Słowa światłości, B. Sanderson - zapowiedź wydawnictwa MAG

Obrazek artykułu
Świetliści Rycerze muszą znów powstać.


W końcu wypowiedziano starożytne przysięgi, spreny powracają. Ludzie szukają tego, co zostało utracone. Być może ta misja ich zniszczy.

Wiatrowy zagubił się w strzaskanej krainie i balansuje na granicy między zemstą a honorem. Tkaczka Światła, którą powoli pochłania przeszłość, poszukuje kłamstwa, którym musi się stać. Kowal Więzi, zrodzony z krwi i śmierci, teraz próbuje odbudować to, co zostało zniszczone. Badaczka, od której zależą losy dwóch ludów, zostaje zmuszona do dokonania wyboru między powolną śmiercią a straszliwą zdradą wszystkiego, w co wierzy.
Najwyższy czas, by się przebudzili, nadchodzi bowiem Wieczna Burza.
I przybył Skrytobójca.

Doskonała kontynuacja „Drogi królów”.


Brandon Sanderson

Słowa światłości

Księga druga cyklu „Archiwum Burzowego Światła”

1

Santhid

 

Jeśli mam być całkowicie szczera, to, co wydarzyło się przez te ostatnie dwa miesiące, spoczywa na mnie. Śmierć, zniszczenie, strata i ból to mój ciężar. Powinnam była to przewidzieć. I powstrzymać.

Z osobistego dziennika Navani Kholin, Jeseses roku 1174.

Shallan ścisnęła wąski kawałek węgla drzewnego i narysowała serię prostych linii emanujących z kuli na horyzoncie. Ta kula nie była do końca słońcem, ani też żadnym z księżyców. Wydawało się, że naszkicowane węglem chmury płyną w jej stronę. A morze poniżej... Rysunek nie mógł ukazać dziwacznej natury tego oceanu, który składał się nie z wody, lecz z niewielkich paciorków przezroczystego szkła.

Zadrżała, przypominając sobie to miejsce. Jasnah wiedziała onim owiele więcej, lecz nie dzieliła się tą wiedzą ze swoją podopieczną, aShallan nie miała pojęcia, jak spytać. Jak mogła żądać odpowiedzi po zdradzie, której się dopuściła? Od tamtego wydarzenia minęło zaledwie kilka dni idziewczyna nadal nie wiedziała, jak rozwiną się jej kontakty zJasnah.

Pokład zakołysał się, gdy statek zrobił zwrot, nad jej głową załopotały potężne żagle. Shallan musiała zacisnąć bezpieczną dłoń na relingu, żeby odzyskać równowagę. Kapitan Tozbek twierdził, że na razie morze nie jest szczególnie wzburzone jak na tę część Cieśniny Długobrewych. Jednakże, gdyby fale ikołysanie się wzmogły, musiałaby zejść pod pokład.

Shallan odetchnęła ispróbowała się rozluźnić, gdy statek wyprostował kurs. Wiał chłodny wiatr, ana jego niewidocznych prądach unosiły się wiatrospreny. Za każdym razem, gdy wzbierały fale, Shallan przypominała sobie ten dzień, ten obcy ocean szklanych paciorków...

Spojrzała zgóry na to, co narysowała. Widziała jedynie mignięcie tego miejsca, ajej szkic nie był doskonały. On...

Zmarszczyła czoło. Na papierze wznosił się wzór, jakby był wytłoczony. Co ona narobiła? Wzór był niemal szerokości kartki, sekwencja skomplikowanych linii przecinających się pod ostrymi kątami ipowtarzających się kształtów przypominających grot strzały. Czy to wynik narysowania tego dziwnego miejsca, które Jasnah nazywała Cieniomorzem? Shallan zwahaniem przesunęła swobodną rękę, by poczuć nienaturalne wybrzuszenia kartki.

Wzór poruszył się, przesunął się po kartce jak szczenię ostrogara pod prześcieradłem.

Shallan jęknęła izerwała się zmiejsca, upuszczając szkicownik na pokład. Luźne kartki spadły na deski, zatrzepotały irozsypały się na wietrze. Pobliscy marynarze– Thaylenowie odługich białych brwiach, które zaczesywali za uszy– rzucili się na pomoc, łapali kartki, nim wyleciały za reling.

– Wszystko wporządku, panienko?– spytał Tozbek, przerywając rozmowę zjednym zmatów. Niski, korpulentny Tozbek nosił szeroką szarfę iczerwono-złoty płaszcz oraz pasującą do niego czapkę. Zaczesywał brwi do góry iusztywniał je, przez co tworzyły wachlarze nad jego oczami.

– Nic się nie stało, kapitanie– odparła Shallan.– Po prostu się przestraszyłam.

Yalb podszedł ipodał jej kartki.

– Wasze akcesoria, panienko.

Shallan uniosła brew.

– Akcesoria?

– Pewnie– stwierdził młody marynarz iuśmiechnął się szeroko.– Ćwiczę wyszukane słownictwo. Pomaga młodzieńcowi zapewnić sobie stosowne niewieście towarzystwo. Wiecie, tego rodzaju młodą damę, która nie śmierdzi za bardzo ima przynajmniej kilka zębów.

– Śliczna– powiedziała Shallan iwzięła kartki.– Wkażdym razie, jeśli taka jest twoja definicja ślicznej.

Powstrzymała się przed dalszymi przytykami ipodejrzliwie wpatrzyła wstertę kartek wręku. Rysunek Cieniomorza spoczywał na wierzchu, ale nie było na nim żadnego wytłaczanego wzoru.

– Co się stało?– spytał Yalb.– Nagle wypełzł skądś kremlik?

Jak zwykle, miał na sobie rozpiętą kamizelę iparę luźnych spodni.

– Nic takiego– odpowiedziała cicho Shallan ischowała kartki do teczki.

Yalb zasalutował jej– nie miała pojęcia, dlaczego zaczął to robić– iwrócił do wiązania olinowania razem zpozostałymi marynarzami. Wkrótce usłyszała głośne śmiechy pobliskich mężczyzn, akiedy spojrzała na Yalba, wokół jego głowy tańczyły chwałospreny– przybrały postać niewielkich kul światła. Wyraźnie był bardzo dumny ze swojego żartu.

Uśmiechnęła się. Wrzeczy samej, miały wielkie szczęście, że Tozbek musiał zostać dłużej wKharbranth. Lubiła tę załogę icieszyła się, że Jasnah wybrała właśnie ich na podróż. Shallan znów usiadła na skrzyni, którą kapitan Tozbek nakazał przymocować obok relingu, by mogła podziwiać morze, kiedy żeglowali. Musiała uważać na pianę, ta bowiem nie służyła jej szkicom, ale jak długo morze nie było wzburzone, okazja oglądania fal była tego warta.

Obserwator na szczycie masztu krzyknął. Shallan zmrużyła oczy ispojrzała wkierunku, który wskazał. Wzasięgu wzroku mieli odległy ląd ipłynęli równolegle do niego. Poprzedniego wieczoru nawet przybili do portu, by uchronić się przed arcyburzą. Żaden żeglarz nie lubił zbytnio oddalać się od portów– wyjście na otwarte morze, na którym statek mogła zaskoczyć arcyburza, było samobójstwem.

Plamą ciemności na północy były Krainy Lodu, wwiększości niezamieszkany region wzdłuż południowej krawędzi Rosharu. Od czasu do czasu mignął jej zarys wyższych klifów na południu. Thaylenah, wielkie wyspiarskie królestwo, tworzyło tam kolejną barierę. Cieśnina prowadziła między nimi.

Obserwator zobaczył coś wfalach na północ od statku, podskakujący kształt, który zpoczątku wydawał się dużą kłodą. Nie, był owiele większy iszerszy. Shallan wstała izmrużyła oczy. Okazało się, że to sklepiona, brązowo-zielona skorupa wielkości trzech związanych razem łódek. Kiedy ją mijali, skorupa zrównała się ze statkiem ijakimś sposobem dotrzymywała im tempa, wystając na sześć, może osiem stóp nad powierzchnię.

Santhid! Shallan wychyliła się przez reling ipatrzyła wdół. Marynarze rozmawiali podekscytowanymi głosami, kilku dołączyło do niej iwpatrywało się wistotę. Santhidyn prowadziły tak samotnicze życie, że niektóre księgi uważały je za wymarłe, awszystkie współczesne doniesienia ospotkaniach za wątpliwe.

– Naprawdę przynosicie szczęście, panienko!– powiedział ze śmiechem Yalb, mijając ją zliną.– Od lat nie widzieliśmy santhida.

– Nadal go nie widzicie– zauważyła Shallan.– Jedynie szczyt jego skorupy.

Ku jej rozczarowaniu woda ukrywała całą resztę– poza cieniami czegoś wgłębinie, co mogło być długimi ramionami sięgającymi wgłąb. Wedle opowieści stwory czasem przez wiele dni podążały za statkami, czekały na morzu, kiedy żaglowiec zawijał do portu, apóźniej znów za nim podążały.

– Inic poza skorupą nie zobaczycie– stwierdził Yalb.– Na Pasje, to dobry znak!

Shallan ścisnęła torbę. Zamknąwszy powieki, utrwaliła Wspomnienie istoty przy statku, by móc ją później precyzyjnie narysować.

Ale co właściwie mam narysować?– pomyślała. Bryłę wwodzie?

Wjej głowie zaczęła kształtować się myśl. Wypowiedziała ją na głos, zanim zdążyła przemyśleć całą kwestię.

– Przynieś mi tę linę– powiedziała, odwracając się do Yalba.

– Jasności?– spytał, zatrzymując się wmiejscu.

– Zawiąż pętlę na końcu– dodała, pośpiesznie odkładając torbę.– Muszę przyjrzeć się santhidowi. Nigdy wcześniej nie zanurzałam głowy woceanie. Czy słona woda utrudnia widzenie?



Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl