Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków – Mary Roach

Obrazek artykułu
Już tytuł najnowszej książki Mary Roch brzmi na tyle kontrowersyjnie, że nie każdy zechce zajrzeć do środka, okazuje się jednak, że warto bo przecież prędzej czy później śmierć odwiedzi każdego.

Na co dzień zabiegani, przejęci dziesiątkami codziennych obowiązków tematykę śmierci odsuwamy na bok. Niechęć rozmyślania o ostateczności wynika z wielu przyczyn. Jedni uważają, że samo rozmyślanie przyciąga nieszczęście inni ,że na podobne dywagacje zawsze przyjdzie czas lub, że nigdy nie nadejdzie, bo przecież nie warto rozmyślać nad przyszłością własnego martwego ciała.


Książka Mary Roch „ Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków” z pewnością odmieni nasz sposób postrzegania problematyki. Okazuje się bowiem, że warto zawczasu zaplanować jak miałaby wyglądać przyszłość naszego ciała. Autorka odwiedzając krematoria, zakłady pogrzebowe, kostnice, laboratoria czy dziesiątki innych miejsc w których zwykły przebywać zwłoki, zgromadziła informacje, które z pewnością okażą się przydatne. Pozycja może nie najnowsza ale niewielu jeszcze znana.


Zwłoki wcale nie muszą się nudzić, bo przecież mogą posłużyć jako materiał badawczy, zasiąść w samochodzie aby testować jego wytrzymałość, powolnie rozkładać się toczone przez larwy, a nawet stać pokarmem czy poszukiwanym lekiem. Szokujące, zadziwiające i fascynujące fakty z „życia” zwłok tylko w tej pozycji. Osoby o słabych nerwach nie muszą się obawiać ponieważ Mary Roch bardzo zgrabnie porusza się w tematyce nie stroniąc od humoru, a jednocześnie zachowując umiar i granice dobrego smaku.


Z wnętrza książki:

Wprowadzenie

Według mnie, bycie martwym nie różni się zbytnio od rejsu statkiem wycieczkowym. Większość czasu spędza się w pozycji leżącej. Mózg wyłączony. Ciało flaczeje. Nic nowego się nie dzieje i nikt się po tobie niczego nie spodziewa.

Jeśli miałabym popłynąć w taki rejs, wolałabym, żeby był to jeden z tych rejsów eksperymentalnych, gdzie pasażerowie, również spędzając większość czasu leżąc na plecach z pustką w głowie, przy okazji pomagają naukowcom realizować projekty badawcze. Na takich rejsach pasażerów zabiera się w nieznane, niewyobrażalne miejsca. Daje się im szansę robienia rzeczy, których w innych okolicznościach nigdy by nie doświadczyli.

Wydaje mi się, że podobnie rzecz ma się ze zwłokami. Po co bezproduktywnie się wylegiwać, jeśli można zrobić coś ciekawego, nowego, pożytecznego? Zwłoki zawsze towarzyszyły chirurgom pracującym nad doskonaleniem praktycznie każdego zabiegu na ludzkim ciele, od przeszczepu serca do operacji zmiany płci, gdzie pisały swoją własną, cichą, pokawałkowaną historię. Przez dwa tysiące lat zwłoki – czasem dobrowolnie, czasem mimowolnie – brały udział w najśmielszych i najbardziej upiornych przedsięwzięciach nauki. Pomagały testować pierwszą francuską gilotynę, „humanitarną” alternatywę wieszania. Były w laboratoriach balsamistów Lenina, sprawdzająć najnowsze techniki. Uczestniczyły (na papierze) w posiedzeniach Kongresu Stanów Zjednoczonych, pomagając przepchnąć nakaz zapinania pasów. Podróżowały wahadłowcem kosmicznym (OK, niektóre ich części); pomagały studentowi z Tennessee podważyć koncepcję ludzkiego samozapłonu; wisiały na krzyżach w paryskich laboratoriach, starając się ustalić autentyczność Całunu Turyńskiego.

W zamian za nowe doświadczenia, zwłoki zgadzają się na dość brutalne traktowanie. Rozczłonkowuje się je, otwiera, przerabia. Ale w tym tkwi sedno sprawy: są w stanie wszystko przetrzymać. Zwłoki to nasi superbohaterowie: nie straszny im ogień, potrafią znieść upadki z wysokich budynków i czołowe zderzenia ze ścianą. Możesz do nich strzelać, przejechać im po nogach motorówką, to ich nie rusza. Można bez szkody usuwać im głowy; są w stanie być w sześciu miejscach na raz. To jak mieć na usługach Supermana: byłoby strasznym marnotrawstwem rezygnować z takiej mocy i nie wykorzystywać ich do ulepszenia rodzaju ludzkiego.

Ta książka opowiada o wielkich sukcesach umarłych. Są ludzie, o osiągnięciach których dokonanych za żywota już dawno wszyscy zapomnieli, ale uwieczniono ich na stronach podręczników i naukowych czasopism. U mnie na ścianie wisi kalendarz z Mütter Museum znajdującym się w College of Physicians w Filadelfii. Fotografia z października przedstawia kawałek ludzkiej skóry, z zaznaczonymi na niej strzałkami i pęknięciami; pomagały one chirurgowi ustalić, przy jakim nacięciu, podłużnym czy poprzecznym, rana będzie mniej się rozchodzić. Według mnie, skończyć jako eksponat w Mütter Museum albo szkielet na zajęciach z medycyny to jak ofiarować pośmiertny datek na ławkę w parku: w sumie miła rzecz, ma coś z nieśmiertelności. To książka o czasami dziwacznych, często szokujących, ale niezmiennie fascynujących wyczynach zwłok.

Nie żeby zwykłe leżenie na plecach było czymś niestosownym. Jak się przekonamy, rozkład ciał też jest interesujący. Ale jest tyle innych sposobów na spędzenie czasu będąc martwym. Włącz się w rozwój nauki. Bądź eksponatem. Stań się częścią drzewa. To niektóre z opcji, jakie możesz przemyśleć.

Śmierć… nie musi być nudna.


  Pozycja dostępna na :http://www.znak.com.pl/

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl