O poszukiwaniu samego siebie...

Okładka
Nie od dzisiaj wiadomo, że nasze poczucie tożsamości ma silny związek z osobami, wokół których się wychowywaliśmy. W życiu każdego człowieka rodzice odgrywają kluczową rolę. Czasem jest ona pozytywna, niekiedy wręcz odwrotnie. Los bywa różny, kapryśny, złośliwy, a niekiedy wręcz okrutny. Ludzie mają niebywałą zdolność przystosowywania się, jednak niekiedy bywa i tak, że potrzeba odnalezienia tej zaginionej cząstki ich samych nie daje im spokoju. 
Dokładnie tak dzieje się z Martyną, główną bohaterką książki „Namiętność niejedno ma imię” Stefanii Jagielnickiej-Kamienieckiej. Wychowywana przez matkę, nigdy nie poznała swojego ojca. Jego nieobecność uczyniła niemałe spustoszenie w psychice dziewczyny, która nigdy tak naprawdę nie dorosła. Mała, stęskniona dziewczynka w ciele dorosłej kobiety wciąż pozostała żywa. Tak samo głodna informacji, co wcześniej. I im starsza, tym bardziej pochłonięta obsesją odnalezienia rodzica, przez którego w jej sercu było puste miejsce. W swoich niesłabnących poszukiwaniach Martyna popełnia błąd za błędem, nie zatrzymując się choćby na moment. Niezależnie od okoliczności, jej cel jest ten sam. Zawsze i wszędzie. I nawet miłość, na odmianę ta z nieco większą szansą na przetrwanie, zdaje się zbyt słaba, by w porę otworzyć jej oczy i zobaczyć, co tak naprawdę robi. Czym jej poszukiwania są. Jak łatwym jest celem dla wszelkiego rodzaju oszustów…
Selfpublishing rządzi się swoimi prawami i jest to tak samo jasne, jak i zrozumiałe. Prawdziwe perełki trudno jest tam odnaleźć, co nie znaczy, że to kompletnie niemożliwe. Z pozytywnym, choć wciąż ostrożnym, nastawieniem sięgałam po tę książkę. Moje doświadczenia z tego rodzajem publikacji jest raczej słodko-gorzkie. Tematyka tej powieści wydała mi się na tyle trudna, dziwna i skomplikowana, że zdecydowałam się zaryzykować. Dysfunkcje rodzinne zawsze mnie ciekawiły, a ta przedstawiona w tej powieści była oczywista. 
Niestety, choć nie wiem jak bym się starała, nie potrafię powiedzieć zbyt wiele dobrego na temat tej książki. Jak to często bywa – pomysł jest, ale z wykonaniem nie wyszło. Martyna to postać, która być może miała uchodzić za opętaną, może po prostu chorą, nie wiem. Wyszła naiwna, prostacka, papierowa kobieta, której tok myślowy jest niebywale krótki i ubogi. Dysfunkcje dysfunkcjami, obsesja obsesją, jednak to, co robi Martyna, jej decyzje, wybory, przemyślenia są po prostu odrealnione. I może można by było uznać, że jej mentalność została zamierzona, by podkreślić zniszczenia dokonane w jej psychice, gdyby inni bohaterowie nie wykazywali podobnego mentalnego upośledzenia - przepraszam, ale nie umiem tego inaczej nazwać. 
Martin – chłopak, który zakochuje się w Martynie, jej matka, każdy „ojciec” jakiego spotyka po drodze – przejawiają tę samą irracjonalność, co główna bohaterka. Jest ona może nieco mniejsza, można wyłuszczyć z ich myśli i przekonań drobiny racjonalności i właściwego postrzegania świata, ale nie na tyle, by dało się odebrać tę historię jako dramat, a nie tanią groteskę. Może o to właśnie autorce chodziło? O groteskę? Niestety nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. 
Sam styl nie ma czytelnikowi niczego do zaoferowania. Szczerze mówiąc liczyłam na coś stylistycznie lepszego choćby z tego względu, że to nie jest pierwsza książka autorki. Nie wspominając już nawet o tym, że z zawodu jest dziennikarką. Jej kariera pod tym względem jest imponująca i byłam pewna, że jeśli historia zawiedzie, będę miała do czynienia przynajmniej z tekstem, którego miło się będzie czytać. Tymczasem dostałam słaby tekst, słabych bohaterów, i choć może obiecującą historię, to niestety kompletnie zrujnowaną przez wszystko, co powyższe. 
Podsumowując; „Namiętność niejedno ma imię" to książka, która niestety nie zdobyła mojego uznania. Mogę przyklasnąć pomysłowi. Wydaje mi się bowiem odpowiednio skomplikowany i kontrowersyjny, by mieć szansę na zdobycie większego grona czytelników. Jest nawet nie tak bardzo oderwany od rzeczywistości, jak niestety jego wykonanie. W takiej formie wszystko, co jest na plus w historii Martyny, zostaje brutalnie zamordowane przez absurd. Wątki mające szanse wzbogacić powieść zostały uproszczone do granic możliwości, co tylko całości zaszkodziły.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl