz pełen ludzi,
strzałek i skarbu i mapy i co tam jeszcze jest. Cała fabuła to
kalejdoskop miejsc, ludzi i ich szybkich reakcji. Jesteś oniemiał
tym bogactwem, dosłownie nasycony. Bo tu wszystko jest idealnie
zgrane, przemyślane i podane świetnym stylem pisania.
„Tajemnice Białego Tygrysa. Skarb Magnatów” prócz genialnie skonstruowanej fabuły posiada jeszcze wachlarz wszelkiego typu bohaterów. Pojawiają się, jest ich coraz więcej i więcej. Zawiązuje się wspólna intryga, ale i wspólny cel. każda z postaci pojawia się po coś. Każda uzupełnia historię, jak puzzel obrazek. I choć początkowo możesz odnieść wrażenie, że ktoś jest zbyteczną personą, to nic bardziej mylnego. Każdy z bohaterów coś wnosi, coś rozpracowuje, w czymś pomaga. Jak nie w rozwiązaniu tajemniczej zagadki skarbu Magnatów, to pomaga komuś z grupy. Liczy się wspólny cel (i uczciwe dojście do niego, co być może się uda – gdzie ludzi tłum, to wiadomo...) oraz współpraca (z tym, to różnie bywa).
A
fabułę łapię tak szybko, że nawet nie wiem kiedy, a już jestem
w połowie czytania.
Wchodzę
w grę – do zdobycia skarb Magnatów. Jest o co walczyć.
Jest o co SOLO walczyć - nie w grupie. Jeden zgarnie
wszystko, grupa będzie dzieliła. Biznes ma się w głowie od
urodzenia.
I
oto ja, nowy poszukujący, staram się być o krok szybciej. A sam
plan ma posmak kryminalny, więc każdy ma chrapkę na Skarb, bo choć
nikt nie wie, czym ów skarb jest, to każdy go wręcz pożąda.
A
wszystko zaczyna się tak... niewinnie. Oto siostra wraz ze świeżo
poślubionym mężem zajeżdża pod blok siostry. Zapowiada się
genialne spotkanie, ale gdy podchodzą do klatki nagle obok nich, z
ogromnej wysokości ląduje człowiek. Ciało pada z impetem na
asfalt, krew zaczyna powiększać czerwoną kałużę. Samobójstwo?
Ktoś go wypchnął? A może przez drobną nieuwagę ta tragedia...?
I
już mamy klimat powieści, która nie dość, że potwornie wciąga
od pierwszej strony, to i szybko prowadzona porywa nas w wir. Po
chwili sam stajesz się jednym z bohaterów. Szukasz, niuchasz gdzie
można, łamiesz kody internetowe, grzebiesz we własnych domysłach,
wyłapujesz każde słowo, jakie pada od podejrzanej według ciebie
osoby. Ba, stajesz się takim osobistym detektywem-tropicielem, który
ma ambicję odnalezienia i zdobycia skarbu. A konkurencja rośnie...
I
całe mnóstwo pytań, na które szukasz odpowiedzi – czy
policjanci są uczciwi? Co tu robi sztabka złota o wartości 150
tys. zł? A ten kod na niej? Co to do ciasnej Tygrysiej znaczy?
Otumaniony szybkim tempem nie masz czasu na złapanie oddechu. Zresztą, nawet go nie potrzebujesz.
Wpadłeś
jak sztabka złota w ręce Patrycji... i to wcale nie jest pomyłka.