„Po wejściu do kina wypatrywali go na dole, wzdłuż brudnych bocznych ścian, przy wyjściach zapasowych i drzwiach do toalet, póki nie dostrzegli charakterystycznego poblasku jego złotych okularów. [...] Jeśli w Ferrarze był ktoś z bogatej burżuazji, kto miał prawo przebywać na widowni wśród pospólstwa, zagłębiać się z własnej woli i na oczach wszystkich w odrażający półświatek „miejsc” za jednego lira i dwadzieścia centów, nie mógł nim być nikt inny jak doktor Fadigati. [...] Jego stylu upatrywano w dyskrecji, w staraniach, jakich zawsze dokładał, by ukryć własne skłonności, by nie wywołać skandalu.
Wystarczyło mi odnaleźć dawne, matczyne...