„Polecam każdemu, kto kocha koty!”- wywiad z Polą Andrus
Pola Andrus jest miłośniczką i pasjonatką powieści kryminalnych, dlatego nikogo nie powinno dziwić, że debiutancką książką autorki jest właśnie klasyczny kryminał.
Fabuła powieści „Morderstwo w pensjonacie” zgodnie z wymogami gatunki zorganizowana jest wokół zbrodni. Warto jednak wiedzieć, że jest to kryminał jedyny w swoim rodzaju. Nie często zdarza się przecież, by tropienie zabójcy wywoływało uśmiech na twarzy.
W tytułowym pensjonacie napotkamy bardzo charakterystycznych bohaterów, którzy nie pozwalaną nam się nudzić. Pośród nich są dwa koty, których realistyczne pierwowzory autorka spotyka na co dzień…
Pani Polu, dzięki krótkiej wzmiance biograficznej wiemy, że jest Pani miłośniczką kryminałów, zapaloną poszukiwaczką zagadek i mamą. Czy zechciałaby Pani bliżej przedstawić swą osobę czytelnikom, którzy dopiero zaczynają Panią poznawać?
Czytanie od dzieciństwa (przełom epoki Gomułki i Gierka) szło mi dobrze, mimo trudności z dostępem do wielu tytułów. Kolejki po cukier, po masło, po gazety… i po książki. Kupowaliśmy to, co akurat „rzucili” - niezależnie, czy było to eleganckie wydanie Broniewskiego czy Tołstoj i Dostojewski… Większość przeczytałam, przy niektórych nudząc się niepomiernie (J.I. Kraszewski), przy innych płacząc (Rodziewiczówna), a przy kolejnych zagryzając zęby i w tempie szeleszcząc stronami (Alistair MacLean). Pierwsze utwory Agathy Christie dotarły do mnie w późnych latach liceum i na studiach i były najlepsze ze wszystkiego!
Dziś jestem nie tylko miłośniczką, ale i pasjonatką powieści kryminalnych – początkowo skupiałam się na brytyjskich klasykach – ale z czasem, gdy ci zostali już przeczytani, zagadki odgadnięte i niestety, niestety – zapamiętane – musiałam zająć się poszukiwaniem nowszych autorów. Wielu mnie zainteresowało, niektórzy zachwycili, a jeszcze inni rozbawili do łez. Z perspektywy czasu najchętniej wspominam tych śmiesznych – ile mroków codzienności potrafili rozproszyć! Po stosownym, pełnym lat namyśle postanowiłam i ja stworzyć coś zabawnego.
Każdy autor rozpoczyna swą indywidualną pisarską ścieżkę. Jedni przyznają, że jest to realizacja marzeń z lat młodości, inni mówią o próbie sił na literackim gruncie lub zrządzeniu losu, a jak było w Pani przypadku?
W okresie studiów zaczęłam pisać moją pierwszą powieść. Niedawno robiąc porządki w szafie natknęłam się na plik kartek z tego okresu. Najwyraźniej byłam pod wpływem dzieł Joanny Chmielewskiej. Do niczego, ale momentami śmieszne! Akcja rozpoczyna się w klinice psychiatrycznej, gdy asystent niechcący wylewa na profesora talerz z zupą… Nigdy nie skończyłam tego wiekopomnego dzieła. Po studiach przyszła pora na ślub, specjalizację, a potem dzieci. Troje. Dziś najmłodsze ma szesnaście lat i mój czas jest nieco bardziej… uporządkowany. A zaczęłam pisać pod wpływem dwu rzeczy – po pierwsze - pewnego przedstawienia, jakie wystawiono w naszej podlaskiej Operze. Aktor śpiewający główną rolę poruszył we mnie… coś. Trudno to zdefiniować, ale poczułam się znowu młoda, tak jakby życie było jeszcze przede mną i miało mi coś do zaofiarowania. Po drugie moja córka zaczęła pisać powieść i szło jej to bardzo dobrze! (znacznie lepiej niż później mi). Wreszcie miałam w sobie dość siły, by też sięgnąć po laptop…
Wiemy, że Pani pasją są kryminały, dlatego warto zapytać, jak i kiedy rozpoczęło się zainteresowanie właśnie tym gatunkiem. W tym miejscu nie można również nie zapytać, czy ta „kryminalna słabość” zadecydowała, że napisała Pani właśnie kryminał?
Jak wspomniałam, bardzo wcześnie. Lubię łamigłówki i zagadki, a największą przyjemność sprawia mi odgadywanie KTO ZABIŁ. Kryminały czytam od dzieciństwa, począwszy od Adama Bahdaja (Czy ktoś jeszcze pamięta „Kapelusz za sto tysięcy” albo „Uwaga, czarny parasol”?) Pana Samochodzika (to wszak regularny młodzieżowy kryminał), przez Chmielewską (seria z Tereską i Okrętką), aż do angielskich klasyków. I przy nich najczęściej pozostaję, gdyż potrafią tworzyć narracje nie tylko fascynujące, ale i nastrajające pozytywnie. lekko i z humorem… Nie znam większej przyjemności. Świat się zmienia i zmieniają się książki. Człowiek dostosowuje swoje pasje do nowego, szybszego tempa, a mój gust stopniowo adaptuje się do nowości… Ostatnio zaczęłam pasjami czytać Lee Childa. Brutalny? Może. Ale za to ile dobrego robi jego bohater… No i okazało się, że to też Brytyjczyk ( Lee Child, nie bohater). To, że sama napisałam kryminał, albo coś, co aspiruje do bycia kryminałem, wynika z tego, że właśnie ten gatunek mnie naprawdę wciąga i pasjonuje. Trudno by mi było napisać romans…
„Morderstwo w pensjonacie” to Pani debiutancka książka – świetny, klasyczny kryminał doprawiony dużą dawką humoru. Proszę zdradzić, jak narodził się pomysł na fabułę?
