Podróż do kresu pamięci - nowość wydawnicza
Krzysztofa Orzechowskiego, od debiutanta do dyrektora Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Opowieści o zawikłanych losach rodzinnych znany reżyser przeplata ze zwierzeniami chłopaka, debiutującego aktora, wreszcie – dojrzałego człowieka niestroniącego od – niekiedy kontrowersyjnych – sądów i ocen dotyczących kulisów naszego życia teatralnego. Dzięki przenikliwemu spojrzeniu autora czytelnicy mogą prześledzić burzliwe losy polskiego teatru zmieniającego się pod wpływem transformacji politycznych i kulturowych oraz wzloty i upadki tych, którzy ten teatr tworzyli i tworzą na początku XXI wieku.
Nie mniej interesująca dla czytelnika jest historia polskiej inteligenckiej rodziny wywodzącej się z różnych tradycji i kultur. Ta ciepła – sięgająca drugiej połowy XIX wieku – opowieść przedstawia ludzkie losy z jednej strony dość typowe w naszych dziejach, z drugiej zaś – jedyne w swoim rodzaju. Barwna opowieść ilustrowana jest prawie trzema setkami fotografii doskonale oddających klimat miejsc i czasu.
FRAGMENT WSTĘPU
Spotkania, a po nich spontaniczne, pożegnalne „wódeczki”, rozmowy, spotkania, snucie planów do późnej nocy… Ranki upływały nam na przygotowaniach do egzaminu magisterskiego i – co tu ukrywać – na leczeniu kaca. Nigdy dotąd – ani nigdy potem –nie czułem się tak dobrze. Moim kolegom udzielił się podobny nastrój euforii. Dostaliśmy małpiego rozumu – czuliśmy się królami, wybrańcami losu. (…) Świat wokoło, mimo napięć i społecznego wrzenia zapowiadającego krwawy grudzień, wydawał nam się uporządkowany i przystępny. (…) Budowa „drugiej Polski”, otwarcie na Zachód, zmiany polityczne, szansa dla młodych, własne mieszkania, talony na „malucha”… Życie mogło być piękne! (…)
Czekały na nich [kolegów] nie tylko angaże, lecz także służbowe mieszkania, w najgorszym razie pokoje w domach aktora. Ale co najważniejsze – konkretne propozycje ról już w pierwszym sezonie, chociaż z wywiązywaniem się dyrektorów z obietnic różnie bywało. Pamiętam, minęło parę miesięcy i zatelefonował do mnie kolega, który zaangażował się do Torunia. „Co grasz?” – zapytałem. „Dupę smoka w bajce” – odpowiedział. Co oznaczało, że przykryty długą, imitującą łuskę materią kierował ruchami potężnego smoczego ogona wykonanego z gąbki. Na granie głowy musiał sobie zasłużyć.