Fragment powieści „Szyfr” Jia Mai

Obrazek artykułu
Na podstawie wszystkich powieści Jia Mai nakręcono filmy lub seriale. Jeszcze do niedawna najlepiej zarabiający chiński pisarz był znany jedynie w swym kraju. Dziś możemy poznawać fenomen twórczości Mai dzięki powieści „Szyfr”. Fragmentem możemy cieszyć się już teraz.

Powieść „Szyfr” Jia Mai odniosła międzynarodowy sukces dzięki czemu świat usłyszał, o znanym do niedawna jedynie w swoim kraju pisarzu. Teraz wszyscy mogą poznawać fenomen autora, którego powieści doczekały się ekranizacji w postaci pełnometrażowych filmów lub seriali.


„Szyfr” to niesamowity thriller utkany cechami chińskiej baśni i sagi historycznej. Dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka już teraz możemy zgłębiać fragment.

 

 

Fragment książki:


Człowiek, który w tysiąc osiemset siedemdziesiątym trzecim roku na małym czarnym promie opuścił Tongzhen z zamiarem studiowania za granicą, był najmłodszym członkiem siódmego pokolenia sławnego rodu handlarzy solą, Rongów z Jiangnan. Wyjeżdżał jako Rong Zilai, wrócił jako John Lillie. Z tego, co później mówili ludzie, wynikało, że on pierwszy z rodziny zerwał z tradycją kupiecką i został uczonym, a także wielkim patriotą. Taki rozwój wypadków był oczywiście bezpośrednim skutkiem wieloletniego pobytu za granicą. Kiedy jednak Rongowie wysyłali go za morze, wcale nie liczyli na fundamentalną odmianę losów klanu, lecz mieli nadzieję, że to pomoże przedłużyć życie babki Rong.

 

W młodości babka Rong dowiodła, że jest wspaniałą matką, w ciągu dwudziestu lat urodziła bowiem dziewięciu synów i siedem córek, z których wszyscy osiągnęli dojrzałość. Właśnie jej potomstwo podłożyło podwaliny pod fortunę Rongów, przez co ich matka miała niepodważalną pozycję na szczycie rodzinnej hierarchii. Dzięki wytrwałym staraniom dzieci i wnuków żyła o wiele dłużej, niż stałoby się to w innych okolicznościach, lecz nie była kobietą szczęśliwą. Dręczyły ją wszelkie niepokojące i skomplikowane w treści sny, często budziła się z krzykiem; nawet za dnia nie przestawała cierpieć, bo nocne koszmary nie chciały jej opuścić. A kiedy przejmowały nad nią władzę, liczna progenitura, nie wspominając już o potężnym bogactwie rodziny, wydawała się ciężarem ponad siły. Płomienie liżące kadzidło w mosiężnej misie często migotały niepewnie, wprawiane w drżenia piskliwymi krzykami babki. Co rano paru miejscowych uczonych zapraszano do dworu Rongów, by zinterpretowali sny starej damy, ale wraz z upływem czasu stawało się jasne, że żaden z nich na nic się nie przyda.

 

Z licznego grona ludzi wzywanych do interpretacji jej snów na babce Rong największe wrażenie zrobił młody człowiek, niedawno przybyły do Tongzhenu gdzieś z daleka. Nie tylko nie popełniał żadnych błędów w wyjaśnieniu sensu rojeń, ale niekiedy zdawał się objawiać zdolność jasnowidzenia, wskazywał osoby, które pojawią się w przyszłości, ich rolę i znaczenie. Jedynie jego młodość pozwalała ludziom wyobrażać sobie, że posiadł umiejętności ponadnaturalne – czy używając słów babki Rong, „nigdy nic dobrego nie przychodzi z zatrudniania młokosów, co wciąż mają mleko pod nosem”. Doskonale tłumaczył sny, za to gorzej radził sobie z wróżeniem. Jeśli zaczynał źle, po prostu nie potrafił wrócić na właściwą drogę. Prawdę powiedziawszy, był dobry w tłumaczeniu snów starej damy z pierwszej części nocy, lecz te, które miała przed świtem, albo sny w snach pozostawały poza jego zasięgiem. Jak sam mówił, nigdy formalnie nie studiował takich technik wróżbiarskich, zdołał jednak liznąć trochę wiedzy, towarzyszył bowiem dziadkowi i przysłuchiwał się mu. Ponieważ zajmował się takimi rzeczami tylko po amatorsku, trudno go było uznać za eksperta.

 

Babka Rong przesunęła ruchomą płytkę w ścianie i pokazała młokosowi złożone w środku sztabki srebra, błagając go, by sprowadził dziadka do Chin. W odpowiedzi usłyszała jedynie, że to niemożliwe z dwóch powodów. Po pierwsze dziadek, już bardzo majętny, od dawna nie jest zainteresowany pomnażaniem majątku. Co więcej, sama myśl o podróży przez ocean mogłaby śmiertelnie przerazić człowieka w sędziwym wieku. Z drugiej zaś strony młodzieniec podsunął starej damie praktyczną sugestię: niechaj wyśle kogoś po naukę do niego.

 

Nie chce góra przyjść do Mahometa, musi Mahomet przyjść do góry.

 

Następnym zadaniem było znalezienie właściwego kandydata pośród niezliczonej rzeszy potomków babki Rong, przy czym kandydat musiał spełniać dwa istotne warunki: żywić głębokie poczucie synowskiego obowiązku wobec seniorki rodu i być gotowym na cierpienia dla jej dobra oraz co ważniejsze, odznaczać się inteligencją i chęcią do nauki, by móc przyswoić sobie na bardzo wysokim poziomie skomplikowane techniki interpretacji snów i wróżenia w najkrótszym możliwym czasie. Po starannej selekcji wybór padł na dwudziestoletniego wnuka nazwiskiem Rong Zilai. Tak oto, uzbrojony w list polecający od młodego obcokrajowca i obciążony zadaniem znalezienia sposobu na przedłużenie pełnego udręk życia babki, Rong Zilai wyruszył przez ocean po wiedzę. Miesiąc później, kiedy burzliwą nocą parowiec Ronga przedzierał się przez spienione fale, jego babce śniło się, iż tajfun połknął statek i zatopił go, zamieniając wnuka w pokarm dla ryb. Sen tak ją przeraził, że przestała oddychać. Trauma spowodowała zawał i babka Rong umarła we śnie. Rejs Ronga Zilai, najeżony trudnościami, trwał długo, dlatego w dniu, gdy stanął przed swoim przyszłym nauczycielem i z szacunkiem wręczył mu list polecający, starzec w rewanżu dał mu inny list z wiadomością o śmierci babki. Informacje zawsze podróżują szybciej niż ludzie. Jak z doświadczenia wiemy, na metę pierwszy wbiega najszybszy biegacz.

(…)

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl