Susan Gloss, „Vintage. Sklep rzeczy zapomnianych”

Obrazek artykułu
Jak wiele mogą powiedzieć o nas pozornie nic nie znaczące przedmioty? Violeta, właścicielka sklepu z używanymi rzeczami z pewnością przekona nas, że dosłownie wszystko. Najnowsza powieść Susan Gloss, „Vintage. Sklep rzeczy zapomnianych” zaprasza do odwiedzin, fragment do przeczytania już teraz.

Violet, jest właścicielką sklepu z używanymi rzeczami. Przyjmując kolejne przedmioty uważnie słucha przekonując się, że każdy nawet najdrobniejszy bibelot skrywa historie o której właściciel nie zawsze chce pamiętać.


Wraz z Violetą dowiemy się co chce nam powiedzieć poplamione sari, rubinowe kolczyki czy futro. Przekonamy się także, że istnieje niewidzialna nić łącząca dawnych i przyszłych właścicieli.  Debiutancka powieść Susan Gloss, która ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy, zaprasza do sklepu rzeczy zapomnianych, w „Vintage” prócz szafy uporządkujemy własne życie.



Fragment książki:


NAZWA PRZEDMIOTU: Futro

ORIENTACYJNY ROK POWSTANIA: 1950

STAN : Dość dobry

OPIS : Jasne futro z norek. Długość do bioder. Różowa, jedwabna podszewka. Trochę wytarte na łokciach

ŹRÓDŁO POCHODZENIA: Wyprzedaż w związku z przeprowadzką

 

Violet

 

Następnego wieczoru Violet nachyliła się do lustra w łazience, nucąc sobie podczas nakładania szminki na usta. Obiecała Karen, że właśnie dziś wieczorem wybiorą się do miasta tak jak kiedyś.

 

Dawniej, kiedy Karen mieszkała przy tej samej ulicy, często wstępowała do jej sklepu w drodze z pracy do domu. Zwykle wiedziała, co akurat dzieje się w mieście: gdzie otwarto nową restaurację, czy akurat trwa festiwal filmów kina niezależnego. Czasami wypijały pół karafki cabernet w ulubionym bistro w Machinery Row. Kiedy indziej do świtu tańczyły przy dźwiękach granej na żywo muzyki funk, pocąc się w zatłoczonym barze.

 

Podczas tych wieczorów często towarzyszyli im mężczyźni: zaproszeni wcześniej albo dopiero co poznani. Karen, długonoga i rudowłosa, budziła zachwyt, gdziekolwiek się pojawiła. Ale Violet nigdy nie zazdrościła jej powodzenia. Prawdę mówiąc, zwykle była wdzięczna, że przyjaciółka skupia uwagę na sobie. Tuż po rozwodzie Violet chciała jedynie cieszyć się swoją nowo odkrytą niezależnością. Jeśli przy okazji spotkała jakiegoś ciekawego mężczyznę, świetnie, ale nie wiązała z nim żadnych nadziei. Kiedy Karen wyszła za mąż i wspólnie z Tomem zbudowali dom na przedmieściu, ich – Karen i Violet – wspólne wypady stały się znacznie rzadsze, a ustały niemal zupełnie, kiedy Karen zaszła w ciążę. Violet nie miała do niej pretensji. Nie były już takie młode, na miejscu Karen też nie zwlekałaby z założeniem rodziny.

 

Violet zostało trochę czasu do pojawienia się Karen, chociaż jak zawsze długo się wahała. W końcu zdecydowała się na czarny kostium z lat siedemdziesiątych: ze spodniami i górą odkrywającą plecy. Dobrała do niego srebrne kolczyki zrobione przez klientkę sprzedającą biżuterię… i była gotowa.

 

Czekając na Karen, Violet wyciągnęła spod łóżka pudło. W środku trzymała wszystkie swoje pamiątki z Bent Creek. Nie oglądała ich od lat. Wyjęła zasuszony bukiecik goździków, który Jed dał jej na zjazd absolwentów (to wtedy oblała się alkoholem), misia, z którym nie rozstawała się jako dziecko, złotą obrączkę, która jej służyła i za pierścionek zaręczynowy, i za obrączkę. Odłożyła je na dywan. Na dnie kartonu znalazła szkolne księgi pamiątkowe. Wyciągnęła je i usiadła obok Milesa na kanapie, by je przekartkować.

 

Zajrzała do indeksu w księdze pamiątkowej z drugiego roku nauki w szkole. Powoli przesuwała palcem po spisie nazwisk, aż natrafiła na Sama Lewisa. Strony 39 i 94. Z ciekawości odszukała też swoje nazwisko. Wypisane strony, na których były jej zdjęcia, zajmowały aż trzy linijki.

 

Zajrzała najpierw na stronę 39, gdzie było zdjęcie klasy Sama. Uśmiechał się, nosił aparat ortodontyczny i miał okropne pryszcze. Teraz go sobie przypomniała. Był jednym z chłopaków, nad którymi znęcali się Jed i jego kumple.

 

Potem otworzyła księgę na stronie 94, spodziewając się tam zobaczyć zdjęcie Sama ze szkolną orkiestrą albo członkami klubu szachowego lub jakiegoś kółka zainteresowań. Ale umieszczono tam nieupozowane zdjęcie zrobione w stołówce. Pośrodku grupka dzieciaków siedziała ramię w ramię przy stole. Jednak Sama wśród nich nie było. Siedział w głębi, przy prawie pustym stole, z kawałkiem pizzy w ustach. Patrząc na niezdarnego nastoletniego Sama, pomyślała: Wytrzymaj. Za dwadzieścia lat będziesz wyglądał znacznie lepiej.

 

Usłyszała pukanie do drzwi. Miles zaszczekał i zeskoczył na podłogę.

 

– Hop, hop! – zawołała Karen.

 

– Jestem tutaj. – Violet weszła do salonu, gdzie czekała już przyjaciółka, dzierżąc dwie duże torby na zakupy. Rude kręcone włosy okalały twarz Karen, konkurując o uwagę z poduszkami w lamparcie cętki i etnicznymi tkaninami. Odstawiła torby i zdjęła trencz, pod którym miała zieloną bluzeczkę na cienkich ramiączkach i czarne obcisłe spodnie.

 

– Och, mamuśko – wykrzyknęła Violet, ściskając przyjaciółkę.

 

– Świetnie wyglądasz.

 

– Naprawdę powinnaś zamykać drzwi na klucz – burknęła Karen.

 

– Zwykle pamiętam, żeby je zamknąć, kiedy wychodzę, ale nie wtedy, gdy jestem w domu. No, chyba że kładę się spać. Poza tym te okolice są bezpieczniejsze niż dawniej. Nie widziałaś nowych, modnych restauracji? Salonu dla zwierząt domowych?

 

– Cóż, kiedy mieszkałam tu, jeszcze jako studentka prawa, na rogu była meta, a faceci siedzieli na gankach domów, popijając piwo z półtoralitrowych butelek. Przepraszam, że zachowuję się trochę jak paranoiczka.

 

– To już przeszłość, moja droga. Teraz mieszkają tu profesorowie i hipsterzy. Wątpię, czy w sklepie alkoholowym sprzedają jeszcze piwo w półtoralitrowych butelkach. Są zbyt zajęci podawaniem sześciopaków z mikrobrowarów, w których piwo warzą z chmielu z ekologicznych upraw. – Violet uśmiechnęła się do przyjaciółki. – Okolica bardzo się zmieniła, odkąd wyprowadziliście się do swojej wiejskiej posiadłości.

 

– À propos wiejskich posiadłości, taksówki tam nie jeżdżą, więc dziś nocuję u ciebie.

 

– A co z Edith?

 

– Jest z nią Tom. Dobrze mi zrobi noc poza domem.

 

– Jeśli boisz się jechać do domu po kilku drinkach, mogę cię zawieźć. Nie mam nic przeciwko temu, żeby być kierowcą.

 

Karen pokręciła głową.

 

– Nie ma mowy. Muszę się trochę zabawić. Masz pojęcie, jak to jest przez większość dnia być związana z taką małą istotką?

 

– Nie mam – przyznała Violet. A po chwili dodała smutno:

 

– I prawdopodobnie nigdy nie będę miała.

 

– To naprawdę nie jest łatwe. – Karen przeszła do kuchni połączonej z salonem. Sięgnęła do lodówki po butelkę whisky. Ze swobodą osoby, która była tu nie raz, otworzyła szafkę i wyjęła z niej dwie kryształowe szklaneczki. Nie pytając, nalała do każdej whisky na wysokość dwóch palców. – Lodu? – Otworzyła zamrażarkę.

 

– O, kurde. Zapomniałam zrobić – zafrasowała się Violet.

 

– Nie szkodzi, lubię nierozcieńczoną whisky. – Karen pociągnęła łyk ze swojej szklaneczki i puknęła się w czoło, na którym było więcej zmarszczek, niż kiedy Violet widziała ją ostatni raz. – Jak można zapomnieć o zrobieniu lodu? Przecież wystarczy wlać wodę do pojemników.

 

Violet wzruszyła ramionami.

 

– Nikt tu nie narzeka.

 

Karen podała jej drugą szklaneczkę i Violet napiła się, czując, jak mocny alkohol lekko piecze ją w gardło. Usiadła na kanapie i klepnęła w poduchę, zapraszając Karen, by zajęła miejsce obok niej. Miles źle odczytał ten gest, wskoczył i usadowił się przy swojej pani. Potargała go za aksamitne uszy.

 

– Jak sobie radzi Edith? – spytała Violet. – Jest zachwycająca.

 

Karen usiadła w drugim końcu kanapy.

 

– Chyba nie chcesz słuchać głupiej paplaniny o niemowlętach, co?

 

Violet nieco się zjeżyła. Karen najwyraźniej założyła, iż Violet nie chce słuchać o Edith, bo sama nie ma dzieci. Ale wiedziała, że jej przyjaciółka chce po prostu być taktowna. Zanim Edith pojawiła się na świecie, Karen i Violet często siedziały w kącie na przyjęciach dla przyszłych mam, pijąc koktajle i przewracając oczami. Celowała w tym Karen. Violet kochała małe dzieci. Nie lubiła jedynie nadmiernej troski, jaką im okazywano.

 

Karen skrzyżowała swoje długie nogi.

 

– Miałaś jakąś wiadomość od właściciela domu?

 

– Nic nowego – westchnęła Violet. – Muszę się wyprowadzić do końca lipca, inaczej mnie eksmitują. Chyba że od naszej ostatniej rozmowy wpadłaś na jakiś genialny pomysł?

(…)

 

 

 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl