Przerażające „Kroniki Atopii”- fragment

Obrazek artykułu
Jeżeli świat stanie na krawędzi posthumanizmu i ekoarmagedonu prawdopodobnie będzie dokładnie taki jak opisują go „Kroniki Atopii”. Już teraz możemy przeczytać fragment tej przerażającej wizji.

Możliwość wytworzenia alternatywnej rzeczywistości chroniącej przed brutalną rzeczywistością mogłaby być spełnieniem marzeń podobnie jak wysyłanie w codzienność sobowtóra, który pełniłby wskazane przez nas zadania.  Niestety bardzo czeto okazuje się, że lepiej aby marzenia pozostały jedynie marzeniami, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji.


 „Kroniki Atopii” to przerażająca wizja świata u schyłku XXI wieku, balansującego na krawędzi posthumanizmu i ekoarmagedonu. Przekonamy się, że piękny sen może zamienic się w koszmar.


Pierwszy rozdział powieści sci-fi Matthew Mathera „Kroniki Atopii”, opublikowanej przez oficynę Czwarta Strona, móżmy przeczytać już teraz.

 

 


Fragment książki:


BŁĘKITNE NIEBO

Część I:

Olympia Onassis

– Nie! Nie! Po pańskiej drugiej lewej stronie – rzuciłam gniewnie, wskazując paczkę papierosów, którą miałam zamiar kupić. Serce wciąż waliło mi jak młotem po straszliwej awanturze, którą Alex zrobił mi na ulicy. Chciał, żebyśmy zamieszkali razem, a raczej próbował wprowadzić się do mnie. Nie byłam na to gotowa – w gruncie rzeczy, nie byłam pewna, czy kiedykolwiek będę. Właśnie ze sobą zerwaliśmy, tym razem na dobre.

Od tygodni niemal nie sypiałam, co w niczym nie pomagało.

Wpatrujący się we mnie zza lady farmaceuta powiedział coś w jakimś obcym języku. Języki wymierają ponoć szybciej od żab, ale czytałam gdzieś, że w tym mieście i jego dzielnicach nadal używa się niemal tysiąca różnych dialektów. Co za bajzel!

Wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „I co teraz?”.

Pomruk zniecierpliwienia ludzi stojących za mną w kolejce o mało nie pokonał mojego głodu nikotyny. O mało, ale nie całkiem. Kupienie głupiej paczki papierosów wymagało, żeby farmaceuta osobiście zweryfikował zaświadczenie o moich nanouprawnieniach, a ja nie miałam zamiaru przechodzić przez to wszystko jeszcze raz.

– Chwila! – Uniosłam jedną rękę, grzebiąc drugą w torebce; szukałam słuchawki sieci komórkowej. Czułam niechęć do chirurgicznych implantów, więc nadal używałam staromodnych gadżetów. Boleśnie zdawałam sobie sprawę z wpatrzonych we mnie zniecierpliwionych oczu, ale wsunęłam słuchawkę do ucha.

– Camele lighty! – powtórzyłam, pokazując palcem przeszkloną gablotę.

Język, którym się posługiwał, natychmiast przetłumaczono w słuchawce.

– Jak już pani mówiłem, to nie są camele. Paczka wygląda tak samo, ale będzie pani musiała przejść na drugą stronę ulicy, żeby dostać camele. – Z nadzieją w oczach wskazał drzwi wyjściowe.

Westchnęłam.

– W porządku, niech będzie, cokolwiek pan ma.

Sięgnął do gabloty i podał mi paczkę. Chwyciłam ją i zaczęłam się przepychać przez tłum ku wyjściu, a kiedy otworzyłam paczkę, natychmiast obciążono mój kredyt za tę transakcję. Kopnęłam w drzwi i wypadłam na zewnątrz, płosząc wchodzących klientów.

Palenie to zły nawyk, którego nauczyłam się od matki. Nie rozmawiałyśmy ze sobą od lat, a nawet jeśli dochodziło między nami do jakiejkolwiek wymiany zdań, i tak się mną nie interesowała. Podobnie jak nie interesowała się ojcem, co ostatecznie doprowadziło do tego, że przeniósł się z resztą rodziny do jakiejś komuny technofobów w Montanie. Nie byłam w stanie skontaktować się z nim niemal od tak dawna, jak nie rozmawiałam z matką, i tego też nie miałam zamiaru jej wybaczyć w najbliższym czasie.

Stanęłam tuż przed drzwiami do apteki, żeby zapalić, przymknęłam oczy i zaciągnęłam się głęboko.

 

Śródmieście pulsowało wokół światłami reklam. Niemal każdy cal kwadratowy przestrzeni od latarni do chodnika wypełniały ruchome afisze zapowiadające nowe przedstawienie na Broadwayu albo zapraszające do wielowszechświata. Tuż nade mną tańczyła holograficzna głowa, skrząc się i chybocząc w zasnuwającym ją papierosowym dymie. „Odwiedzajcie Tytana, kąpcie się w metanowych deszczach!”

Zaciągając się po raz drugi, zerknęłam na uśmiechniętą głowę. „Kąpcie się w metanowych deszczach?” To nie brzmi sexy. Powinni byli raczej zaproponować coś takiego: „Unieś ją na wyżyny – kochajcie się na węglowodorowej pustyni”. Uśmiechnęłam się posępnie pod nosem. „Kochajcie się” – to coś zupełnie mi obcego, nie tylko na Tytanie.

Metaliczny, zrobotyzowany surogat, którego kątem oka widziałam za sobą w kolejce w aptece, wpadł na mnie zupełnie bez ostrzeżenia i przycisnął mnie mocno do muru. Z przejęcia krew odpłynęła mi z twarzy, ale strach i zdumienie ustąpiły szybko miejsca wściekłości. Odepchnęłam go, wrzeszcząc i wymachując rękoma.

– Złaź ze mnie!

Odepchnęłam się od muru znacznie łatwiej niż się spodziewałam. Staliśmy naprzeciw, wpatrując się w siebie przez chwilę, moje gniewne spojrzenie napotykało martwe spiżowo-szare gałki. Obdarzył mnie, jak mogłam się domyślać, przelotnym spojrzeniem, poruszył rękoma w przedziwnym mechanicznym geście, jakby chciał wzruszyć ramionami, i zniknął w strumieniu pieszych. Rzuciłam się za nim w pościg, ale niemal natychmiast się poddałam.

Trzęsłam się.

Oddychając nierówno, wytarłam ślinę z kącików ust.Opuściłam głowę i przekonałam się, że ukradł mi papierosy. Ręce drżały mi w takt chybotania się holograficznej głowy zachwalającej nade mną Tytana. Między palcami prawej dłoni wciąż tlił się obojętnie papieros.

Nikt z przechodniów niczego nie zauważył, a raczej nie chciał zauważyć. Domyśliłam się, że syntetykowi chodziło o papierosy, choć nie miałam pojęcia, że roboty palą.

Cholerne miasto.

Przyszło mi do głowy, żeby zadzwonić do Alexa, ale przypomniałam sobie niedawną awanturę, a poza tym byłam już spóźniona na prezentację. Roztrzęsiona, rzuciłam niedopałek na chodnik, zmiażdżyłam go stopą i wyszłam spod markizy, żeby przyłączyć się do płynącego Zachodnią Pięćdziesiątą Siódmą morza pieszych.

Wbijając się w tłum, wypatrywałam nurtu, który zaniósłby mnie do krawężnika. Daleko przede mną ktoś zaklął głośno i przystanął. Powstrzymany na chwilę pęd zmusił falę ludzi do rozwidlenia się wokół przeszkody.

To była moja szansa.

Podpłynęłam do stojącego, wykonałam zwód za plecami mężczyzny i zgodnie z oczekiwaniami pochwycił mnie przeciwny nurt, płynący w pożądanym przeze mnie kierunku. Potem wpadłam na jakąś absurdalnie wyglądającą kobietę, pomalowaną błyszczącą czerwoną farbą, z wystającymi skądś tam pawimi piórami.

– Z drogi! – warknęłam. Odepchnęłam ją na bok, skręciłam ku krawędzi ulicy i przepchnęłam się łokciami do krawężnika, gdzie wyciągnęłam rękę wśród lasu innych wyciągniętych rąk.

– Dziesięć! Dziesięć! – krzyknęłam na cały głos, oferując dziesięciokrotność zwykłej taryfy. Byłam zmęczona i przestraszona, i chciałam się stąd wydostać.

Od strumienia aut oderwała się taksówka i przystanęła przede mną, a moja hojność naraziła mnie na wściekłe spojrzenia zgromadzonych wokół ludzi, także polujących na taryfę. Kiedy uniosły się maleńkie skrzydlate drzwi taksówki, pokazałam im środkowy palec.

Wsiadłam do pojazdu. Owiało mnie chłodne, przefiltrowane powietrze, zatrzasnęły się drzwi. Odczekałam chwilę, żeby się opanować, przymknęłam powieki, powoli odetchnęłam, starając się pozbyć napięcia.

– Dokąd, proszę pani? – rozdzwonił się metaliczny głos. Było to samoprowadzące się elektryczne auto, jeden z tych hondasoftów z silnikami w kołach; niewiele więcej od plastikowej rury na deskorolkach, gdyby ktoś chciał znać moje zdanie, ale taksówka tak czy inaczej.

Nabrałam powietrza w płuca.

– A… – Jaki jest do cholery adres mojego biura? Wyprostowałam się w panice. Co się ze mną dzieje? Pracuję tam od ponad dziesięciu lat!

– Dokąd, proszę pani?

– Jedną sekundę – rzuciłam. Przypomniawszy sobie, że wciąż mam słuchawkę w uchu, zadzwoniłam do mojego asystenta technicznego. – Kenny, podaj mi adres naszego biura.

– Piąta Aleja 555 – zakłopotany Kenny odpowiedział niemal natychmiast, a ja powtórzyłam adres taksówkarzowi.

Zaczerwieniłam się. Jak mogłam zapomnieć? Potrzebowałam drinka. Taksówka natychmiast przyspieszyła i włączyła się do ruchu. Oparłam się w fotelu i znów zrobiłam kilka głębokich wdechów, starając się pozbyć ucisku w piersi, kiedy pędziliśmy przez miasto.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl