"Oderwać się od codzienności, a jednocześnie dać myślom pognać z bohaterami" - wywiad z Martą i Zbyszkiem Bryś

Obrazek artykułu
Codzienność przytłacza wielu. Receptą na szczęście jest czytanie książek.
Marta i Zbyszek Bryś polecają odbiorcom wędrówkę z bohaterami  wciągającej bez reszty powieści. Na ciekawych czekają, „Tajemnice Białego Tygrysa – Skarb Magnatów”.

1. Ponieważ dopiero wkraczają Państwo na rynek-książki, prosimy, by pokrótce zaprezentowali Państwo swoje osoby. Co w życiu prywatnym i zawodowym porabia Marta, a co Zbyszek?

Marta Bryś: Na początek witamy Panią i Państwa, naszych potencjalnych czytelników. Dziękujemy za zaproszenie i możliwość przybliżenia nas, naszej pracy i jej owocu w formie książki. „Tajemnice Białego Tygrysa. Skarb Magnatów” to nasz debiut na rynku wydawniczym, dlatego tym bardziej jesteśmy ciekawi jak zostanie przyjęty.

Z wykształcenia jestem magistrem politologii i finansów. Z przeszłością w systemie edukacji, resocjalizacji. Wykwalifikowany wychowawca z wieloletnim stażem. Organizatorka życia rodzinnego. Miłośniczka fotografii, ogrodu, tradycyjnej kuchni i przyjmowania gości.

Zbyszek Bryś: Z wykształcenia jestem magistrem ekonomii. Z przeszłością w branży komputerowej, informatycznej. Aktualnie związany z finansowo-bankową. Miłośnik filmów, muzyki, gier. Oboje lubimy podróże, planujemy je z dużym wyprzedzeniem. Trzymamy się zasady, że nawet w tym co nie wyjdzie, należy upatrywać pozytywów. Życiowi optymiści.


2. Są Państwo małżeństwem. Czy połączyła Państwa pasja pisania? Czym, oprócz literatury wspólnie jeszcze się Państwo pasjonują?

MB: Zgadza się, kryształowa rocznica za nami. Wzorem naszych Rodziców dążymy do platyny. Połączył nas trochę przypadek, zbieg okoliczności. Nowe technologie, które wchodziły na rynek prawie 20 lat temu, a konkretnie jeden z ówczesnych komunikatorów internetowych. Pstryk, zaiskrzyło i jesteśmy razem. Połączyła nas pasja wspólnego życia i dzielenia się tym co najlepsze. Najpierw były długie rozmowy, czytanie, oglądanie, słuchanie, pisanie przyszło potem.

ZB: Od wczesnej młodości interesowałem się muzyką filmową, filmami, potem grami. W swoim otoczeniu też mam takich pasjonatów, z którymi wymieniam się nowinkami, wiadomościami, wrażeniami. To wszystko zabiera czas, ale wczesna pobudka nie stanowi dla mnie problemu.

MB: No właśnie, to jest pewna cecha, która nas różni, a mianowicie chronotyp. Mąż to zdecydowanie typ skowronka, a ja sowy. Świeży tygodnik czy książkę mogę studiować do północy, on zaś na odwrót. Ale wiadomo, że życie to kompromisy, dlatego ja wstaję wcześniej, na celebrację wspólnej, porannej kawy, a Mąż dzielnie ogląda ze mną film nawet o późnej porze.


3. Zdecydowali się Państwo na debiut literacki. Czy jest to potrzeba chwili, a może początek realizacji planów na przyszłość?

MB: Pokrótce, napisanie książki to spełnienie marzeń. W naszym domu nadal podtrzymujemy tradycję pisania odręcznych kartek świątecznych, listów. Lata temu przy wakacjach, spisałam właśnie w takiej formie listę marzeń, planów do realizacji, na tak zwane niesprecyzowane czasowo „kiedyś”. Jedne były bardziej realne, inne wręcz nieprawdopodobne. Kartka została schowana na półkę między książki na ponad 10 lat, a my zostaliśmy bez reszty pochłonięci przez codzienność. Aż do moich urodzin.

ZB: Postanowiłem pomóc żonie spełnić marzenie i najpierw w tajemnicy zacząłem robić przygotowania do napisania książki. Kiedy byłem gotowy z planem, przedstawiłem jej pomysł.

MB: Jeśli komuś trzeba dać zadanie dokładnego rozplanowania w czasie wszelakich prac, w tym mój mąż jest perfekcyjny. Poradzi sobie w każdej dziedzinie życia prywatnego i zawodowego. To jego wielki atut. Ja zaś dodaję do tego obrazu „planu idealnego” szczyptę finezji, a niekiedy nieco ożywczej improwizacji i tak to działa od lat.


4. Prosimy również szczerze przyznać, jak emocjonalnie przeżyli Państwo wydanie własnej publikacji? A, jak odebrali to Państwa najbliżsi?

ZB: Oczywiście, że przeżywaliśmy wydanie książki. Ja chyba trochę bardziej, niż żona. Bardzo zależało mi na opinii najbliższych osób i chciałem, aby to właśnie oni byli naszymi pierwszymi czytelnikami i recenzentami. W sumie to nie jest prosta sprawa, promowanie swojej pierwszej książki, jeśli do tej pory obracało się w innej branży. Ogólnie zaskoczenie wśród znajomych było duże. W sumie chyba nikt nie spodziewał się tego po nas.

MB: Od początku starałam się nieco zdystansować od odbierania komentarzy, które w sumie do tej pory były i tak pochlebne. Stawiam na promocję bez nachalności. Zaznaczenie naszej obecności na rynku, wysłanie sygnału i czekanie na odzew. Mam nadzieję, że tekst, humor w nim zawarty obroni się sam. Każdego dnia na rynek wydawniczy wkraczają kolejne nowości. Nie chciałabym, aby nasza książka przepadła w tym gąszczu. Wierzę, w łut szczęścia. Na początku trzeba mu trochę pomóc, a potem, to już co ma być, to będzie. Jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy. Oboje z Mężem pochodzimy z małych miejscowości, obecnie żyjąc w mieście z dala od bliskich. W wielu dziedzinach byliśmy swoistymi pionierami. Zdaję sobie sprawę, że w jakimś stopniu przecieramy szlaki, mam tu na myśli formę książki, w formacie ebooka. Dla wielu naszych najbliższych to nowość, którą chcemy rozpropagować. Forma tradycyjna jest o tyle łatwiejsza, że nie wymaga urządzeń i znajomości ich obsługi.

ZB: Jestem zdania, że w nowych technologiach odbioru treści jest przyszłość, nawet jeśli teraz stwarza pewne trudności. Przed tym nie uciekniemy. Widać to było wyraźnie w czasie pandemii i ograniczeń z korzystania z tradycyjnych bibliotek. Miłośnicy tradycyjnych książek nadal będą, ale jestem przekonany, że cyfrowa wersja będzie wkraczała coraz szerzej.


5. Nie sposób zapomnieć, że korona-wirus zmienił świat. A w jaki sposób, szerząca się zaraza wpłynęła na Państwa życie?

MB: W całym tym nieszczęściu, trzeba szukać drobin dobrego. My i nasi najbliżsi przetrwaliśmy ten trudny czas. Na początku najgorsza była rozłąka z dalszą rodziną i niepewność. Nie odbieramy tego czasu jako straconego, wręcz przeciwnie. Jako rodzina nuklearna mogliśmy być razem, co stanowiło dla nas wielką wartość. Wszystkie dni miały swój plan, rozkład. Każdy z domowników wiedział co ma robić, kiedy jest czas pracy, odpoczynku, znał swoje miejsce. To nie był miszmasz, bez ładu i składu.

ZB: Dzięki temu, że żona czuwała wychowawczo nad dziećmi, nawet pod względem edukacyjnym nie tylko nie ucierpieli, ale paradoksalnie mieli więcej czasu na rozwijanie swoich pasji i zainteresowań, na które w normalnym trybie edukacyjnym zwyczajnie brakuje miejsca. Poza tym, popołudniami, po pracy i szkole mieliśmy czas na wspólne spacery i dogłębne poznanie bliższej i dalszej okolicy. Tyle kilometrów ile wtedy zrobiliśmy pieszo, można porównać chyba tylko do naszych letnich wycieczek górskich.


6. Nie można również pominąć faktu, że teraz wszystkich porusza temat wojny na Ukrainie. Czy w jakiś sposób wspierają Państwo uchodźców z Ukrainy?

MB: Tak, wojna zawsze jest zła. To, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, jest niewyobrażalnym nieszczęściem, które wręcz puka do naszych drzwi. Od początku konfliktu wspieramy Ukrainę. Angażujemy się w liczne zbiórki, pomagamy konkretnym nowym sąsiadom, kolegom ze szkoły naszych dzieci. Na ulicy coraz częściej słyszę język ukraiński, to są ludzie, którzy szukają swojego miejsca do życia. Mają pełne prawo do szczęścia i pokoju. Smucą mnie i martwią plakaty, które wypominają przykre kwestie historyczne. Z historii powinniśmy uczyć się, szukać tego co nas łączy, a nie dzieli. W tym tkwi nadzieja na przyszłość.


7. Pomimo losowych perturbacji oddali Państwo w ręce odbiorców bardzo emocjonującą książkę. „Tajemnice Białego Tygrysa – Skarb Magnatów” to powieść sensacyjno – obyczajowo – przygodowa. Skąd pomysł na tą wielowątkową historie?

ZB: Jestem miłośnikiem kina, szybkiej akcji, ciekawych bohaterów, intensywnych emocji jak również dobrego finału. Książka pisana była z myślą o miłym spędzeniu czasu dla czytelników. Nasz cel to, aby czytało się ją szybko, lekko i przyjemnie.

MB: Ja określam ją jako literaturę wakacyjno-urlopową. Dlatego tym bardziej myślę, że czas premiery na progu lata jest trafiony. To książka na leżak, wygodny fotel, która ma umilić czas relaksu. Oderwać od codzienności, a jednocześnie dać myślom pognać z bohaterami. Uśmiechnąć się przy niektórych epizodach.


8. Czy w trakcie pisania pojawiały się między Państwem sprzeczki dotyczące fabuły, akcji lub sylwetek bohaterów?

ZB: Nie, sprzeczek nie było, ale czasami zdziwienie i owszem. Gdy przy czytaniu kolejnej wersji tekstu nagle pojawiał się nowy bohater, albo cały wątek.

MB: Z wzajemnością, ale zapewniam, że wszystko można uzgodnić, ewentualnie przekonać do swoich racji. Jedynym elementem, nad którym muszę popracować w przyszłości to trzymanie się ram czasowych z dopięciem kolejnych etapów prac. Ogólnie współpraca przebiegła bardzo dobrze i bezproblemowo

ZB: Potwierdzam, można kontynuować.


Druga część wywiadu z Martą i Zbyszkiem Bryś – TUTAJ


Rozmowę przeprowadziła Agata Orzechowska. 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl