Ludzkie puzzle wymagają skupienia
Bo skoro „(...) to
czysty przypadek, że tu jesteście. Na wolnych krzesłach koło was
siedzą duchy osób, które zostały zabite podczas II wojny
światowej. Zamiast was siedzieć tu mogły ich prawnuki”, to
takie puzzle mogą być ruchome. Mogą przenikać się, zmieniać
miejsca i tym samym tworzyć nowe, zaskakujące czasem obrazy. Mogą,
lecz układanki mają to do siebie, że jednego klocka nie da się
zastąpić innym. Tylko dobrze dobrane tworzą idealny obraz, tylko
tak wszystko do siebie pasuje i scala się w idealnej harmonii zgody.
Łączenia właściwych elementów tworzą obraz. I choć „(...)
wszystko ma inny kolor niż ten, co widzą nasze oczy” to warto tę
układankę skończyć.
I
pytam ponownie – czy z ludzi można ułożyć obraz, coś na wzór
układanki z kilkudziesięciu elementów? Na pytanie odpowiada
Maksymilian Bron,
autor „Ludzkich puzzli”.
Okazuje się, że można. Pan Maksymilian
udowadnia, że poszczególne elementy składowe to nie żadne
„plastikowe cząstki”, a „cząstki” ludzi pełnych emocji,
uczuć i tego, co buduje ich światopogląd. To pełne osobowości
jednostki, które pasują do siebie. Jeden łączy się wyłącznie z
sobie przypisanym. I pytasz się, jak to możliwe, że dwie różne
istoty harmonizują ze sobą tak bardzo i na tak długo? A jednak,
szepcze między zdaniami autor, czyż plus nie przyciąga minusa? Czy
życie i miłość nie polegają na wzajemnym uzupełnianiu się w
brakach?
Oto
on, pisarz, autor „Ludzkich puzzli”,
zasiada przed dużym, wysprzątanym blatem pracy, otwiera notatnik na
wzór pudełka pełnego puzzli, które następnie rozsypuje i
zerkając co jakiś czas na obraz, jaki utworzą, przystępuje do
układania. Nie inaczej jest w powieści. Stworzony wcześniej plan
snucia wątków, co do każdego z bohaterów, co jakiś czas wymaga
zerkania, by obraz literacki, jaki tworzy w notatniku z pisanych
wyrazów stał się spójną całością. Choć, co warto zauważyć,
te „Ludzkie Puzzle” przenikają
się.
Bruno
dobrze czuje się w listopadzie, bo to miesiąc śmierci, szybkich
wieczorów i smutku. Ale lubi też wiosenne wieczory, gdy zimno
sprawia, że opuszcza swoje ciało, zatapia się w muzyce. Obraz?
Tak, na 1000 elementów. Jest i Pola, 158-centymetrowa dziewczyna,
która kiedyś kochała, kochała całą sobą, ale powiedziała mu,
że go nienawidzi, by było łatwiej od niego odejść. Jaki to
obraz? Ona płacze, on odwrócony plecami do niej odchodzi. A pogoda?
Śnieg, biały dywan pod stopami, w którym po niewidzialnych śladach
idzie on. Jakby po omacku szedł za kimś, kto szedł przed nim. I
musi być też pomnik, Geneta, który daje wskazówkę ni to
czytelnikom, ni tym ślęczącym nad puzzlami, że „trzeba
kłamać, aby być prawdziwym”.
A ja mówię, nie ufaj oczom ani ludziom. Maksymilian
Bron
wtóruje, że wszystko jest ułudą, fałszem. Nawet „Ludzkie
puzzle”
ułożone przez innego autora dadzą inny obraz.
Autor bawi się klockami w dwojaki sposób. Jego bohaterowie to właśnie poszczególne części układanki, ale i oni sami indywidualnie tworzą sobą odrębne obrazy. Każdy ma przecież przeszłość, wspomnienia i odciśnięte traumy. Rysunek „Ludzkich puzzli” można odczytywać dwojako, także sama interpretacja wymyka się jednotorowemu prowadzeniu. I to chyba owa wielość, ale i złożoność stanowi trzon tej książki.
„Ludzkie
puzzle”
wymagają skupienia. To nieoczywiste historie, które czasem są
chaotyczne, czasem pasjonujące, czasem nader filozoficzne i
irytujące. Czytelnik gubi się – nie przeczę. Niezrozumienie
tekstu trwa długo – u mnie tak było – co nuży i co negatywnie
wpływa na całokształt. Jednak warto dać sobie czas, cierpliwość
i szansę. Bo – jak przy układaniu puzzli – obraz powstaje
dopiero wtedy, gdy dobierzemy każdy klocek aż do ostatniego.