„Maklak. Oczami córki”- Fragment

Obrazek artykułu
Bardzo szczera, można nawet rzec intymna biografia Maklakiewicza napisana przez jego córkę. Legendarny już bohater ponad 100 filmów, zdaje się bliższy, i bardziej ludzki niż kiedykolwiek.

Intymne szczegóły z życia znanych osób interesują wszystkich, choć może nie zawsze powinny trafiać do opinii publicznej. Teraz poznać możemy Maklakiewicza, który przez lata stawał się idolem mężczyzn oraz obiektem westchnień kobiet. Niezbyt dobry, a może nawet fatalny ojciec, i mąż, zbolała dusza, nie stroniąca od drinków itp.


Te i inne sekrety poznamy dzięki lekturze, którą napisała natchniona odnalezionym w fortepianie notesem Maklakiewicza jego córka Marta Maklakiewicz.

                                                               

 

Fragment książki:

 

Czarny notes

 

Wszystko zaczęło się od pianina w domu ojca… Stare, niemieckie, czarne pianino stało w mieszkaniu rodziców i babci przy ulicy Kopernika 11 w Warszawie. Pianino dostałam w 1971 roku od ojca i babci Cesi w prezencie za dobre wyniki na maturze. Egzamin dojrzałości zdałam w VII Liceum Ogólnokształcącym im. Stefanii Sempołowskiej w Łodzi, gdzie wówczas mieszkałam z mamą. Nie przywiozłam instrumentu do Łodzi, gdyż szykowałam się do przeprowadzki. Zamierzałam zdawać na studia w Warszawie, a nasze łódzkie mieszkanko było za małe.

 

Pianino czekało na mnie u babci i „zamieszkało” z mamą i ze mną dopiero po naszej ostatecznej przeprowadzce do Warszawy, kiedy dostałam się na studia. Po śmierci ojca babcia często mi powtarzała: „To jest cząstka Zdziśka. W grę na tym instrumencie wkładał całe serce, więc gdy uderzysz w klawisze, ten dźwięk zawsze będzie przypominał ci ojca. Wtedy on zawsze będzie przy tobie…”.

 

Rzeczywiście, zdarzało się, że gdy wpadałam z wizytą na ulicę Kopernika, babcia Cesia od progu kładła palec na ustach i szeptała: „Nie hałasuj, ojciec siedzi przy pianinie i gra. Nie wolno teraz mu przeszkadzać”. Czasem grał, bo przygotowywał się do roli, czasami komponował coś swojego, ale najczęściej grał, gdy potrzebował psychicznego relaksu.

 

Mama z nostalgią wspominała ich wspólne wieczory przy tym pianinie, gdy ojciec śpiewał dla niej lub razem coś nucili. Czasami pisał piosenkę specjalnie dla mamy, taką od serca. Nigdy nie widziałam, by korzystał z nut, zawsze grał z pamięci lub wymyślał melodię, improwizując. Musiał chyba mieć słuch absolutny, co akurat w jego rodzinie nie dziwi. Pamiętam, że potrafił bezbłędnie zagrać wielkie przeboje Gershwina. Wystarczyło, że usłyszał jakąś melodię w radiu, a natychmiast był w stanie ją zagrać. Czas wolny spędzał najchętniej przy muzyce. Uwielbiał ją. To przy tym pianinie narodziła się miłość rodziców, za sprawą muzyki rozpoczął się ich krótki, ale pełen burzliwych emocji i głębokich uczuć związek…

 

Wrócę jednak do historii pianina należącego niegdyś do Maklaka, bo ono jest tu najważniejsze. Jeśli chodzi o talent muzyczny, nie poszłam w ślady ojca ani jego stryjów, więc uznałam, że pianino u mnie się marnuje. Nie jest wykorzystane, jak być powinno. Postanowiłam, że nie będzie ozdobnym meblem w dużym pokoju – najpierw przy ulicy (nomen omen!) Jana Maklakiewicza (wybitnego kompozytora, stryja mojego ojca), a potem w warszawskim mieszkaniu przy ul. Grażyny Bacewicz – ale powinno służyć innym artystom. W typowym peerelowskim mieszkaniu w bloku, z małą kuchnią, pianino zajmowało prawie pół największego pokoju. Stały na nim zdjęcia taty i jakieś kwiaty, świecznik…

 

Jednocześnie marzyłam o tym, aby jak najwięcej osób mogło słuchać muzyki ze świadomością, że to instrument Zdzisława Maklakiewicza.

 

Nie miałam pomysłu, co zrobić z pianinem.

 

A potem wyjechałam do Stanów, a instrument zostawiłam w zamkniętym na klucz mieszkaniu na Ursynowie. Dopiero po powrocie postanowiłam ostatecznie zdecydować o jego losie. Sprawa wyklarowała się i w pewnym sensie ma związek z moimi podróżami po Polsce. W Sopocie lubię odwiedzać SPATiF, legendarny klub aktorów. Ojciec, mocno związany z Wybrzeżem, uwielbiał klimat teatrzyku Bim-Bom, w którym występował, a jego aktorskim wzorem był przez całe życie Zbyszek Cybulski. Dlatego i ja dobrze czułam się w tym klubie. W 2005 roku podczas mojej kolejnej wizyty w SPATiF-ie jego menedżerowie zwrócili się do mnie z prośbą o jakąś pamiątkę po Maklaku. Coś na tyle cennego i wartościowego, co podniosłoby prestiż klubu i przypominało bywalcom o moim ojcu, słynnym i popularnym aktorze. Chodziło im o drobiazg, może zdjęcie z autografem albo krawat…

 

Ja wpadłam na pomysł, aby podarować im… pianino mojego ojca. Pomyślałam, że nadal mogłoby ono służyć innym artystom. Dlatego podjęłam decyzję o jego renowacji. Nie mogłam przecież podarować instrumentu, na którym nikt nie grał od wielu lat!

Wynajęłam więc profesjonalnego stroiciela. Podczas renowacji znaleźliśmy w środku różne rzeczy. Czego tam nie było: kapsle od piwa, korki od wina… Ale pośród tych śmieci odkryłam skarb – czarny notes ojca. Przeczytałam go z wypiekami na twarzy. Znalazłam tam krótkie notatki o rozmaitych wydarzeniach, uroczystościach i imieninach. Niezwykłe lub tylko istotne zdarzenia, historie obyczajowe, relacje ze spotkań z kolegami, anegdoty i dowcipy. Zgrabnie portretował kobiety, także te znane, z którymi utrzymywał dość bliskie kontakty. A poza tym notes zawiera prawdziwą bibliotekę: nazwiska, adresy, numery telefonów przyjaciółek, dłużników, stręczycieli i wysoko postawionych oficjeli.

 

A oto kilka perełek z tego „banku informacji”:

 

Pomysły na nekrologi

Urodził się.

Pełną gębą żył.

Umarł.

Bo pił.

W ziemi zgnił.

 

*

 

Urodził się. Ascetą był.

Nie pił.

Umarł.

I też zgnił.

 

*

 

Pić? Czy być?

Oto jest pytanie.

 

*

 

Piękna była.

Mężczyzn kusiła

I pełnią życia żyła.

Wszyscy się w niej kochali.

Lecz ją do domu starców oddali.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl