Jacek Dukaj: "Wroniec"

Okładka
„Wroniec” Jacka Dukaja po prostu rozkłada na łopatki szaleńczym przetworzeniem mrocznych realiów historycznych na język klasycznej bajki i dziecięcej imaginacji.

Gdy pewnego niedzielnego poranka w grudniu 1981 roku szlag trafił Teleranek, a w jego miejsce pojawił się generał w ciemnych okularach, wyrzucający z siebie automatycznym głosem przemówienie do narodu, miałem skończone osiem lat i wydawało mi się, że ogarniam sytuację. To było proste jak tabliczka mnożenia, której się wówczas uczyłem. Nigdy wcześniej, ani nigdy później dobro i zło nie wydawały się równie łatwe do odróżnienia.

Stan wojenny to w biografiach dzisiejszych polskich trzydziestoparolatków jeden z niewielu punktów stycznych, jedno z niewielu doświadczeń pokoleniowych, które ma rangę powszechnie czytelnego symbolu. Ale – to przecież tyleż oczywiste, co odkrywcze – byliśmy wtedy dziećmi. I patrzyliśmy na tę zimową, złowieszczą militarną scenografię dziecięcymi oczami. Trzeba było jednak prawie trzech dekad, by ktoś to pojął i wykorzystał artystycznie. Szczęśliwie tym kimś stał się Jacek Dukaj, być może najwybitniejszy prozaik naszej generacji.

Dukaj z pełną świadomością rzemiosła opowiada we „Wrońcu” archetypiczną baśń o zagubionym chłopcu – wybrańcu, którego rodziców porwały siły piekielne, a który dzięki swojej naiwności, dobroci i bezbronności może pokonać wszystkie przeszkody i rozsadzić twierdzę Złego od środka. Pisarz powściąga tu epickie ambicje – tekst jest lapidarny, zwięzły, zrozumiały dla dziecka, jednocześnie dynamiczny i operujący powtórzeniami. Lecz jednocześnie „Wroniec” to kopalnia prozatorskiej kreatywności, możliwej do pełnego odczytania tylko przez małoletnich świadków tamtych wydarzeń: mamy tu choćby krążący po ulicach upostaciowany gaz, Złomota – imperialną maszynę niszczącą, powiązaną deficytowym sznurkiem do snopowiązałki, partyjnego Członka, będącego częścią rozlanej masy potwornego hiperorganizmu, wreszcie zaś demonicznego Wrońca, infantylne wyobrażenie potwora, kryjącego się pod hasłem „WRON”, skandowanym wciąż w telewizji przez smutnego generała.

Książka Dukaja to naprawdę bajka – fabularnie więc nie wywraca konwencji, bo nie może, realizując się literacko w stylizacji i pomysłowości. Każdy zaś, kto nie potrafi się zdecydować, czy „Wroniec” jest powieścią jeszcze dobrą, czy już bardzo dobrą, powinien zwrócić uwagę na jej wybitną oprawę graficzną – dzieło Jakuba Jabłońskiego – korespondującą z tekstem aurą ponurej niesamowitości.

Autor: Piotr Kofta
źródło: www.dukaj.pl
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Kulturze”, piątkowym dodatku do „Dziennika – Gazety Prawnej”, 6 listopada 2009 roku

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl