Opinie o książce: "Larwy lumpenproletariatu"

Okładka
Geneza powstania "Larw" ma swoje korzenie kilka lat temu, kiedy to autorka założyła swój pierwszy własny biznes, a mianowicie sklep. Podniesiona na duchu, że oto jest kobietą sukcesu, podjęła nowe życiowe wyzwanie i zaczęła swoją przygodę z handlem. Szybko się jednak przekonała, że z wykształconej kobiety została zdegradowana przez otoczenie do sklepikarki, sprzedawczyni za ladą. Również klienci zaczęli pokazywać jej, na co ich stać. Jednocześnie okoliczny element zaczął ją odwiedzać domagając się pomocy w postaci bardziej lub mniej drobnej gotówki, ale również jedzenia i pracy. W pewnym momencie autorka była tak zdesperowana,...

Opinia

Aneta

Awatar użytkownika
(anonimowy)

Kiedy widzimy białe skręcające się larwy , to w pierwszej chwili mamy najczęściej negatywne odczucia. Nieprzyjemne dla oka robaki, kojarzą się nam ze szkodnikami, czymś obrzydliwym. Są symbolem brudu i pasożytnictwa. Zdarza się, że dostrzeżemy w nich jednak coś interesującego. Niektóre przekształcą się w chrząszcze i piękne motyle, a inne są pożyteczne. Jak świat stary, Larwy lumpenproletariatu były, są i będą. Być może to ratunek dla ludzkości, białko na wagę życia? Tak jest też z bohaterami tej powieści. Pasożyty, nieciekawe typy, szkodniki. Tak bohaterów oceniamy w pierwszej chwili. Jak odpychające nas robactwo.


"Larwy lumpenproletariatu" to swoista metafora lokalnej społeczności. Każdy widzi egoistycznie tylko swoje problemy. W książce nie  ma nazwy miasta, ulic. Możemy wnioskować, że akcja dzieje się w jakimś większym ośrodku, bo są tramwaje, autobusy miejskie. Ale to może być wszędzie. Czytelnik może zauważyć podobieństwa do swojego otoczenia, bo taki efekt prawdopodobnie zamierzała osiągnąć autorka. Wszędzie mamy jakieś garaże, piwiarnie, puby czy kebaby, blokowiska i dzielnice domków. Lokalne pijaczki dodają kolorytu na osiedlu. Często przez lata spotykamy tych samych ludzi siedzących pod sklepem i liczących grosze na flaszkę. Widzimy, ale zarazem nie dostrzegamy ich. Dopiero jak znikają na dłużej, coś nas zastanawia, przypominamy sobie, że był tu taki jeden gościu, twarz nalana, nos czerwony, ale go już nie ma. Co? Umarł? No tak, pijaczyna.

17 grudzień 2014 11:36

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl