George Carlin – „Napalm i żelki”

Obrazek artykułu
Są książki, które warto przeczytać choćby po to by z dystansem i porządną dawką ironii rozejrzeć się wokół. Uśmiech na naszej twarzy automatycznie wywoła „Napalm i żelki” Carlina. Autor nie przebierając w środkach dosadnie odnosi się do takich tematów jak: Bóg, śmierć, domowi pupile czy choćby reklamy telewizyjne. Tematów dziesiątki, a wszystkie serwuje codzienność. Już teraz zaglądając do środka możemy pośmiać się razem.

George Carlin – „Napalm i żelki” to pozycja, która po prostu nie może nie przypaść do gustu. Autor jako kultowy amerykański komik odnosi się przecież do tematyki, która dotyczy nas wszystkich jak: Bóg, śmierć, język, biznesmeni, reklamy, wiadomości telewizyjne, zwierzęta domowe, jedzenie, samoloty itp.


Podobno największą sztuką jest umieć śmiać się z siebie, po tej pozycji z ironią spojrzymy na otaczającą nas rzeczywistość i może samych siebie. Bo przecież czy to wstyd bawić się przy żenujących piosenkach, mieć własne zdanie na temat polityki czy więziennictwa pomimo, iż nie jest się bezpośrednio związanych z kwestiami?


Świat jawi się w nowych barwach gdy mówi o nim Carlin, nie przebierając w środkach ale tak znanej postaci showbiznesu chyba wolno dzielić się swymi złotymi myślami?



Fragment książki:


Planeta ma się dobrze, to ludzie mają przejebane


W trakcie każdego występu upijam łyk wody ze szklanki i pytam widownię: „Jaką macie tu wodę?”. Jeszcze nigdy nie słyszałem pozytywnej odpowiedzi. Ani razu. W zeszłym roku objechałem sto miast. Ani jeden z widzów nie udzielił pozytywnej odpowiedzi. Nikt nie ufa wodociągom w swoim mieście. Nikt.


A mnie to cieszy. Cieszy mnie, ponieważ zwiastuje upadek systemu, jest pierwszą oznaką jego rozpadu. Lubię chaos i nieporządek. Nie tylko korzystnie wpływają na moje życie zawodowe, ale są również moim hobby. Jestem pasjonatem entropii.


Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o entropii w szkole średniej, natychmiast mnie zaciekawiła. Nauczyciel powiedział, że w przyrodzie wszystkie systemy znajdują się w stanie nieustannego rozpadu, a ja pomyślałem: „Czyż to nie wspaniałe? Być może uda mi się dołożyć swoją cegiełkę do tego procesu”. Entropia nie występuje rzecz jasna wyłącznie w przyrodzie, ale również w społeczeństwie. Jeżeli przyjrzycie się uważnie, zauważycie, że struktura społeczna zaczyna się właśnie załamywać, rozchodzić w szwach.


Wiadomości, które kręcą mnie


Co mnie w tym wszystkim cieszy, to że wiadomości telewizyjne stały się bardziej ekscytujące. Serwisy informacyjne oglądam tylko w jednym celu: rozrywkowym. Niczego więcej mi nie trzeba. Wiecie, co najbardziej lubię? Złe wiadomości. Wypadki, klęski żywiołowe, katastrofy, eksplozje, pożary. Chcę obejrzeć jakąś porządną rozpierduchę i ciała latające na wszystkie strony.


Nie interesuje mnie budżet, nie obchodzą mnie negocjacje w sprawie podatków, nie chcę wiedzieć, do jakiego kraju poleciał papież. Uszczęśliwicie mnie za to, jeśli pokażecie mi płonący szpital z ludźmi o kulach skaczącymi z dachu. Chcę zobaczyć wybuch w fabryce, eksplozję rafinerii i tornado demolujące kościół w niedzielę. Chcę usłyszeć, że po centrum handlowym gonił facet i strzelał z broni automatycznej do klientów. Chcę zobaczyć tysiące ludzi wylegających na ulice i zabijających policjantów; usłyszeć o stopieniu się reaktora atomowego w dużym mieście; dowiedzieć się, że indeks giełdowy stracił cztery tysiące punktów w jeden dzień. Chcę zobaczyć ludzi, którym pali się grunt pod nogami!


Syreny, płomienie, dym, zwłoki, masowe groby, szlochający rodzice. Taką telewizję chcę oglądać! Coś, kurwa, ekscytującego! Pragę po prostu rozrywki! Taki już ze mnie gość. Wiecie, co najbardziej lubię? Wielkie kawały metalu, betonu i płonącego drewna spadające z nieba; lubię oglądać ludzi uciekających przed nimi na wszystkie strony. Coś, kurwa, ekscytującego!

Mam w dupie Pakistan!


Tyle że ja przynajmniej się z tym nie kryję. Większość ludzi nie ma odwagi przyznać się do takich pragnień. Kiedy widzą jakąś katastrofę, mówią: „Och, czy to nie straszne?”. Gówno prawda, kłamliwy bucu! Uwielbiasz to oglądać i o tym doskonale wiesz. Eksplozje są atrakcyjne, a im bliżej twojego domu się wydarzy, tym bardziej staje się atrakcyjna. Zwróciliście na to uwagę?


Czasami prezenter ogłasza na wizji: „Sześć tysięcy osób zginęło dziś w eksplozji”. Pytacie: „Gdzie, gdzie?”. On na to: „W Pakistanie”. A wy: „Eeee, mam w dupie Pakistan. Za daleko, żeby mnie to bawiło”. Gdyby jednak podali, że doszło do tego w waszym mieście, powiecie: „Eeeej, Dave, idziemy! Chodźmy, kurwa, obejrzeć trupy!”.


Uwielbiam złe wiadomości. W ogóle się nimi nie przejmuję. Im więcej ich będzie, tym szybciej zawali się system. Cieszę się, że woda w kranie jest paskudna. Wiecie, co w tej sprawie robię? Piję ją! Normalnie ją kurwa piję!

Wredny gatunek


Jak widzicie nie należę do ludzi, którzy wszystkim by się przejmowali. Macie w swoim otoczeniu takich ludzi? Pełno ich teraz w naszym kraju. Ludzi od rana do wieczora przejmujących się różnymi sprawami. Przejmujących się powietrzem, wodą, ziemią, pestycydami, dodatkami do jedzenia, kancerogenami, radonem, azbestem. Przejmujących się ratowaniem gatunków zagrożonych wyginięciem.


Powiem wam coś o zagrożonych gatunkach. Ratowanie zagrożonych gatunków to kolejna arogancka próba kontrolowania przyrody przez człowieka. A przecież właśnie od tego zaczęły się nasze problemy. Od ingerowania w przyrodę. Od wtrącania się. Czy naprawdę nikt tego nie rozumie?


Ochrona zagrożonych gatunków to dęty problem. Ponad dziewięćdziesiąt procent wszystkich gatunków, które kiedykolwiek żyły na Ziemi, wyginęło. Wymarły. Nie my je zabiliśmy – po prostu zniknęły. Taki już los gatunków: pojawiają się i znikają. Tak działa natura. Niezależnie od naszych poczynań gatunki znikają w tempie dwudziestu pięciu dziennie. Pozwólmy im godnie odchodzić. Przestańmy się wtrącać. Zostawmy przyrodę w spokoju. Czy nie wyrządziliśmy jej dostatecznie wielu krzywd?


Jesteśmy tacy zadufani w sobie. Tacy aroganccy. Każdy teraz coś ratuje. Ratuje drzewa, ratuje pszczoły, ratuje wieloryby, ratuje ślimaki. Największy przejaw arogancji? Ratowanie planety! To jakieś żarty, prawda? Ratowanie planety? Nie potrafimy nawet zadbać o siebie, nie nauczyliśmy się dbać o innych ludzi, a zamierzamy uratować całą pieprzoną planetę?


Zieloni mogą się w dupę pocałować


Mam dość tych pierdół. Mam dość pieprzonego Dnia Ziemi. Mam dość przekonanych o swojej nieomylności ekologów – białych, zamożnych liberałów, zdaniem których zbudowanie większej ilości ścieżek rowerowych rozwiązałoby wszystkie problemy naszego kraju. Próbujących uczynić świat bezpieczniejszym dla swoich odrażających volviaków.


Poza tym ekologowie i tak mają w dupie naszą planetę. Mają ją całkowicie w dupie – tak w praktyce. Wiecie, co ich interesuje? Czyste miejsce do życia. Ich własny habitat. I tyle. Obawiają się, że w przyszłości sami doznają jakichś niedogodności. Tego rodzaju wąsko pojmowany, nieoświecony interes własny nie budzi mojego uznania.


A poza wszystkim, planeta ma się zupełnie dobrze. Planecie nic nie jest. To ludzie mają przejebane! W porównaniu z ludźmi planeta radzi sobie znakomicie. Istnieje od ponad czterech miliardów lat. Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Nasza planeta istnieje od czterech i pół miliarda lat. Od kiedy my na niej mieszkamy? Od stu tysięcy lat? Przemysł ciężki stworzyliśmy niewiele ponad dwieście lat temu. Na jednej szali dwieście, na drugiej cztery i pół miliarda. I my mamy odwagę, czelność myśleć, że stanowimy jakiekolwiek zagrożenie? Że w jakiś sposób narazimy na niebezpieczeństwo tę piękną niebiesko-zieloną kulę?


Uwierzcie, planeta przetrwała znacznie gorsze rzeczy niż nas. Doświadczyła trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, tektoniki płyt kontynentalnych, rozbłysków słonecznych, burz magnetycznych, odwrócenia biegunów, globalnych powodzi, ogólnoświatowych pożarów, pływów, erozji powodowanej przez wiatr i wodę, promieni kosmicznych, epok lodowcowych i setek tysięcy lat bombardowania kometami, asteroidami i meteorami. Czy ludzie naprawdę myślą, że kilka plastikowych torebek i puszek aluminiowych będzie miało jakiekolwiek znaczenie?


Na razie!


Planeta nie zniknie, kochani. W odróżnieniu od nas! To my znikniemy. Pakujcie klamoty, znikamy. Nie zostawimy nawet po sobie zbyt wielu śladów. I dzięki Bogu. Nic nie zostanie. Może trochę styropianu. Planeta przetrwa, my znikniemy. Kolejna nieudana mutacja; kolejna pomyłka biologiczna zakończona ślepą uliczką.


Planeta otrząśnie się z nas jak z chwilowego zapchlenia. A potem sama się uleczy, ponieważ jest samoregulującym się systemem. Powietrze, woda i ziemia odzyskają dawną postać. A jeżeli nawet plastik rzeczywiście nie ulegnie biodegradacji, planeta najprawdopodobniej włączy go do nowego paradygmatu – powstanie Ziemia Plus Plastik. Ziemia nie podziela naszego uprzedzenia do plastiku. Plastik powstał z ziemi. Prawdopodobnie uważa go za jedno ze swoich dzieci.


Zresztą może właśnie z tego powodu Ziemia pozwoliła nam się tu rozplenić. Potrzebowała plastiku, a sama nie potrafiła go wytworzyć. Potrzebowała nas. Może to być odpowiedź na odwieczne pytanie: „Po co tu jesteśmy?”. „Z powodu plastiku, idioci!”.


Jakoś nie mogę wyjść z tego przeziębienia


A więc wypełniliśmy swoje zadanie. Wytworzyliśmy plastik i możemy zostać wycofani z użycia. Myślę, że ten proces już się rozpoczął. Nie oszukujmy się, planeta prawdopodobnie uważa nas za niewielkie zagrożenie, z którym łatwo sobie poradzi. Jestem pewien, że potrafi się bronić w sposób typowy dla dużego organizmu albo jak ul lub kolonia mrówek. Na pewno coś wykombinuje. Co zrobilibyście na miejscu planety próbującej się obronić przed tego rodzaju uciążliwym gatunkiem?


„Zastanówmy się, czego mogłabym spróbować. Hmmm… Wirusy byłyby niezłe; ludzie wydają się na nie podatni. Są niebezpieczne, wciąż mutują i wytwarzają nowe szczepy w odpowiedzi na nowe lekarstwa lub szczepionki. Powiedzmy, że zaczęłabym od wirusa, który atakuje ich systemy immunologiczne. Byłby to ludzki wirus niedoboru odporności, który czyniłby ich podatnymi na inne infekcje. Wirus ten mógłby się rozprzestrzeniać drogą płciową, co zniechęciłoby ich do reprodukcji, dodatkowo uszczuplając populację”.


Wiem, to pewnie poetycka fantazja, ale od czegoś trzeba zacząć. A ja zawsze mogę sobie pomarzyć, prawda?


A zatem, kochani, nie przejmujcie się drobiazgami. Pszczołami, drzewami, wielorybami, ślimakami. Mnie one nie spędzają snu z powiek. Uważam, że jesteśmy elementem znacznie większej inteligencji. Tak wielkiej, że nigdy jej nie pojmiemy. Wyższego porządku. Możecie to nazwać, jak chcecie. Ja nazywam go Wielkim Elektronem. Wielki Elektron. On nie karze, nie nagradza i nie osądza. Po prostu jest. Podobnie jak my. Przynajmniej jeszcze przez chwilę. Na razie!
(…)

 

 

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl