„Książka jest o życiu, tu i teraz...” – wywiad z Ewą Lenarczyk
Ewa
Lenarczyk w swoich powieściach stara się poruszać istotne,
skłaniające do refleksji wątki. Tym razem nie jest inaczej.
Powieść „Za moje krzywdy” dobitnie uwidacznia piętno, jakie na
życiu ofiar odciskają doznane krzywdy. Jednocześnie poruszony
zostaje temat destrukcyjnego pragnienia zemsty oraz osądów, których
pochopnie nie warto dokonywać.
Pani Ewo, na poprzedni wywiad odpowiadała Pani niespełna kilka miesięcy temu. Najpewniej niewiele zmieniło się w Pani życiu, ale pomimo tego warto zapytać, czy cokolwiek w ostatnim czasie zaprząta Pani głowę, sprawia przyjemność, czy inspiruje?
Przyjemnością jest samo życie i podróże, chociaż ostatnio, z rodzinnych powodów, tylko te małe po ojczystym kraju, ale jakże piękne i wspaniałe. Zawsze coś odkrywam nowego i nieznanego, a potem opisuje na blogu o podróżach, ale też miejsca bywają inspiracją do powieści, co będzie w kolejnej, już zapowiadanej książce „Po szczeblach drabiny”.
Ostatnio oddała Pani w ręce czytelników współczesny romans podróżnicy zatytułowany „Pod innym niebem”. Jest to piękna historia z przesłaniem i wyraźnie zarysowanym wątkiem miłosnym. Tym razem odważyła się Pani napisać romans kryminalny „Za moje krzywdy”. Czy trudno sprostać temu wyzwaniu?
Trochę
tak zwanego zachodu było, bo przeciętny Polak, nieuwikłany w
machlojki, czy kryminalne sprawy, raczej jest nieobeznany z policją
i terminologią tego zawodu oraz środowiskiem. Miałam zarys
powieści, mniej więcej wiedziałam, co ma być, co napiętnować w
obecnej sytuacji społecznej. Nie chciałam się ośmieszać i pisać
głupot, skoro się na czymś absolutnie nie znam, a z policjantami
miewam kontakt, jedynie
jeżdżąc
samochodem. Należę jednak do szczęściarzy i się udało, bo
poznałam życzliwych ludzi. Tu szczególne podziękowania za
merytoryczną współpracę Pani Iwonie, policjantce i jej szefowi
za możliwość zapoznania się z pracą pewnej Komendy. Dzięki tej
możliwości przeszłam oczywiście fikcyjny cały ciąg procedur
związanych z aresztowaniem. Miałam założone kajdanki, zdjęte
odciski palców, siedziałam nawet na tak zwanym dołku, ale też
trzymałam broń w rękach, czego nie lubię, i jakoś to mnie
całkiem nie pociąga. Jednak były konieczne takie doznania, skoro
porwałam się na kryminalny wątek. Po takiej wizji lokalnej i pod
merytorycznym nadzorem Iwony, pisanie poszło całkiem gładko, a
efekt na pewno ocenią czytelnicy.
Oczywiście nie można nie zapytać, skąd pomysł na historię, w której głównym motywem pozostaje pragnienie zemsty za wyrządzone krzywdy?
Chyba
całkiem normalna i życiowa sprawa, bo każdy, chociaż wielu się
nie przyzna, ale ludzie chcą się mścić za różne sprawy. Często
może nawet bezwiednie życzymy ludziom wiele złego, bo coś nam
zrobili, nie tak odpowiedzieli, czy stanęli w poprzek naszej drogi
i machina nienawiści się nakręca. Czasami krzywdy siedzą w
ludziach przez wiele lat i zatruwają im szczęście. Nie będę
ujawniała zawiłości wątku kryminalnego, bo tam poszkodowana
osoba szuka zadośćuczynienia na innych, gdyż bezpośredni sprawca
jej bólu dawno nie żyje. Można przyjąć za jakąś prawie
naturalną sprawę, chęć zemsty tej osoby, ale w książce
pokazuje równolegle, że jeden z pozytywnych bohaterów,
dochodzeniowiec Miron, również usiłuje się mścić za dawne
wydarzenia. Poprzez obie drogi tych bohaterów chciałam pokazać,
jak krzywdy niszczą życie psychiczne i odbijają się przez lata
na ludzkim życiu. Niszczą nie tylko radość życia codziennego,
ale doprowadzają do wielu nieszczęść i tragedii.
Dwie z
opisanych scen kiedyś otarły się o moje życie, chociaż nie
dotyczyły mnie bezpośrednio, ale jak, widać
zostawiły pieczątkę w moim mózgu i teraz mogłam je pokazać
światu.
Wspomniała Pani, że przygotowując się do tworzenia w gatunku, jakim jest kryminał, dała się Pani aresztować. Co prawda „fikcyjnie”, ale mimo wszystko, dzięki temu odczuła Pani, jak silne emocje targają skrzywdzoną ofiarą. Czy doświadczenie to ułatwiło Pani pisanie?
Skrzywdzona
osoba zazwyczaj nie trafia za kratki, ale spędzenie kilku minut na
policyjnym dołku, pomimo, że nie miałam nic za uszami, nic nie
nabroiłam, było dziwne. Przede wszystkim samotność i
odizolowanie od wszystkiego, brak poczucia upływu czasu i jak dla
mnie dziwny zapach pomieszczenia pozostawił na zawsze bardzo
mieszane odczucie. Gorzej z emocjami po zdarzeniu, kiedy usiłowano
targnąć się na moje życie. Po tym pozostał strach, pomimo
upływy wielu lat i ciężko się pozbyć emocji. Poniekąd rozumiem
opisanego sprawcę morderstw, bo jeśli się w sobie celebruje
nienawiść, to wyrządzona krzywda, strach i ból nie wychodzą z
człowieka. Mogą doprowadzić do obłędu i zemsty dla zemsty na
podobnych sprawcach.
Na szczęście nie jestem mściwa i
właściwie mogę teraz z perspektywy czasu podziękować za emocje,
bo wiem, jak to jest i mogłam je przekazać innych. Jednak nie
życzę nikomu chwil zagrożenia życia
W powieści „Za moje krzywdy” nieznany sprawca morduje seksualnych dewiantów. Ostatecznie wyjaśni się, kto i dlaczego dokonuje zbrodni. Motyw winy i kary na pewno skłoni do refleksji czytelników. Będą musieli spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy krzywdy doznane w przeszłości, usprawiedliwiają pragnienie zemsty i samosąd? A jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Żeby
kogoś osądzić
trzeba się wiele uczyć, uczuć i jeszcze raz uczyć jak sędziowie
z licencjami, a oni też mają dylematy, więc nie mnie osądzać
przedstawionego sprawce. Uwidoczniłam tę
myśl w wypowiedziach policjantów, którzy sami zaczynają
powątpiewać, czy aby sprawcy nie przyznać medalu, a nie karać
go.
Mam
już sporo lat i nauczyłam się, że w życiu nie można ludzi
osądzać,
co prawie wszyscy robimy często za śmieszne bzdury i bezwiednie
przyklejamy
etykietkę „winny” temu, czy owemu, nie znając genealogii,
przyczyny, okoliczności ich poczynań i wyborów. Na pewno zło
należy potępić, ale do oceny pozostawmy sprawę zawodowym
sędziom, albo lekarzom psychiatrom. Ja tylko problem przedstawiłam,
żeby wyczulić społeczeństwo, bo czasami tragedie dzieją się za
ścianą, a my nie reagujemy, a potem z wielkim znawstwem osądzamy.
Dynamiczna akcja i świetnie napisany wątek kryminalny sprawia, że książkę można nazwać thrillerem. Oczywiście nie zapomniała Pani o wątku miłosnym. Które fragmenty było Pani łatwiej lub przyjemniej pisać?
Zawsze
powtarzam żartobliwie, że jestem pokojowe zwierze, czyli miłe
sprawy łatwiej mi przychodzą w opisywaniu. Jako kobieta zawsze
wybiorę piękną miłość i pozytywne emocje niż zbrodnie, bo te
leża potem latami na wątrobie i zalewają żółcią radość dnia
codziennego. Wiem jednak, że wielu czytelników lubi książki
przepełnione złością, nienawiścią, lubi wątki o ludzkich
przywarach i krzywdach, bo wtedy sami czują się lepsi, cieszą
się, że ich to nie trafiło. Jako dawny marketingowiec daje zatem
czytelnikom to, co się sprzedaje, co daje im radość i lepsze
samopoczucie. Życzę im jednocześnie, żeby ich takie przygody i
ludzkie zło nie spotkało.
Poza tym uważam, że w życiu
powinna być równowaga, tyle i tyle zła powinno zrównoważyć
dobro, a miłość jest zawsze dobrem. Stanowczo jestem za
pozytywnymi wątkami i z radością je wymyślam. Właściwie nie
wymyślam, bo ja tylko słucham i obserwuje ludzi.
„Za moje krzywdy” to powieść, która będzie w stanie zaoferować czytelnikom masę emocji. Nie zabraknie obrzydliwych zbrodni, ale również delikatnego uczucia. Już ten fakt powinien skłaniać do lektury. Warto jednak zapytać, w jaki sposób Pani chciałaby zachęcić do przeczytania książki?
Tak
naprawdę książka jest o życiu, tu i teraz, a może o naszych
sąsiadach? O ich codzienności, radościach, ale też strachu i
braku tolerancji. Chciałam zwrócić uwagę na fragmenty, w których
pani Lewińska opowiada o swoim wstydzie przed sąsiadami, ale
przecież nie za siebie, tylko za wyczyny męża. Z drugiej strony
wyczulam na wydarzenia, które mogą się dziać za ścianą i czy
wtrącanie się do spraw sąsiedzkich będzie naganne, bo ingerujemy
w czyjś prywatny świat? Czy niezbędne, bo uratujemy czyjeś
życie, albo ograniczymy skutki przemocy i psychicznych zwichnięć.
Popatrzcie w tekście, poczytajcie, co działo się w Łodzi i nikt z sąsiadów nie reagował. Ja osadzić mordercę, który zabijając złoczyńcę, właściwie uratowała kobietę i jej dziecko.
Życie codzienne
to również praca policjantów, którzy muszą borykać się z
ciężkimi emocjami, brudem i nie przenosić ich w domowe cztery
ściany. Oni są jak my wszyscy, tylko ludźmi z ogromem problemów
życia codziennego i z piękną miłością, o którą też czasami
trzeba powalczyć.
Nie bez przyczyny uznała Pani, że najpewniej została już zakwalifikowana jako pisarka romansów i powieści obyczajowych. Powieść „Za moje krzywdy” przedstawia Panią w zupełnie innym świetle. Cieszy się Pani, że pozwala poznać się czytelnikom także jako autorka mocnej prozy?
Miło,
ale mocne wydarzenia bywają w różnych moich powieściach, bo jak
w życi-u: zawsze są chwile radości, uniesień i tragicznych
przeżyć. W „Zojdzie z Bieszczad” sporo jest łez, jest
morderstwo, rozstanie z krajem, ale przeważa dobroć, w „Kochaj
mnie od morza do morza” przy ciepłej i subtelnej miłości wprost
napiętnowałam ludzką głupotę, zawiść i zachłanność, a w
„Pod innym niebem” też się dzieje sporo złego, nie tylko sama
słodycz. Książka „Kłamstwo za kłamstwem” jest pasmem złych
ludzkich poczynań, więc nie tylko w tej „Za moje krzywdy”
pojechałam sobie po ludzkich przywarach i złościach. W „Psiarni
Agaty” jest wiele wynaturzeń, ale tam nawoływałam do
tolerancji, bo naprawdę nikt nikomu krzywdy nie robił, a w obecnej
ganię inność.
Takie
jest życie, często zaskakujące i staram się równoważyć w
moich książkach dobro ze złem.
Skoro napisanie romansu kryminalnego ma już Pani za sobą, warto zapytać, czy dalej będzie Pani chciała tworzyć w tym gatunku?
W
zapowiedziach jest łagodniejsza powieść „Po szczeblach drabiny”
o karierze młodej dziewczyny pochodzącej z zabitej dechami wiochy,
bo takie jeszcze bywają w naszym kraju. Niestety
zaczyna się również od morderstwa.
Cały czas zbieram
materiały i jednocześnie piszę książkę „Uwaga oszuści!”,
która będzie zbiorem opowiadań poszkodowanych, oszukanych osób.
Cel wiadomo, bo chociaż wiele się mówi, to i tak za mało, a
trzeba przestrzec innych, więc też będzie trochę kryminalnie.
Dowiodła
Pani, że potrafi zaskoczyć czytelników. Na co będą mogli liczyć
kolejnym razem? Czy istnieje już określony zamysł?
Wyżej
już napisałam. co w przyszłości, ale to nie koniec moich
pomysłów. Lubię także historyczne tematy, co już pokazałam w
dziewiętnastowiecznym romansie „Ognista miłość”. Dzisiaj
zdradzę, że ostatnio pochłonęła mnie gdzieś zasysana historia
wielkiej miłości z czasów wojen szwedzkich. Pokrótce powiem, że
córka elbląskiego patrycjusza zostaje porwana i zakochuje się w
znienawidzonym szwedzkim żołnierzu. Czyli wiek XVII dla wielu i
dla mnie całkiem nieznany, więc czytam, uczę się i rozkochuje
moją młodziutką Elblążankę. Zastrzegam jednak, iż dopiero
pisze, a nie wiem jak mi wyjdziew realizacji, więc proszę o
cierpliwości.
Kończąc, należy podziękować za udzielone odpowiedzi i ponownie zapytać, czego możemy życzyć Pani na przyszłość?
Bardzo
dziękuję, że dzięki Wam, to znaczy Wydawnictwu, mogę się
realizować i przedstawiać czytelnikom poniekąd cześć siebie,
swoich myśli, marzeń i przeżyć, chociaż w większości
nieosobistych. W trakcie pisania jednak przeżywam, jak bym sama
była z bohaterką, czasami się z nią utożsamiam, czasami
denerwuje i śmieje się z opisywanymi postaciami. Może dlatego są
tak barwne i pełne emocji. Mam nadzieje, że umiem je państwu
przedstawić i zachęcam do czytania.