W czasie wakacji odwiedzam co roku tę samą nadmorską wioskę. Jadąc tam mijamy ukryte w wąwozie jezioro. Panuje tam cudowna, baśniowa atmosfera, pełna magii i tajemniczości. W lasach ktoś gra wieczorami na flecie (wcale nie żartuję) i widać przemykające w mroku światła. Drzewa są stare, powykręcane od wiatrów, a pod nogami ścielą się wrzosy. Większość przebywających tam turystów wraca co roku, albo i częściej. Moje dzieci twierdzą, że w okolicy grasuje czarodziej, zwabiający ludzi w to miejsce.
To otoczenie wręcz prosi się o to, by umieścić tam akcję książki. Skoro jest wieś i blisko jest jezioro, to czemu by nie „zbudować” nad nim pensjonatu? A jeśli jest pensjonat, to dlaczego by nie zaprosić do niego grupy gości? A jeśli to zamknięta grupa, to dlaczego nie miałoby być wśród nich mordercy…? A jeśli ktoś ma umrzeć, to niech to nie będzie nikt sympatyczny…
Akcja książki toczy się w tytułowym pensjonacie położonym w malowniczej miejscowości na Pomorzu. Przepiękne pejzaże „przyćmiewają” bardzo oryginalni bohaterowie. Spotkamy tutaj szczęściarza, a zarazem pechowca Oskara Milera, który wygra niebotyczną kwotę na loterii, a następnego dnia zostanie zamordowany, zaproszonych przez niego gości, czy nadpobudliwego inspektora Bieguna, ale zdaje się, że najbardziej „wyjątkowa” jest Alicja Figiel.
Proszę opowiedzieć, o „powoływaniu” do życia kolejnych postaci. Czy mają one jakieś realistyczne pierwowzory, są dziełem przypadku, a może choć całkiem fikcyjne skrywają cechy prawdziwych, znanych Pani osób? Może którąś postać określi Pani mianem ulubionej? Oczywiście proszę nie zapomnieć o kotach, bo przecież jest Pani właścicielką dwóch.
Postaci wymyślam sama. Są moje, powołane do życia przeze mnie i robią to, co ja chcę… Zdaję sobie jednak sprawę, że mimowolnie nadaję im cechy znanych mi osób – ale to chyba nieuniknione, gdy się pisze.
Jeśli chodzi o koty, to oba istnieją i są identyczne z tymi występującymi w powieści. Przeważnie egzystują w pakcie o nieagresji, ale od czasu do casu tworzą wielką kulę z wystającymi ogonami i pazurami. Rudy jest bardzo wybredny i potrafi otwierać drzwi łapami, a czarny to urodzony bojownik. Walczy ze wszystkim, co ma cztery łapy, a poza tym uwielbia włazić na drzewa. Parę razy musiałam interweniować, gdy wybrał sobie jabłoń sąsiadów, pod którą warował wielki pies… Oba zostały wiernie odwzorowane w powieści i oba nie są z tego zadowolone. Czarny patrzy na mnie z pogardą, gdy zasiadam w kuchni nad laptopem i czytam mu fragment o Huncwocie. Jego mina wyraża absolutną wyższość. „Co takiego? Ten cienias to niby ja?” – mruczy i odwraca się do mnie ogonem. Rudego interesuje laptop jako miejsce do umieszczenia zadu i od czasu do czasu kasuje mi kawałek tekstu. Wielkie oczy wlepia we mnie ze zdumieniem, jakby nigdy w życiu mnie nie widział. A może tak działa na niego klawiatura?
„Morderstwo w pensjonacie” zebrało już pierwsze, pozytywne recenzje, ale na pewno nie zdołało dotrzeć do wszystkich czytelników. W jaki sposób zechciałaby Pani zachęcić jeszcze niezdecydowanych do lektury?
„Polecam każdemu, kto kocha koty! Pola Andrus”.
Pani Polu, nim zdecydowała się Pani, by wydać „Morderstwo w pensjonacie” napisała Pani dwie inne pozycje. Czy tym samym możemy liczyć, że z czasem one także trafią do czytelników? A może zamierza Pani „porzucić” je i napisać coś całkiem nowego?
W żadnym razie ich nie porzucę, czy jak to się mówi. Pierwsza książka - no cóż, każdy wie, jak to bywa z „pierwszymi” – wymaga jeszcze trochę pracy. Jej akcja rozgrywa się w Pustkowiu i po raz pierwszy pojawia się w niej inspektor Biegun z sierżantem Rożkiem oraz doktor Malik. Tłem drugiej, właściwie już skończonej, jest moje miasto Białystok i opera. Podejrzewam, że to najlepsza rzecz, jaką napisałam. Jest jeszcze trzecia, rozgrywająca się w stolicy, w nowoczesnym hotelu „Standard”, w zamkniętym środowisku medyków. Oczywiście wszystkie to kryminały. W tej chwili pracuję nad kolejną powieścią.
Kończąc należy podziękować za udzielone odpowiedzi oraz zapytać czego życzyć na przyszłość?
Zdrowia i wielu sprzedanych egzemplarzy! Pozdrawiam serdecznie!
Rozmowę przygotowała Agata Orzechowska.
3 kwiecień 2017 o 03:29