Mariola Pryzwan „Cześć, starenia! Cybulski we wspomnieniach”

Obrazek artykułu
Cybulski- legenda polskiego kina powraca we wspomnieniach. Najbliżsi sprawili, że na moment zdał się bliższy niż kiedykolwiek. Spragnieni lektury już teraz mogą zajrzeć do środka.

Biografie nie zawsze są łatwą lekturą.  Gdy przychodzi wspominać wybitnych zawsze pragnie się nie pominąć najistotniejszych szczegółów. Fragmentów minionego życia, które sprawią, że na moment można cofnąć się w czasie i spotkać dano nie widzianą osobę.


Mariola Pryzwan „Cześć, starenia! Cybulski we wspomnieniach” z pewnością pozwoli nam lepiej poznać kultowego już autora.


 

 Fragmenty książek:


ELŻBIETA CHWALIBÓG-CYBULSKA
Żona Zbigniewa Cybulskiego, artystka plastyk

Poznaliśmy się w drugim programie Bim-Bomu zatytułowanym Ahaaa. Pierwszy program  zrealizowany został wyłącznie siłami politechniki, do drugiego zaczęto dobierać studentów z mojej uczelni [Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych]. Zdałam nawet egzamin i zostałam „wielkim aktorem” Bim-Bomu.

Większość czasu spędzaliśmy razem. Tworzyliśmy zgrany zespół. Najpierw bardziej się przyjaźniłam z Bobkiem, który nie miał żadnych oporów w nawiązywaniu nowych znajomości. Natomiast Zbyszek miał.

Nie potrafię powiedzieć, kiedy tak naprawdę zaczęliśmy chodzić ze sobą i staliśmy się parą. Krótko, rok czy półtora, mieszkaliśmy w Sopocie we trójkę: Zbyszek, Bobek i ja. Potem już sami w Gdańsku w Bramie Straganiarskiej. Pobraliśmy się dopiero po paru latach – w sierpniu 1960 roku.

Ślub cywilny zorganizował nam profesor Juliusz Studnicki, znany artysta malarz. Chmielno na Kaszubach było jego ulubioną miejscowością i tam właśnie postanowił urządzić nam przyjęcie.

Atmosfera była wspaniała i niepowtarzalna. Przyjechało wielu kolegów z mojej uczelni, z teatru, z Bim-Bomu. Mnóstwo osób. Dłonie skrępowano nam łańcuchami i zostaliśmy sobie przeznaczeni na dobre i złe.

Dostaliśmy przedziwne prezenty: prosię, psa, miotłę, nocnik (od Zosi Czerwińskiej), maskę Bobka, którą wykonał Leszek Weroczy, rzeźbiarz, nasz profesor ze szkoły. Nie mieliśmy pieniędzy, więc każdy przyniósł to, co mógł. Byliśmy młodzi, szczęśliwi, beztroscy.

Dziś zostały wspomnienia i cała seria zdjęć autorstwa Zbigniewa Kosycarza i Zygmunta Grabowieckiego.

Ślub kościelny odbył się kilkanaście dni później, 10 września, w kościele św. Michała w Sopocie. Właściwie zrobiliśmy to dla swoich rodziców. Nam nie zależało na ślubie.

W Warszawie mieszkaliśmy najpierw w dwóch wynajętych pokojach na ulicy Baśniowej na Ochocie. Właścicielka wyrzuciła nas przed samymi narodzinami Maćka. Zostaliśmy bez mieszkania i kiedy Maciek się urodził, nie miałam dokąd pójść. Trochę czasu spędziłam u Kawalerowiczów, a potem – z maleńkim Maćkiem – pojechałam do Katowic, do państwa Cybulskich. Zbyszek w tym czasie załatwił nam mieszkanie na Browarnej. Później przenieśliśmy się na Czerniakowską.

Nie rozmawialiśmy o jego rolach. Czasem pytał mnie o zdanie, ale nie bezpośrednio na temat sztuki czy filmu, tylko recenzji. Bardzo przeżywał złe recenzje. Pocieszałam go, tłumacząc, że należy się cieszyć, iż w ogóle piszą. Ale tak naprawdę to kiedy miałam z nim rozmawiać, jeśli go ciągle nie było w domu? Od przyjazdu do Warszawy prawie go nie widywałam. Jeżeli w ogóle wracał, to późno. W końcu przestałam reagować. Musiałam się przyzwyczaić. Zbyszek był człowiekiem bardzo trudnym we współżyciu.

Kiedy umarł jego ojciec, szukaliśmy Zbyszka… przez radio! Nikt nie wiedział, gdzie może być.

Spośród swoich filmów najwyżej cenił Popiół i diament. Ja osobiście najbardziej lubię Giuseppe w Warszawie.

Po filmie Popiół i diament zrobiono z niego bohatera narodowego. I tylko w tego typu rolach chciano go oglądać.

A przecież był świetny w komediach i w kabarecie Wagabunda!

Zawsze się mówiło, że Bobek jest przeznaczony do ról komicznych, a Zbyszek poważnych. Bzdura! Obaj byli wszechstronni, tylko nie umieli wykorzystać swoich talentów.

Popiół i diament związał Zbyszkowi ręce – wszystko porównywano z tym filmem. Zupełnie nie wiem dlaczego. Potem już sam Zbyszek nie wiedział, czego od niego chcą. Zaczął się okres niedobrych ról i złych filmów – przynajmniej w moim odczuciu.

W życiu prywatnym był taki, jak jego bohater z filmu Giuseppe w Warszawie: leniwy i bezproblemowy, zawsze trochę nieprzytomny. Ciągle czegoś szukał, coś sprawdzał, na przykład wszystkie drzwi, czy są zamknięte. Wiecznie coś deptał lub podnosił. Jeśli na ulicy znalazł papierek, obchodził go ze wszystkich stron, deptał, podnosił, oglądał. Cała etiuda aktorska. Spacer z nim nie należał do przyjemności. Dom pełen był papierków zbieranych jeszcze w szkole podstawowej, w czasie studiów w Krakowie i pobytu na Wybrzeżu.

Rzadko pokazywaliśmy się razem. Prywatnie Zbyszek nie miał czasu na kino. Nie bywaliśmy więc w kinie, w teatrze też nie.

Mieliśmy j e d n e wspólne wakacje, w Wierzbie koło Rucianego. Nie byliśmy tam jednak sami – byli z nami Bim-Bomowcy. Tworzyli kolejny program
(…)

 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl