Radosław Lewandowski - wywiad z niezależnym autorem

Obrazek artykułu
Rozmowa z Radosławem Lewandowskim, polskim autorem książek science fiction i powieści historycznych, jednym z założycieli Płockiego Klubu Fantastyki „Elgalhˈai”. Na pytania czy self-publishing to dobry pomysł na wydanie debiutanckiej powieści? - oraz o wydanych powieściach, autor podzieli się na łamach naszego portalu.

 


Przez wiele lat pracował pan jako urzędnik państwowy. Skąd u dojrzałego mężczyzny wziął się pomysł na zajęcie się literaturą?

 

Odpowiedź kryje się w pytaniu – dojrzałem. Jedni pasjami łowią ryby, inni kochają samochody, niektórzy piją tak często, że dzień zlewa się z nocą. Ja wybrałem z pozoru bezpieczną drogę – zacząłem pisać. Czy z perspektywy wielu lat żałuję tej decyzji? Prawdę mówiąc, coraz bardziej dominującym staje się przekonanie, że nie miałem wyboru. Czego więc żałować? Czy mamy wpływ na nasz naturalny kolor włosów, oczu, wzrost?

 

Debiutował pan mini-cyklem „Yggdrasil”, na który złożyły się dwa tomy: „Struny czasu” i „Exodus”. Skąd pomysł na połączenie wątków dawnej Słowiańszczyzny z Wikingami, prehistorią i sci-fi?

 

Odpowiedź jest prosta i jednocześnie niemożliwa. Tak, stać mnie na pytyjskie odpowiedzi. W pierwszej chwili ciśnie się myśl – jesteśmy tym, co przeczytaliśmy. Zawsze pochłaniałem książki, poczynając od powieści Juliusza Verne'a, poprzez serię Alfreda Szkalrskiego o Tomku Wilmowskim, Ignacego Kraszewskiego, Josepha Conrada, na Isaaku Asimovie i Siergieju Sniegowie kończąc. Przepraszam za paralogizm, ta droga nie ma końca. W tej sytuacji czytelnik znajdzie w moich powieściach echa tamtych przygód, ale też moje pragnienia, marzenia, przekonania, widzenie świata a niekiedy osobiste doświadczenia. 

Dziwić może jedynie to, iż połączyłem w serii „Yggdrasil” literaturę historyczną ze space operą, wikingów z człowiekiem neandertalskim, „nanobotykę” z przygodami Słowian. Czy jednak powinno? Przecież cud pisarskiego żywota polega właśnie na tym, że nie istnieją tematyczne bariery, a jedynie te, dotyczącej formy przekazu.  

 

Uważni czytelnicy Yggdrasila mogą się w nim doszukać analogii do twórczości Elżbiety Cherezińskiej (szczególnie do powieści „Harda” i „Królowa) oraz do „Sagi o jarlu Broniszu” Władysława Jana Grabskiego. Tam również początki panowania Piastów powiązane są z pomocą udzielaną im przez Wikingów.

 

Powieść „Yggdrasil. Struny czasu” powstała w 2013 roku, a „Harda” o trzy lata później. Przyznam, iż choć zetknąłem się z tymi tytułami i twórcami, nie czytałem „Sagi o jarlu Broniszu” czy piastowskiej serii mistrzyni polskiej powieści historycznej. Muszę kiedyś nadrobić te zaległości.

 

Po „ Yggdrasilu” porzucił pan Słowian, lecz pozostał wierny Wikingom. Początkowo poświęcony im cykl miał liczyć trzy tomy, ostatecznie skończyło się na czterech.

 

Początkowo „Wikingowie. Wilcze dziedzictwo” miało być jednym tomem i opowiadać o wilkołakach wśród wikingów. Czemu nie? Kocham wampiry i Lykan. Nie powinienem? To niepoważne? Ha, czy miłość to uczucie racjonalne?

W wyniku buntu na pokładzie, a konkretnie veta mojej żony, zrezygnowałem z elementów fantastycznych i powstała powieść historyczna. Ponieważ miałem podpisaną z wydawnictwem Muza umowę na kolejne tomy, żal było porzucać temat. Wciągnąłem się i przez kilka lat podróżowałem wraz z wikingami: Do Szwecji, na Półwysep Iberyjski, do dzisiejszej Kanady, na Sycylię, rzekami Rusi do Konstantynopola. Wszystko mocno osadzone w historii, ale przyprawione po mojemu.

 

Otwierające cykl „Wilcze dziedzictwo” przenosi nas między innymi do Ameryki Północnej i na Półwysep Iberyjski.

 

 

Mapka z powieści

 

Źródło: materiały własne autora

 

Nie wszyscy wiemy, że to wikingowie w X wieku odkryli Amerykę, nazywając krainę Winlandią Dobrą. Czy mogło zabraknąć w mojej tetralogii tak wdzięcznego tematu? Spotkanie różnych i podobnych wojowniczych kultur, dało nie lada pole do popisu i mam nadzieję, że tej szansy nie zmarnowałem.

Kupiec Bjarni Herjolfsson w roku 984 wyruszył z Islandii statkiem, mocnym knorrem (knarrą, knarrerem), obładowanym towarami handlowymi w kierunku nowej kolonii na Grenlandii. Na skutek sztormu i silnych północnych wiatrów, przez wiele dni żeglował w kierunku południowym, aż dotarł do dzisiejszej Kanady, a konkretnie do Nowej Fundlandii. Zakazał załodze schodzić na ląd i płynąc wzdłuż brzegu, dobrnął w końcu do Grenlandii, gdzie opowiedział rodakom o nowym lądzie na zachodzie.

Kilka lat później syn Eryka Rudego, Leif Eriksson, wyruszył kierując się instrukcjami Bjarniego Herjolfssona i trafił do krainy pełnej doskonałej jakości drzew liściastych i winorośli, którą nazwał Krainą Winorośli - Winlandią.

 

A co do obecności moich bohaterów na Półwyspie Iberyjskim, to były czasy przed rekonkwistą, gdy ścierały się tam rachityczne resztki chrześcijańskiego królestwa Leónu, z przeciwnikiem potężnym nad ludzkie wyobrażenie – z wojskami Kalifatu Kordoby. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, ale niech przemówią liczby. Stolica chrześcijańskiego królestwa – Leon- liczyła wówczas około dziesięciu tysięcy stałych mieszkańców i dwadzieścia rzemieślniczych warsztatów i sklepów. W Kordobie liczącej blisko pół miliona mieszkańców, usytuowano kilkadziesiąt tysięcy sklepów i warsztatów, 300 lub nawet ponad tysiąc meczetów, 300 lub jak podają inne źródła 900 łaźni, 50 szpitali, 20 publicznych bibliotek. Biblioteka syna i następcy Abd ar-Rahmana III – Al-Hakama liczyła 400 000 woluminów, w tym dzieła Arystotelesa, Euklidesa, Hipokratesa, Platona. Robi wrażenie, prawda?  

Choć obecność na tych ziemiach opisywanego przeze mnie oddziału Skandynawów jest fikcją, to ludy północy odwiedzały z mieczem i ogniem te bogate tereny. Z różnym skutkiem trzeba zaznaczyć, niekiedy zdobiąc ciałami drzewa na terenie Kalifatu.

Jak podaje Pierre Barthlemy w książce "Les Vikings", wikingowie w latach 975 – 1098 aż dziesięć razy najeżdżali w zorganizowanych grupach Półwysep Iberyjski, a przecież wcześniejsze najazdy też miały miejsce, choćby ten z 845, czy 858 roku, podczas którego złupili Sewillę i najechali Pampelunę, biorąc do niewoli jej chrześcijańskiego króla – Garcię. Podczas rajdu z 859 roku dwóch wodzów normańskich - Bjorn Jernside (Żelazny) i Hastinga, przeprawiło się z 62 okrętami przez Cieśninę Gibraltarską na Morze Śródziemne, gdzie przez dwa lub jak inni podają trzy lata łupili mieszkańców Hiszpanii, Włoch, Balearów czy Maroka. Fakt, iż w drodze powrotnej wpadli w sztorm i stracili większość okrętów, skarbów i ludzi, nie umniejsza sławy tej wyprawy znanej szerzej z serialu „Wikingowie”.

 

Akcja „Najeźdźców Północy” skupia się głównie na Labradorze czyli w dzisiejszej Kanadzie.

 

Mapka z powieści

 

Źródło: materiały własne autora

 

Więcej, poświęciłem temu cały drugi tom, w którym opisuję przygody samotnego wikinga wśród Indian.

To było nie lada zadanie, bowiem jak pisałem wcześniej, autor „wszystko może”, ale musi to zrobić tak, by czytelnik nie wykrył fałszerstwa. Dla przykładu, opisując w powieści historycznej walkę dwóch sprawnych wojów, nie włożę jednemu z nich miecza świetlnego do ręki. 

Podejście Indian do świata znacznie różniło się od tego, co kierowało działaniami wikingów. Czuli i czują się oni bardziej opiekunami Ziemi i zwierząt, niż zdobywcami, którym to się po prostu należy. Wykorzystałem to podejście w powieści, ubarwiając ją licznymi sentencjami ludu z Ameryki Północnej. Poniżej kilka przykładów zaczerpniętych ze strony: https://ogrodnikumyslu.wordpress.com/2015/01/21/10-madrosci-szamanow-indianskich/

 

Kiedy urodziłeś się, płakałeś, a świat się śmiał. Żyj tak, abyś umierając się śmiał, a świat płakał”.

„Roślina może być ścięta, ale nie wyrwana z korzeniami. Drzewa i trawy mają dusze”.

„Brak szacunku dla żywych istot szybko prowadzi do braku szacunku dla ludzi”.

 

Topory i sejmitary czyli tom trzeci to zderzenie ze Wschodem.

 

Mapka z powieści

 

Źródło: materiały własne autora

 

To czas, gdy mogłem wpleść w opowieść więcej wątków słowiańskich. Dlatego opisałem Jomsborg – warownię leżącą na wyspie Wolin, znaną z wojów o niezrównanej dzielności, jak i jednym z bohaterów uczyniłem… Płocczanina.

Zresztą wątek rodzimy towarzyszy czytelnikom od pierwszej części tetralogii, bowiem protagonistą jest syn Świętosławy, siostry Bolesława Chrobrego.

Ale główny nurt akcji w powieści „Wikingowie. Topory i sejmitary”, to podróż rzekami Rusi do cesarstwa Bizantyjskiego, a właściwie jego stolicy - Konstantynopola. Motywem, który kieruje grupą wikingów jest rodowa zemst, jakże by inaczej. Duża część akcji rozgrywa się w samym Miklagardzie (Wielkim Mieście), jak zwali Konstantynopol Normanowie i zagustują w tej opowieści miłośnicy nie tylko powieści historycznych, ale i dobrych kryminałów.

 

 

Zamykająca cykl „Kraina proroka” to podróż przez kalifat Kordoby i Sycylię znaczona potyczkami Wikingów i Saracenów.

 

Mapka z powieści

 

Źródło: materiały własne autora

 

My - współcześni Europejczycy - często nie zdajemy sobie sprawy jak ogromny wpływ na naszą historię, naukę i sztukę mieli Arabowie. Jeśli myślimy stereotypowo, to jawią nam się jako kultura uwsteczniająca pochód ludzkości ku oświeceniu, radykalna w swoich działaniach i sztywno związana Koranem. To jest bardzo nieskomplikowany tok myślenia i krzywdzący dla pokoleń światłych arabskich uczonych i myślicieli. To tak, jakby kulturę chrześcijańską postrzegać jedynie przez pryzmat Świętego Oficjum, co jest oczywistą bzdurą.

 

Al-Andalus, czyli Emirat, potem Kalifat Kordoby, był wyjątkowym tworem religijno-polityczno-społecznym. W okresie swojej świetności zajmował trzy czwarte powierzchni Półwyspu Iberyjskiego z wyjątkiem jego zachodniej części, którą pozostawiono wizygockim niedobitkom wcześniejszych panów tych ziem. Z czasem powstały tam chrześcijańskie hrabstwa, księstwa i królestwa: Galicja, León, Castilla, Nawarra, Aragón.

 

Już w pierwszym tomie wiele miejsca poświęciłem Kalifatowi Kordoby i jego władcy Abd ar-Rahmanowi III. Musiałem tam wrócić, po prostu musiałem.

 

Bohaterowie mojej powieści podbijają Sycylię na kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami, które faktycznie miały miejsce. Czynią to jako wierzący w bogów poganie a nie gorliwi chrześcijanie, jakimi byli bracia Robert i Roger Hauteville – prawdziwi zdobywcy Sycylii.  Sikilijję bowiem, tak nazwali tę krainę muzułmanie, odbili z ich rąk w XI wieku normańscy potomkowie wikingów.

 

 

Przy pisaniu „Wyprawy po śmierć” inspirował się pan przygodami pańskich dzieci. Można powiedzieć, że to chyba najbardziej osobista z pańskich powieści. Na razie jednak nie doczekała się swojej „papierowej” wersji.

 

Tak, to ciekawy eksperyment i podziękowanie złożone moim dzieciom, za to, że są. „Wyprawa po śmierć” ukazała się w formie e-booka i audiobooka, ale na razie brak planów dotyczących wydania papierowego.

To doświadczenie nie tylko związane z wpleceniem autentycznych, choć nieco zmodyfikowanych przygód, jak wyprawa do Australii, wyjazd z chórem do USA czy wakacyjna praca w Anglii, ale sama konstrukcja powieści jest nieco inna. Składa się jakby z dwóch niezależnych opowieści: współczesnej, przygodowej w stylu dzieł Dana Browna i historycznej relacjonującej wyprawę wikingów do skandynawskiego piekła. Zbiegają się one w mam nadzieję zaskakującym finale.

 

Przygotowując się do pisania „Wyprawy po śmierć” natknął się pan na informacje, które legły u podstaw „Australijskiego piekła”.


Mapka z powieści

 

Źródło: materiały własne autora

 

Tak w pisarskim życiu bywa. Zresztą, to Stephen King twierdzi, że praca pisarza przypomina robotę górnika i czasem trafi się na kawałek węgla, a niekiedy na diament. Takim szlachetnym kamieniem w moim przypadku było odkrycie historii związanej z pierwszą obecnością Europejczyków u wybrzeży Australii. Makabrycznej historii, dodam.

Tak powstała powieść rozmachem i klimatem nieustępująca „Buntowi na Bounty”. Przedstawiłem w niej burzliwe losy bohaterów w ogniu wojny trzydziestoletniej w czasach: kardynała Richelieu, Kartezjusza, Olivera Cromwella i procesów czarownic. Więcej, czytelnik wyruszy na morską wyprawę pełną podstępów, szaleńczej odwagi, honoru i… miłości. Wszystko w otoczeniu nieskrępowanej przygody: lądowych batalii, morskich bitew i wypraw w głąb Czarnego Lądu.


Kilka opinii o książce:

„Australijskie piekło” to napisana z rozmachem epicka opowieść o zdradach, namiętnościach i walce o przywództwo. bookhunter.pl

Klimatyczna, wciągająca w świat siedemnastowiecznych marynarzy opowieść pełna zaskakujących wydarzeń i niesamowicie szczegółowych opisów. nakanapie.pl

Czas zatopić się w tej historii i poczekać, co morze wyrzuci na brzeg: bohaterskie czyny czy gorycz porażki? „Australijskie piekło” ma dla każdego inne oblicze. dużeka.pl

„Australijskie piekło” to marynistyczny mariaż historii z literaturą, popkulturalny ewenement podsycany bryzą ludzkiej niedoli. Polecam! sztukater.pl

 

Każda z pańskich książek wymagała żmudnego reaserchu, wielu miesięcy spędzonych w bibliotekach na „przekopywaniu się” przez materiały historyczne i powieści poświęcone opisywanym przez pana wydarzeniom. Jak długo trwa napisanie jednej powieści?

 

Dla każdego ten czas będzie inny. W moim przypadku napisanie powieści trwa rok. Oczywiście wersja wstępna powstaje niekiedy szybciej, ale potem trwa żmudny okres dojrzewania tekstu i sprawdzania, dojrzewania i sprawdzania… Najwierniejszymi czytelnikami książek, są ich autorzy.

 

A ile książek trzeba przeczytać, aby stworzyć jedną powieść?

 

A ile potraw musi stworzyć kucharz, by zostać mistrzem w zawodzie? Nikt tego nie policzył, choć zapewne bardzo dużo. Podobnie z pisaniem.

 

„Australijskie piekło” wydał pan jako self-publisher. Proszę powiedzieć naszym czytelnikom, co trzeba zrobić, by wydać książkę własnym nakładem.

 

Musimy zmierzyć się z dwoma blokami problemów:

Fizyczne wydanie powieści
  1. Promocja i sprzedaż dzieła

W punkcie pierwszym musimy znaleźć i opłacić: autora okładki, redakcję, podwójną korektę (przed i po składzie), skład i łamanie tekstu, druk. To ta prostsza część zadania.

W ramach promocji i sprzedaży powinniśmy umieć podnieść się za włosy, niby sam Munchausen. Dosłownie.

Ja stworzyłem specjalnie w tym celu księgarnię https://radeklewandowski.pl/. Prowadzę aktywnie dwa fanpage na FB. Nawiązałem współpracę z grupą książkowych blogerów, którzy wsparli premierę. Udostępniłem moje książki w hurtowni księgarskiej, poprosiłem o pomoc duże portale i to ledwie początek. Na szczęście, historia jest na tyle dobra, że czytelnicy chętnie po nią sięgają. Na lubimyczytać.pl ma notę 8,7/10 pkt; na stronie empik.com 5/5 pkt; na stronie legimi.pl 4,2/5 pkt; na stronie storytel.com 4,5/5 pkt; na stronie granice.pl 6/6 pkt. To ważne dla pisarza, by czytano efekty jego pracy. W innym przypadku, po co to wszystko?

Dzięki self-publishingowi czytelnik dokonując zakupu książki, wspiera jej autora a nie dużego wydawcą. Musimy sobie bowiem zdawać sprawę, że wydawnictwo z każdego egzemplarza „odpala” autorowi dwa, trzy złote. Minus podatki, rzecz jasna.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl