Opinia
Miałam niebywały problem z tą
książką. Od momentu przeczytania do tego tekstu minęło kilka tygodni,
musiałam ją przemyśleć i ułożyć sobie w głowie. Na chłodno, żeby nie
napisać tego, co chciałam jakiś czas temu. Dlaczego? Bo pomysł na tę
opowieść jest świetny, tylko coś się stało z wykonaniem, o którym
dyplomatycznie napiszę, że mnie rozczarowało.
Zacznijmy zatem od
pomysłu. Oto bowiem młoda kobieta po przejściach, a dokładniej po
zdiagnozowaniu choroby, jej zaleczeniu oraz rozstaniu z życiowym
partnerem, który nie udźwignął ciężaru choroby, decyduje się na szybki
wyjazd. Taki tam krótki urlop w ciepłych krajach. Kupuje wycieczkę,
okazyjnie, a po przyjeździe okazuje się, że jest dokwaterowana do
mężczyzny, który ma tak samo na nazwisko. To pewnie dlatego. Mężczyzna z
kolei w ostatniej chwili, nie ze swojej winy, zrezygnował ze ślubu. I
tak powoli zaczyna się ta urocza historia letniego wypoczynku w
przypadkowym, ale dość miłym, towarzystwie.
Potem akcja zwiększa
dynamikę, zupełnie jakby powrót do Polski zmuszał czas do nagłego
przyspieszenia. I tu się lekko wkurzyłam, ale też mam radę dla autorki
albo dla osób, które jej tego nie podpowiedziały: nie warto oszukiwać
czytelnika. Szukałam w pamięci ale i w okolicy – schodów, prowadzących
do Zamku Ujazdowskiego w Warszawie. Nie znalazłam. Dodatkowo nasza
bohaterka zamawia taksówkę i już pół godziny później dojechała do
konkretnego hotelu, podanego z nazwy, znajdującego się zresztą w
centrum, dokładnie w okolicy Metra Centrum. Droga autorko: pół godziny
na pokonanie tej trasy? Serio? Chyba pieszo, a pewnie zostałoby mi kilka
minut na szybką kawę na wynos. Niech mi pani uwierzy, w końcu znam
Warszawę.
Nie wiem, czy tak samo byli oszukiwani czytelnicy w
kontekście Trójmiasta czy Elbląga, ale zdecydowanie nie polecam takiej
strategii. Jeśli nam, czytelnikom, coś nie pasuje, to potem widzimy
wszystkie takie drobiazgi.
Ale chyba najdziwniejsza wolta, jaką
widziałam w książce, to zmiana sposobu narracji mniej więcej po 2/3
treści. O ile wcześniej byłam po prostu uczestnikiem wydarzeń, w których
bohaterka brała także udział, o tyle pod koniec… musiałam zmienić
sposób myślenia. Bo oto bowiem, zaanonsowana przez autorkę, przemówiła
bohaterka, która do końca książki opowiada już tę historię z własnej
perspektywy. Dziwne i niepotrzebne.
Spróbuję zatem zebrać te
luźne myśli w jedną całość. Pomysł niezły, wykonanie trochę gorsze, ale
zupełnie niezrozumiałe jest zmienianie sposobu opowiadania. Nie mogę
zatem ze spokojem stwierdzić, że tak, warto tę historię przeczytać, a
może wręcz przeciwnie – nie sięgać po nią pod żadnym pozorem. To w sumie
ciekawa historia, chociaż do doskonałości ma daleko. Dla mnie – za
daleko.
https://dlalejdis.pl/artykuly/podroz-przedslubna-recenzja
Opinia
Ewa Lenarczyk pisze „ręką obserwacji”, niemalże „ręką obserwacji”. Tak się dzieje w ludzkim życiu. On spotyka ją, są rozmowy, telefony i znowu rozmowy. Jedno lgnie do drugiego, aż pewnego ranka uzmysławia sobie, że bez drugiego już nie funkcjonuje. On i ona razem, do śmierci. Razem mimo wszystko.
„Podróż przedślubna” to nie lukrowana powieść pełna rajskich tekstów. To powieść pisana sercem, prawdą i szczerością. Nie ma tu słodzenia, unikania ciemnych stron życia, które samo w sobie jest trudne i zaskakujące, co podkreśla autorka. Jednak szybko podszeptuje, że ratunkiem jest spokój i dobrze przespana noc. Bo, parafrazując treść książki, kochać to szczęście. I choć człowiek boi się, to mimo wszystko chce wierzyć, że to na zawsze.