Historia polskiego kabaretu- Izolda Kiec
Kochający kabaret z pewnością docenią pozycję, która prócz istotnych informacji została wzbogacona archiwalnymi zdjęciami. Ilustrowana „biografia kabaretu polskiego” jest pierwsza pozycją, która tak wnikliwie odnosi się do tematyki. Czytelnicy dowiedzą się miedzy innymi jak są karierę rozpoczynał legendarny już, kabaret literacki Zielony Balonik
Fragment z wnętrza książki:
A jednak – na początku był Kraków, Boy i Zielony Balonik. Choć wtajemniczeni wiedzą, że tak naprawdę na początku była Cukiernia Lwowska Jana Michalika – usytuowana tuż za Bramą Floriańską, w pobliżu Akademii Sztuk Pięknych. Są co prawda tacy, którzy twierdzą, że właściciel lokalu nie bardzo rozumiał przesiadujących tu godzinami malarzy, ale jak ktoś, kto nadawał poetyckie imiona produkowanym przez siebie ciastkom (na przykład Carmen, Goplana, Marzenie albo Flirt), mógł być pozbawiony artystycznej duszy? Trudno uwierzyć. Może po prostu częściej zwyciężał w nim duch przedsiębiorcy… Jan Apolinary bowiem w gardzącym reklamą Krakowie pierwszy wprowadził (u progu nowego, XX stulecia) afisze promujące ciastka, zamienił swojskich „chłopców” na prawdziwych kelnerów i wbrew pośmiertnej sławie „mecenasa” oraz „opiekuna” wcale nie dokarmiał głodnych cyganów i nie sprzedawał niczego „na kreskę”. A kiedy po zakończeniu inauguracyjnego sezonu Zielonego Balonika zauważył, że są w rachunkach jakieś drobne pozycje kredytowe, rozesłał gwiazdom kabaretu, które rozsławiły jego cukiernię na cały Kraków, ba, całą Polskę, wezwania do zapłaty! Wreszcie jednak zaakceptował artystyczną brać panoszącą się w jego cukierni, „po latach – jak wspominał Tadeusz Żeleński – podpiwszy raz sobie trochę (bo i pić nauczyli go w końcu ci rozpustnicy), ściskał nam dłonie z rozczuleniem, mówiąc: >Panowie zrobili ze mnie człowieka
Pierwszą zatem kolizję odnotowano już na samym początku znajomości. Oto bowiem niepokorni adepci malarskiej sztuki, opuszczając mury Akademii, przesiadywali w Cukierni Michalika (która wkrótce zyskała nieoficjalną nazwę Michalikowej Jamy), gdzie tworzyli przeciwwagę dla monumentalnej Matejkowskiej tradycji szkoły krakowskiej: poprzez satyryczny rysunek, karykaturę, parodię. Karol Frycz, Kazimierz Sichulski, Witold Wojtkiewicz, Henryk Szczygliński, Stanisław Kuczborski – to tylko niektórzy ze stałych bywalców Jamy i osławionego „stolika malarskiego”. Oprócz studentów miejscowej Akademii widywano tu młodych redaktorów „Czasu” – Witolda Noskowskiego i Stanisława Sierosławskiego, właściciela zakładu litograficznego Zenona Pruszyńskiego (najwierniejszego z wiernych, który już po likwidacji Balonika i tak codziennie przesiadywał w Jamie, o stałej godzinie spotkań, ot tak, dla utrzymania tradycji), prawnika, przyszłego wziętego adwokata Tadeusza Zakrzewskiego, wreszcie – Edwarda Żeleńskiego, brata Tadeusza, urzędnika bankowego, w głębi duszy – wrażliwego artystę.
Pokoik za sklepem był ciasny i dość ponury, weseli artyści długo starali się o zgodę właściciela, by przemalować i ozdobić freskami jego ściany. Trudne były negocjacje z Michalikiem, który obawiał się profanacji swej firmy. I słusznie może… Bo gdy w końcu się zgodził, natychmiast Alfons Karpiński zrealizował pomysł, który nie mieścił się w głowie mieszczańskiego przedsiębiorcy! Na obrazie, przedstawiającym dyskutowane wówczas powszechnie odkrycie bieguna północnego, o które spierali się Fryderyk Cook i Edwin Peary, namalował podróżnika, który dotarł do celu, ze zdziwieniem odnajdując tu… resztki cudzego śniadania. Wśród namalowanych pozostałości jedzenia znalazła się także przyklejona do płótna prawdziwa skorupka od jajka.