Od miłości do nienawiści. Od namiętności do masochistycznego grzęzawiska
Od siebie doradzam
– najlepiej puścić swobodne myśli pustą, nową, acz wiele
obiecującą ścieżką i pozwolić im iść. Nie ma to, jak lekkość
i polot, a spacer nieodkrytą jeszcze drogą sprzyja ciekawości. Owe
szybkie dotąd wątki myślowe nagle hamują, skupiają się na
drobnostkach i dostrzegają wszystko to, co im dotychczas umykało.
Peggy
Brown,
autorka „Tańca z Elvisem”
na ścieżce swoich pisarskich myśli została zatrzymana przez
kobietę i mężczyznę. Ona – Julita, nauczycielka, przedstawia
się cicho, acz odważnie. On – Błażej, wikary z Polski
sprawiający wrażenie lekko wycofanego, lecz zdającego sobie sprawę
ze swego przyciągającego kobiety wyglądu dobrze zbudowanego i
przystojnego faceta. Ów spacer pary znajomych w głowie Peggy
Brown
stał się spacerem pary książkowej. „Taniec
z Elvisem” to
powieść właśnie o nich, o niej kuszącej i o nim – zakazanym
duchownym. Dwie osoby, które za nic mają przyzwoitość czy
świętość. Dla nich najważniejsze są uczucia, swoboda, zabawa i
brak jakichkolwiek granic.
„Taniec
z Elvisem” to
skrzętnie napisana historia Julity i Błażeja, którzy są
emigrantami osiedlonymi w Anglii. Ona jest od dwóch lat rozwódką
statutowo samotnie wychowującą dziecko, lecz prawda jest taka, że
nadal mieszka z ex pod jednym dachem – bo koszty utrzymania w tym
państwie zmuszają ludzi do życia w takich, a nie innych warunkach.
A Błażej, to emigrant z Polski, wikary, nauczyciel religii w
polskiej szkole, celebrujący msze święte przy ołtarzu, który
naucza o praworządności, byciu dobrym i życiu wedle przykazań
Bożych. Sam jednak żyje poza nimi. Żyje w grzechu, nie tylko
pożądania, ale i namiętności do kobiety i alkoholu. Dwie kochanki
wikarego – dwa zakazane owoce.
I
będziesz zastanawiać się podczas czytania, jak się ma życie
osoby noszącej koloratkę do tego co robi? Jak można żyć w ten
sposób i to pod przykryciem osoby duchowej? Czy tak się godzi?
Julitę nie zatrzymuje czarna sutanna, baa, jaka sutanna? Błażej
nie nosi ani jej ani koloratki. Poza kościołem nikt nie zgadnie,
kim jest. Poza kościołem nie mówi ani o Bogu, ani o naukach
płynących z Pisma Świętego. Nie nosi różańca. Można odnieść
wrażenie, że traktuje je, jak „rekwizyty”, które zamyka w
szafce na klucz. Na klucz, który gubi podczas jednej z licznych
libacji alkoholowych.
Czy
fabuła „Tańca...” łapie myśli czytelników i
nie puszcza aż do ostatniej strony? Łapie, bo nie ma to, jak dwa
zakazane owoce w rajskim ogrodzie bez szans ucieczki. Julita, jak
biblijna Ewa, wie czym grozi zerwanie i zjedzenie owocu, a mimo to
sięga po niego świadomie i bez zahamowań. W końcu życie polega
na korzystaniu z okazji, a tej żadna kobieta nie przepuści.
Pokochała swego Adama w postaci Błażeja i nic już nie jest w
stanie jej zatrzymać. Kęs zakazanego jabłka budzi w niej pasję,
namiętność i pożądanie.
„Od
miłości do nienawiści. Od namiętności do masochistycznego
grzęzawiska. Ale … carpe diem”
- myśli Julita i zrzuca z siebie wszelkie blokady i przyzwoitość.
I tu przyznam szczerze, że nie podoba mi się jej zachowanie. Kusi,
prowokuje i świadomie podrywa, a robi to w stosunku do uzależnionego
i słabego człowieka. Czasem nawet odnoszę wrażenie, że igra z
nim, bawi się nie myśląc o tym, co będzie w przyszłości, jakie
będą tego konsekwencje i dla niej i dla niego. Żyje wedle zasady
carpe diem.
A gdzie coś poza dniem dzisiejszym, pytam? W moich oczach Julita to
rozpieszczona dziewczynka szukająca emocji, adrenaliny i szaleństw
hormonów. Zabawa i miłość – tylko to ma znaczenie. Lecz
podobnie zachowuje się on, duchowny, Błażej. Abstrakcyjnie
porównując – czy nie przypomina to dwójki dzieci bawiących się
w jednej piaskownicy?
Jednak,
mimo własnych złości dostrzegam plusy „Tańca
z Elvisem”. Peggy Brown
porusza temat alkoholizmu i tego, jak potrafi zniszczyć oraz zmienić
człowieka. Julita, bohaterka, jak wprawny psychiatra, próbuje
dociec przyczyn tego nałogu. Pytaniami próbuje rozpracować osobę
uzależnionego Błażeja. Wypytuje go o dzieciństwo, o rodziców, o
przeszłość. Szuka. Peggy
Brown
tą powieścią może pomóc ubezwłasnowolnionym przez wódkę
ludziom. Pokazując świat książkowy pozwala w jego kontraście
spojrzeć na własny. Warto zadać sobie pytanie – czy JA jestem
takim Błażejem? Czy jestem uzależniony? Czy jestem...
alkoholikiem? Wrakiem? Słabeuszem? Czy noszę maskę dla ludzi,
podczas gdy wnętrze stanowi nałogowo podlewana dusza, serce i
umysł?
Pytania
bohaterki Julity warto zadawać sobie i odpowiadać - nawet w ciszy,
samemu sobie, ale szczerze. Może i ty masz problem, który zatruwa
ci życie? Problem, który niszczy ciebie jako człowieka oraz
bliskich ci ludzi? Może lektura „Tańca z
Elvisem” pozwoli
ci wreszcie … wytrzeźwieć?
Otwórz
oczy na siebie, podpowiada w tle Peggy
Brown.
Bądź szczery wobec siebie samego.