Krzysztof Piotr Łabenda- doświadczony autor, który „nie musi ścigać się z młodszymi” (wywiad)

Musimy przyznać, że Krzysztofa Piotra Łabendy nie sposób nazwać debiutantem. Kilkanaście napisanych książek, w tym cieszące się zainteresowaniem pozycje o charakterze popularno – naukowym, to znaczący dorobek. Na szczególną uwagę zasługują jednak powieści, które z pewnością dostarczą czytelnikom masę wzruszeń.
Wywiad przybliży nam postać autora oraz „Wzgórze Młynarza”. Pragnący wiedzieć jeszcze więcej powinni natomiast poznać bohatera Bonerskiego, który dopowie całą resztę.
K.P.Ł: Jaki bywam na co dzień? Pewnie to pytanie bardziej do moich bliskich niż do mnie. Cóż, patrząc na dwie pierwsze cyfry w moim numerze PESEL, mogę powiedzieć, że jestem facetem, który coraz częściej ogląda się za siebie, choć nie bardzo to lubi. To ma też i swoją zaletę – nie muszę już ścigać się z młodszymi.
Kocham podróże, ale okazji ku temu by, tak jak dawniej, podróżować miewam już coraz mniej. Dobrze sobie radzę w kuchni, przeto (lubię ten nieco staroświecki zwrot) żonę od tej kuchni trzymam daleko, a ona nie protestuje.
Tak jak wielu lubię wieczory, w których pierwsze skrzypce grają moi przyjaciele, a obok nich dobre wino (zwłaszcza czerwone) i muzyka. Tu gust mam raczej eklektyczny – jazz, klasyka.
Łatwo odgadnąć, jeśli uczęszcza się na moje wykłady lub zajrzy do moich powieści, że jestem w dużej mierze frankofilem.
Jestem wykładowcą akademickim i to też szalenie lubię.
2. A.J: Napisał Pan wiele książek, w tym cieszące się zainteresowaniem pozycje o charakterze popularno – naukowym. Czy rozpoczęcie przygody z gatunkiem jakim jest powieść, podyktowane zostało chęcią odmiany, czy może marzeniem o karierze pisarza?
K. P.Ł: Marzenie o karierze pisarza? Zdecydowanie nie. Mam w sobie na tyle pokory, by tak o sobie nie myśleć. Kiedyś Elżbieta Adamiak śpiewała: „rzeczywiście, tak jak Księżyc, ludzie znają mnie z jednej, jesiennej strony”- chciałbym przez te powieści pokazać trochę tej mojej drugiej, wcale nie ciemnej, strony, dostarczyć czytelnikom odrobiny wzruszeń. Może jest też we mnie i odrobina próżności. Kto nią nie grzeszy? Ta próżność to marzenie, że kiedyś moi synowie powiedzą swoim dzieciom: „zobacz, to dziadek napisał”.
3. A,J: Powieść „Wzgórze Młynarza”, będąca kontynuacją „Pierścionka z cyrkonią”, pozwala nam ponownie spotkać się z Piotrem i Małgorzatą. Minęło wiele czasu, bohaterowie zmienili się, i chyba dojrzeli do miłości. Wiedząc, że bohater powieści Piotr jest profesorem prawa, a także wykładowcą na wyższej uczelni w Polsce, nie można nie zapytać: czy możemy szukać w nim odbicia, alter ego autora?
K.P.Ł: Nie będę tu oryginalny. Chyba każdy piszący przenosi na karty swoich powieści, obok tego, co podpatrzy, czy wręcz ukradnie z otoczenia, także i cząstkę siebie. Ja też tak robię. Kocham Gdańsk i Paryż. Bonerski też. Życie akademickie nie jest mi obce, tak jak i Piotrowi. Cenię sobie, podobnie jak Piotr, dobrą kuchnię i wino. Z Bonerskiego wychodzi czasem niepotrzebna skłonność do dydaktyki, zwłaszcza gdy opowiada coś Gosi, czy wręcz się popisuje. Obawiam się, że też tak mam.
4. A.J: Uczucie Piotra i Małgorzaty, rozkwita na nowo lecz szczęście zdaje się nie jest dane na zawsze. Pojawia się przecież Katarzyna, która obdarzy Piotra toksycznym uczuciem, a w końcowej scenie w kierunku głównego bohatera padną strzały. Piotr nie zginie, ale pozostaje niedosyt, i dręczące pytanie: co dalej? Czy takie zakończenie pozwala mieć nadzieję, że pojawi się kolejna powieść odnosząca się do losów Małgorzaty i Piotra?
K.P.Ł: Trylogia? Brzmi strasznie megalomańsko, ale.. nie wykluczam, ba, już coś szkicuję. Dziś jawi mi się to nie jako powieść o miłości, przynajmniej nie tak wprost. To będzie(?) raczej z jednej strony political fiction, a z drugiej usiłowanie skonfrontowania się z problem nieuchronności śmierci. Piotr i Małgorzata mają w tej powieści swoje miejsce, ale tym razem nie jako główni bohaterowie.
5. A.J: Wzgórze Młynarza” to także powieść poruszająca temat miłości dojrzałej. Ciało, które zmienia się wraz z upływem kolejnych lat skrywa przecież tą samą duszę, o czym zwykliśmy zapominać kojarząc miłość i seks z młodością. Czy uważa Pan, że czytelnik spotykając się z pełną namiętności historią Małgorzaty i Piotra, łatwiej zrozumie, że uczucia „nie mają wieku”?
K.P.Ł: Mam taką nadzieję. Uczucia zdecydowanie „nie mają wieku.” Miłość, namiętność nie potrzebują też żadnego języka. Ważne jest to, co nosimy w sobie, co nam w duszy gra. Może to o taką chemię między ludźmi chodzi? Uwielbiam słuchać piosenek śpiewanych przez Kari Bremnes. Nie znam wszak norweskiego i nie muszę. Nie zaglądam też do dostępnych tłumaczeń tekstów. Sięgając w głąb siebie mogę, słuchając głosu artystki i zachwycając się melodią, malować w wyobraźni każdorazowo inne obrazy. Podobnie, myślę, jest z miłością. Każdego dnia może być inna, choć jej obiekt, jak dla mnie, powinien być raczej stały.
6. A.J: Kończąc pozostaje podziękować za udzielone odpowiedzi oraz zapytać czego życzyć na przyszłość?
K.P.Ł: Bonerski ma jeszcze coś ze mnie. Bonheur to po francusku szczęście. Piotr jest szczęśliwy i ja się tak czuję. Czego mógłbym zatem sobie życzyć? Może tego, bym jak najdłużej na swojej drodze spotykał mądrych studentów i by ta książka, o której mówiłem przed chwilą, stała się faktem i to zauważonym przez czytelników.
Rozmowę przeprowadziła Agata Orzechowska.