Dobra książka. Wege przepisy dla dzieciaków i dorosłych
Ten zagadkowy i
nic nie mówiący tytuł nie zdradza tego, o czym ona jest. A to
książka o kulinariach w dużym gronie – i nie tylko. I choć na
półkach księgarń widać dużo książek o gotowaniu, wszystkie
piękne i kuszące samą już okładką, to ta jest na swój sposób
wyjątkowa.
Wydawnictwo
Cyranka stanęło na wysokości zadania i sięgnęło wysoko
postawionej sobie poprzeczki. Wielkość, ciężar, kolorystyka,
dopracowanie w każdym szczególe, a co najzabawniejsze, jeszcze nic
z niej nie ugotowałam, nie powąchałam w kuchni, nie skosztowałam
ani kęsa...
Jestem
nią urzeczona. A teraz sezamie smaków otwórz się...
Uwielbiam
propozycje dań, które można wrzucać do pudełek, tak popularnych
teraz lunch-boxów. Propozycje różnych dipów, sosów, batonów,
drugich śniadań, serów, kas... Wymienić mogę skarby, jakie są w
każdej szafce w kuchennej, czy całą zawartość lodówki. Wszystko
można wpakować do lunch-boxu, wszystko można wykorzystać.
Zaczynając czytanie „Dobrej książki. Wege przepisów dla
dzieciaków i rodziny” Marysi
Przybyszewskiej zakładałam,
że szybko mi pójdzie. Ot, zwykła książka kulinarna, jakich
wiele. A tu smaczne zaskoczenie, bo nic z tego. Spędziłam z nią
pół dnia, a podczas czytania, analizowanie przepisów i planowania
najbliższych zakupów okazało się, że całą niemalże „Dobrą
książkę”
naszpikowałam (nafaszerowałam, jak pierogi) znacznikami –
karteluszkami. Tu ser
solankowy
(prosty i jakże smaczny), serek
Lebneh
(mistrzostwo smaku banalne w wykonaniu), orkiszowe
podpłomyki z jajkiem, wegańska chałka (zdjęcie
pożerasz wzrokiem, nie mówiąc o upieczonej własnoręcznie), czy
batonikach
z popcornem.
W
całej książce i na każdej stronie, jest coś co planuję zrobić.
Będziesz robił i ty, bo to nieuniknione. Te proste przepisy są
szybkie w wykonaniu, łatwe i pyszne. Plus – ZDROWE.
Tu jest wszystko.
Rozdziały
zostały podzielone na poszczególne dania, wszystko łatwo odnaleźć.
Wstęp to mała pigułka o tym, co się ZAWSZE w kuchni przyda, co
dobrze mieć i jak pracować, by efekty były najpyszniejsze z
pysznych. W końcu to nasze dzieła, nawet amatorskie, ale nasze.
Samo czytanie „Dobrej książki” przyprawia o zawrót głowy. Tkwisz z nosem w książce która sprawia, że roisz o ociekających smakiem „gotowcach”. Trudno się uwolnić. Ale nie tylko dlatego, że zdjęcia i rysunki! Nie! Nagle bowiem okazuje się, że to jest sztuka, którą potrafisz wykonać. Sam sobie serwujesz (na na półmisku) fanfary zwycięstwa., to twoje osiągnięcie, twój kulinarny sukces. Do tego dochodzi satysfakcja i zdrowie. „Dobra książka” podpowiada ci menu na każdy dzień. Dzisiaj jest niedziela, a ty już chciałbyś by był piątek, bo planujesz zrobić drożdżówki z owocami. I zanim skończysz czytać odkryjesz, że krzątasz się po kuchni i wolną ręką wyciągasz z szuflady pojemniki na jutro.
Ta książka bawi się zmysłami, żongluje smakami. To przygoda, która ma za każdym razem inny finał. Jak bajka. Każdy przepis zaczyna się podobnie, lecz koniec zawsze jet nieprzewidywalny.
„Za siedmioma górami, rzekami i lasami była chatka z kominem, a tej chatce kuchnia wielka jak stół i piekarnik, z którego roznosił się zapach pieczonej domowej chałki z kruszonką. Grube warkocze rosły na drożdżach. Lecz – gdzie podziała się kucharka? O jest. To ta pani z zaplecionym warkoczem na głowie, do której już nadciągają goście... na pyszne CONIECO i filiżankę herbaty z łyżeczką dżemu truskawkowego...”
i
ja tu jestem i czuję spokój, jest mi dobrze, a dom pachnie
jedzeniem. Coś niesamowitego