Magdalena Trubowicz- pisarka z „wrodzoną nadpobudliwością do świata” (wywiad)

Obrazek artykułu
Wywiad z Magdaleną Trubowicz- pisarką, która pozwala nam zerknąć do swej pojemnej szuflady, pełnej pomysłów i bohaterów.

Okazuje się, że jednak można połączyć obowiązkowość, staranność, perfekcjonizm i realizm, z „nadpobudliwością”, rozmarzeniem, marzycielstwem i optymizmem. Odpowiednie wymieszanie wszystkich tych składników pozwala ujrzeć prawdziwą pasjonatkę pisania.

                                                        

Wywiad z Magdaleną Trubowicz- pisarką, która pozwala nam zerknąć do swej  pojemnej szuflady, pełnej pomysłów i bohaterów.

 

 

 

1. A.J: Dzięki nocie biograficznej wiemy, że z wykształcenia jest Pani magistrem inżynierem logistyki, z zawodu specjalistą od dekoracji okiennych, choć dla czytelników najważniejsze, że Pani pisze i dzieli się swą twórczością. Pani natomiast określiła się:  „odklejoną od rzeczywistości marzycielką – optymistką”. Czy można prosić o rozwiniecie tej myśli? Oderwanie od rzeczywistości można przecież tłumaczyć na wiele sposobów, a zdaje się, że czynna zawodowo żona i mama, która pamięta, by ugotować smaczny obiad potrafi jednak twardo stąpać po ziemi.


M.T: To prawda, że nie zdarzyło mi się jeszcze przypalić obiadu, ani zapomnieć odebrać dzieci z przedszkola, a pracę zawodową wykonuję z należytą starannością, dając z siebie maksimum. Wbrew pozorom jestem bardzo dobrze zorganizowaną osobą. Poniekąd dlatego, że mój mąż ma bardzo wymagającą pracę i większość obowiązków spoczywa na moich barkach. Ale też dlatego, że jestem po prostu perfekcjonistką i lubię panować nad sytuacją.


Z drugiej zaś strony bywam bardzo zakręcona. Po pół roku użytkowania nowego auta wciąż nie pamiętam z której strony mam wlew paliwa. Nigdy też nie wiem, do kiedy należy zapłacić rachunki i w który dzień wystawić kubeł dla firmy odbierającej śmieci.


Myślę, że to wynika z mojego postrzegania świata. Nie jestem może na bieżąco z trendami muzycznymi. Nie wiem co jest aktualnie na topie w modzie i która gwiazda telewizji spodziewa się dziecka. Lubię obserwować zwykłych ludzi. Skupiać się na ich emocjach. Lubię słuchać jak oni postrzegają świat. Odmienność postrzegania jest dla mnie czymś wyjątkowym. Lubię zapisywać w myślach zwykłe chwile. Szukać pozytywów tam, gdzie nikt inny ich nie widzi. A już możliwość dzielenia się z innymi tym wszystkim, jest niczym magia. Upajam się takim prostym, nieskomplikowanym światem.


Poza tym samo pisanie. Hm… Każdy z nas ma jakieś pasje. Mój mąż na przykład uprawia ASG i ma swoją drużynę ASG TRAPER. Tata pasjonuje się ogrodnictwem, a jego „plony” to istne niebo w gębie. A jednak, gdy ktoś zapyta o moje hobby i odpowiadam, że piszę, zwykle spotyka się to z ogromnym zaskoczeniem, czasami z niezrozumieniem lub po prostu głupim uśmieszkiem.


Być może pisarz kojarzy się większości ze starszym panem dzierżącym pióro w rękach i moja wrodzona nadpobudliwość do świata nie wpisuje się w ten kanon. (śmiech)

 

2. A.J: Podobno „pisze” Pani zawsze i wszędzie, więc chyba możemy przyjąć, że życiowe motto „pisze więc jestem” jest jak najbardziej prawdziwe, a czy zdarzają się momenty całkowitej koncentracji na innych obszarach, w których żadna myśl, jeszcze nie określony bohater, czy mglista sytuacja, nie zakłóca spokoju, i co w takich momentach porabia „uzależniona” od pisania Magdalena Trubowicz?


M.T: Wszystkich uspokajam, są oczywiście takie chwile, gdy nie piszę. Uściślijmy trochę, bo zaraz się okaże, że będąc na spotkaniu z przyjaciółką, nie słucham jej zwierzeń, tylko piszę w głowie epilog do nowej książki (śmiech). Aż tak to nie jest, choć przyznam ze wstydem, że czasami ciężko się opanować. Świat jest tak piękny, że najbardziej przyziemne sprawy, prozaiczne zachowania bywają bardzo inspirujące.


Momentami, w których nie piszę są na pewno chwile spędzane z rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. Może czasem przejdzie mi przez głowę: „oo, to by się nadało na książkę”, ale szybko urywam myśl i wracam do rzeczywistości. Zwykle największe zrywy pisarskie mam właśnie po urlopie. Głównie dlatego, że wyjeżdżając z domu włączam tryb: „pisanie off”. Czas z rodziną jest dla mnie naprawdę ważny i każda wspólna chwila warta zapamiętania. A w dzisiejszych czasach, gdy świat gna do przodu zdecydowanie zbyt szybko, tego czasu chwilami brakuje.


A już bardziej przyziemnymi momentami, w których nie piszę, są moje długie posiedzenia w kuchni. O ile codzienny obiad mogę gotować z zawiązanymi oczami, o tyle przygotowania do świąt lub rodzinnych uroczystości wymagają pełnej koncentracji. Poza tym kuchnia to moje drugie, po gabinecie, ukochane miejsce w domu. Uwielbiam pichcić, rozpieszczać domowników łakociami. Zawsze stawiam sobie nowe, kulinarne wyzwania i jestem bardzo surowym sędzią dla siebie. 

 

3. A.J: Niedługo czytelnicy będą mogli poznać Pani książkę zatytułowaną – „Brygida Star Show”, czy przedpremierowo moglibyśmy dowiedzieć się o niej czegoś więcej?


M.T: „Brygida Star Show” to lekka, przyjemna i pełna śmiechu powieść dla każdego. Przedstawia dwadzieścia osiem dni z życia trzydziestoletniej, poszukującej miłości „starej panny”. Dlaczego dwadzieścia osiem dni? Ponieważ to długość przeciętnego cyklu miesięcznego normalnej kobiety. I to jedyna normalna rzecz w życiu mojej bohaterki. Całą reszta to pasmo wpadek, dziwnych zbiegów okoliczności i żenujących historii. Ale żeby nie było, jest i fabuła, wątek główny i kliku bohaterów pobocznych. Wśród nich wyróżniająca się nadopiekuńcza mama Brygidy, tata „pokerowa twarz”, Basia – przyjaciółka z wygórowanym ego, kolega z pracy - Maks i kilku niedoszłych mężów Brygidy Star. Całość podana w dostępny, zabawny sposób wprost na popołudniowy relaks. Brygida Star jest zwykłym, może nie do końca przeciętnym z uwagi na towarzyszącego jej pecha, człowiekiem. Jest to książka o codzienności, o życiu w blokowisku, pracy w korporacji, relacjach z ludźmi i poszukiwaniu szczęścia w życiu. Owszem jest momentami pieprzna i nieprzyzwoita, w końcu opowiada losy młodej, żądnej przygód kobiety. Ale jestem pewna, że w myślach czytelnika pozostawi uśmiech, a nie zgorszenie. W końcu każdy z nas ma jakieś grzeszki.

 

4. A.J: „Brygida Star Show” została określona przez Panią „perełką”, z pewnością nie bez powodu. Czym zasłużyła sobie na taki tytuł?


M.T: Z Brygidą zaprzyjaźniłyśmy się od samego początku. Od chwili, gdy zdecydowałam, że te wszystkie zabawne historie zasłyszane od znajomych i te, których doświadczyłam osobiście, są warte uwiecznienia. Postanowiłam przypisać je jednej osobie i tak narodziła się Brygida Star. Ona jest niczym odbicie lustrzane każdego z nas. To, o czym mówiłam przy wcześniejszym pytaniu, o postrzeganiu świata, ludzi i emocji. Tym wszystkim jest Brygida Star. Jest dążeniem do spełnienia marzeń, jest szukaniem pozytywów, tam gdzie ich nie widać i w końcu jest dystansem do samego siebie. Dystansem, którego ludziom w dzisiejszych czasach bardzo brakuje. Mam przeczucie, żejeśli tylko uda mi się zachęcić czytelników do sięgnięcia po tę książkę, pokochają ją równie mocno jak ja. Zawsze, gdy czytam jakąś książkę w głowie pozostaje po niej refleksja. Czasami się wzruszam, czasami zadumam nad losem bohaterów. Przesłaniem Brygidy Star jest nie tylko bawić, ale pokazać ludziom, że nikt nie jest idealny, ale przecież to nie koniec świata. Nasze małe „ułomności” czynią nas wyjątkowymi. Może ta książka pomoże tym, którzy mają jakieś kompleksy, są zbyt surowi dla siebie. Szarakom, na których los uwziął się tak , jak na Brygidę Star. Jest wiele lektur obowiązkowych, które odbijają piętno na emocjach czytelnika. Postanawiamy być inni, lepsi. Zaczynamy doceniać to, co mamy. Z reguły są to poważne teksty, uderzające w duże problemy społeczne. Brygida Star jest być może trochę literaturą rozrywkową. Bawi, rozśmiesza, zawstydza, ale ma swój cel. Wiążę wielkie nadzieje na możliwość kontynuacji jej losów. 

 

5. A.J: Oczywiście nie musimy pytać, czy będzie Pani dalej pisać, bo jest to bardziej niż pewne, tym bardziej, że już pokrótce przedstawiła Pani Edward Szczygła, który chcąc nie chcąc, będzie musiał pożegnać się z życiem. Czy dowiemy się o nim i jego historii czegoś więcej?  Kolejne informacje na pewno wzmogą „apetyt” na lekturę.

 

M.T: Zaskoczę Państwa, moja szuflada skrywa o wiele, wiele więcej. Mamy Edwarda Szczygła z kryminału „Wynalazki”. Jest jeszcze Janek „BERO” Berowski z powieści „Trener”, nad którą również pracuję, oraz zarys historii Przemka Ciosa – „Tam, gdzie oczy poniosą”. Nie wspominając o tym, że Brygida Star kończy się trzykropkiem sugerującym ciąg dalszy.


Dużo tego, ale proszę mi wierzyć,  nad wszystkim panuję. Staram się dokładnie zapisywać wszelkie pomysły. Niektóre muszą czasem poleżeć i poczekać na swoją kolej. Tak było właśnie z Edwardem Szczygłem. Właściwie ta historia powstała już jakiś czas temu. Została odłożona na bok z uwagi na pracę nad Brygidą Star. Ale uważam to za bardzo korzystne ponieważ teraz narodziła się na nowo. Rozbudowuję wątki, dopieszczam szczegóły. To, że ktoś pisze i publikuje, nie oznacza, że cały czas się nie uczy.


Wracając jednak do historii szalonego wynalazcy - Edwarda Szczygła. Faktycznie, poznajemy go w dość nieprzychylnych okolicznościach – już jako denata. Początkowo sprawa wygląda niemal na przypadek książkowy. Taki, który przedstawia się studentom podczas wykładów. Jednak baczne oko stażysty, Pawła Lebioda, dostrzega kilka uchybień. I mimo, że śledztwo zostaje umorzone, chłopak decyduje się na własną rękę odkryć prawdę. Paweł Lebiod jest młodym narybkiem komendy. Jest bardzo butny i posiada ogromny zasób wiedzy teoretycznej. Za bardzo jednak angażuje się emocjonalnie w śledztwa prowadzone przez komendę i przez to nie potrafi odpuścić. Na szczęście ma Anioła Stróża w  postaci komisarza Wygowskiego, zwanego Wygą. Na początku Wyga niechętnie bierze udział w tych nielegalnych działaniach. Zmusza go do tego sytuacja, ponieważ w tę zbrodnię zostaje wmieszany również jego syn. Komisarz musi zatrzeć ślady, by jego pozycja na komendzie nie została zachwiana.  Z czasem śledczy trafiają na coraz więcej poszlak i zawiłości w sprawie. Zwykły z pozoru nieszczęśliwy wypadek zdaje się być makabryczną zbrodnią, a kolejka potencjalnych oprawców Edwarda Szczygła wydłuża się z każdą kolejną kartą książki. Będzie trochę mrocznie, zagadkowo, a na końcu niezwykle zaskakująco. Nieskromnie przyznam, że z uwagi na redakcję książki, czytam ją po raz chyba setny i za każdym razem w finale mam ogromne ciarki. 


6. A.J: Zakańczając pozostaje podziękować za udzielone odpowiedzi, i zapytać czego życzyć na przyszłość autorce, której zdaje się weny zabraknąć nie może?


M.T: Powiedziałabym staropolskim zwyczajem, żeby życzyć zdrowia. Bo jak jest zdrowie, to jest wszystko. Ale egoistycznie i całkowicie pisarsko chciałabym, aby pisanie stało się moim sposobem na życie. To nie jest tak, że nie lubię swojej pracy zawodowej. Ale to wszystko zabiera mi bardzo dużo czasu i czasami powoduje konieczność dokonywania ciężkich wyborów. Na przykład spać czy pisać? (śmiech).


A ja chciała bym po prostu,  mieszkać na tej mojej wsi spokojnej, doglądać domu i dzieci, i wypuszczać spod pióra same bestsellery – optymistka marzycielka



Również dziękuję za rozmowę, i pozdrawiam wszystkich czytelników
awatar
anonimowy

1 lipiec 2015  o  09:22

Muaaa Ulli:)
awatar
anonimowy

7 maj 2015  o  07:36

no to jest Magda...Magda T......nic dodac nic zabrac......lubie cie!:-) Ulli

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl