Wrocławska Madonna
Twoja ocena
Powieść ma charakter sensacyjny, z szybko toczącymi się wydarzeniami, z niespodziewanymi zwrotami akcji. Znajdziemy w niej zbrodnie, rabunek, seks, więzienie i brutalne przesłuchania, ale także namiętność, czułość i humor. Zakończenie przynosi, nieoczekiwane przez czytelnika, rozwiązanie problemu i epilog, w którym autorka umieściła kroplę goryczy.
Najbardziej sensacyjna jest jednak sprawa samego obrazu. Gdy autorka pisała swoją powieść cały świat artystyczny był przekonany, że obraz ten jest dla Polski stracony na wieki. W dniu oddania maszynopisu do wydawnictwa, Polskę obiegła elektryzująca informacja. Obraz odnalazł się w Kościele w Szwajcarii i został Polsce zwrócony. Obecnie Czytelnik może ocenić sam, czy Autorka okazała się osobą na tyle jasnowidzącą, że trafnie przewidziała wędrówkę i miejsce odnalezienie obrazu, czy też nie? Może przewidziała tylko część jego historii? A może jej wyobraźnia podpowiedziała inne, ciekawsze rozwiązanie?
Zapraszam do obejrzenia treilera książki http://www.youtube.com/watch?v=HWs-ZCFloSA
Książki Jolanty Marii Kalety objęte są patronatem medialnym portalu www.TuWrocław.com
Źródło: http://www.ebooki123.pl/wroclawska-madonna_p23 ( otwierane w nowym oknie )
Dostępna w
Opinie o: "Wrocławska Madonna"
Opinia
Wielokrotnie pisałam, że Jolanta Miara Kaleta to bardzo niedocenione polskie nazwisko. Wrocławska Madonna to jedna z pierwszych jej książek i po skończeniu powiedziałam: Ja chcę jeszcze!
Marek Wolski, historyk sztuki, dostaje zadanie od Kurii wrocławskiej odnalezienia oryginału obrazu Madonna pod palmami, bowiem okazuje się pod koniec lat 60., że obraz, który wisi w kościele w Ostrowie Tumskim jest jego kopią. Ślady prowadzą najpierw do Niemiec, a potem do Austrii. Dzięki pomocy Kościoła udaje się mu przechytrzyć władze komunistyczne i wyjechać z kraju. W Wiedniu poznaje emigrantkę z Polski, Żydówkę, która prowadzi lokalną galerię i postanawia mu pomóc. W zamian Wolski oferuje jej opiekę przed innymi Polakami, którzy prowadzą szemrane interesy w stolicy Austrii za zgodą polskiej władzy. Rozpoczyna się wyścig z czasem i niebezpieczną władzą komunistyczną, która chce zdobyć obraz oraz prawdziwy skarb.
Wrocławska Madonna to kolejna powieść Kalety, która porywa od pierwszych stron i nie pozwala czytelnikowi rozstać się z książką. Dla mnie Jolanta Maria Kaleta jest polskim Steve'em Berrym w spódnicy i nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejne książki autorki.
Książkę serdecznie polecam na długie wieczory, ale także na czytanie na pachnące łące, bo przecież wiosna już niedługo ;) Na pewno nie będziecie żałować czasu poświęconego książce, natomiast ja bardzo zazdroszczę wrocławianom takich historii i mam nadzieję, że bohaterowie powieści Jolanty Marii Kalety kiedyś przyjadą szukać skarbów do Łodzi ;) https://malinowskak.blogspot.com/2018/02/jolanta-maria-kaleta-wrocawska-madonna.html
Opinia
Odczucia po przeczytaniu "Wrocławskiej Madonny"
Kiedy spojrzałam na okładkę „Wrocławskiej Madonny” od razu zdecydowałam, że muszę to przeczytać. Jednak w moje ręce wpadły dwie książki i los, a raczej mój mąż zdecydował, że on do łóżka bierze „Madonnę”, a ja zabieram „Złoto Wrocławia” < bo grubszeJ >
Na temat „Złota” już się wypowiadałam, zatem teraz, kiedy zamiana doszła do skutku i mogłam przeczytać „Madonnę”, powiem krótko- super!
Super się czytało, fabuła nie rozwlekła i pełna napięcia, nieprzewidywalna, co jest często moją zmorą podczas lektury powieści. Do samego końca nie wiedziałam, jak potoczą się losy Marka, czy miłość do pięknej Tamary może mieć swój happy end, no i oczywiście do końca trudno było wyczuć, losy obrazu… odnajdzie się, czy nie odnajdzie- wszak czasy cudaczne, trudne i niebezpieczne, a Polacy pokręceni jak włosy pięknej bohaterki. Dobrze, że to powieść, bo będę spała spokojnie, jednak świadomość prawdziwości przedstawianych czasów i układów panujących na wysokich szczeblach politycznych i sądowych, przytłacza mnie. Pamiętam tamte czasy, tylko z perspektywy biedy i kolejek, wszelkie machloje, przekręty i polityczne przepychanki nie były obiektem moich trosk. Byłam dzieckiem. Liczyło się tylko , czy mama przyniesie z „Sezamu” coś dobrego.
Dzienniki telewizyjne, wywołały strach w oczach mamy… a ja… powoli dorastałam, w swoim tempie.
Polecam tę książkę, bo warta przeczytania, warta przypomnienia sobie czasów i uświadomienia faktu, że był w Polsce pewien okres, który pozwolił tzw. „władzy”, tejże władzy nadwyrężyć i „ustawić” się na kolejne lata.
A tytułowy obraz ? Czasem marzenia pisarzy są jak modlitwa.
Renata Grześkowiak