Podróżowanie
"Ja niczego nie odkrywam, nic nie zdobywam, ale jestem ciekawy świata i ludzi".
Ireneusz Gębski określa siebie, jakoamatora podróży zagranicznych. To dosyć trafnestwierdzenie, które niewątpliwie potwierdza najnowsza książka autora. Książka, słusznie zaliczana do literatury podróżniczej, będąca jednak swoistą formą sprawozdania z podróży, aniżeli z odkrywania nieznanych dotąd kultur.Autor stał się bowiem w pewien sposób kronikarzem własnych podróży, skrzętnienotując wszelkie detale dnia codziennego na obcej sobieziemi.
Ireneusz
Gębski to urodzony w 1958 r. dziennikarz i pisarz, który debiutował
na łamach prasy w 1982 r. Pracował w wielu zawodach: górnik, kowal
matrycowy, kierownik magazynu, czy sprzedawca. Do tej pory wydał
trzy książki: autobiograficzną "Spowiedź bezrobotnego"
(2009 r.), "W cieniu Sheratona" (2011 r.) i "Moja
żmija" (2013 r. ). "Od moroszki po morwę" to jego
najnowsze dzieło. Ireneusz Gębski mówi o sobie, że jest
wielbicielem kobiet i miłośnikiem książek.
"Od
moroszki po morwę" to zbiór wspomnień autora z różnorakich
zagranicznych podróży do wielu krajów, między innymi: Norwegii,
Szwecji, Anglii, Danii, Holandii, czy Turcji. Podróży w celach
typowo zarobkowych, oraz krajoznawczych. Wspomnienia zostały
przedstawione w dwudziestu czterech rozdziałach, poprzez zapiski z
dziennika oraz typowo opisowe fragmenty.
Najnowszą
książkę Ireneusza Gębskiego podzieliłabym na dwie, tematycznie
zróżnicowane części, których wspólnym mianownikiemjest
podróżowanie. Część ukazująca wojaże autora, których celem
było polepszenie swojej sytuacji materialnej, oraz część
pokazująca wycieczki typowo turystyczne. Warto tutaj zwrócić
uwagę, że dwie wymienione płaszczyzny nie zostały od siebie
oddzielone i jak mniemam to słuszny zabieg. W książce bowiem,
wspomnienia te przeplatają się, wprowadzając tym samym
urozmaicenie i brak powtarzalności pewnych elementów. Dobrze, że
autor postanowił w taki właśnie sposób zbudować konstrukcję tej
książki, to przemyślany krok.
Warstwa
wspomnień autora, oscylująca wokół wyjazdów za przysłowiowym
chlebem to dość szczegółowe opisy dnia codziennego. Autor
wyjeżdżał z kraju głównie po to, byzbierać
owoce, w tym tytułową moroszkę, ale także by dokonywać
różnorakich prac remontowych. To, co charakteryzuje te wspomnienia
to mnogośćdetali,
jak chociażby zmieniające się ceny chleba, czy innych artykułów
spożywczych. Z tego względu właśnie,opisy
te ukazane w formie dziennika, przypominają mi kronikę, w której
autor odnotowuje dosłownie wszystko, nawet mało istotne kwestie.
Niektóre fragmenty swoją formą przypominały mi inną książkę
autora pt. "Spowiedź bezrobotnego", do której zresztą
Ireneusz Gębski również nawiązuje. Fragmenty, ciekawe i mniej
ciekawe – z pewnością ukazujące samo życie i raczej nie
odkrywające niczego nowego, pełniące funkcję bardziej
informacyjną i sprawozdawczą. Z pewnością miłośnicy klasycznej
literatury podróżniczej mogą w tej płaszczyźnie się zawieść,
gdyż celem autora było raczej opisanie wszystkiego co widzi, niż
pozyskanie zachwytu czytelnika. To, co mnie niezmiernie zaciekawiło
w tej warstwie to przedstawiony obraz stosunków między naszymi
rodakami, jaki występuje podczas takich wyjazdów. Z notatek
Ireneusza Gębskiego można byłoby stworzyć naprawdę dobry portret
psychologiczny współczesnego Polaka, ze wszelkimi wadami i
zaletami. Do tego wszystkiego, niektóre komentarze autora potrafią
wzbudzić śmiech i niedowierzanie, co jest cennym doświadczeniem
podczas lektury.
Druga
płaszczyzna, ukazująca podróże Ireneusza Gębskiego, których
celem był wyłącznie wypoczynek i relaks, to dość minimalistyczne
opisy miejsc, w jakich bywał. Minimalistyczne, ale jednocześnie
klarowne i zawierające dużo wiedzy dla przyszłego amatora podróży
do konkretnego kraju. Z opisówtych
wyłania się widoczna ciekawość autora do świata i zamiłowanie
do wszelakich podróży. Czy więc któraś z tych dwóch płaszczyzn
jest ciekawsza? W mojej opinii obydwie zasługują na taką samą
uwagę, gdyż ich głównym walorem jest wszechobecny realizm i proza
życia. Zarówno podróże za chlebem i te typowo krajoznawczeto
słodko-gorzkie opowieści o życiu, bez koloryzowania.
Jeśli
nastawiacie się na lekturę pełną przemyśleń egzystencjalnych i
filozoficznych w kontekście podróży – nie zaglądajcie do tej
książki. Jednak jeśli nie wiecie co to moroszka i nie zbieraliście
nigdy zarobkowo owoców za granicą – warto zajrzeć do tego
dzieła. Jeśli do tego wszystkiego lubicie czytać wspomnienia z
różnorakich podróży to lekturadla
Was. I jeśli chcecie mieć w swoich zbiorach książkę z kolorową
i dopracowaną okładką, zachęcam do jej przeczytania.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl