„Dla osób czytających pisze się książki” - wywiad z Piotrem Skupnikiem

Obrazek artykułu
Wywiad z Piotrem Skupnikiem, który mądrze stwierdził, że „dla osób czytających pisze się książki”. Tym razem pisarz oddaje w ręce odbiorców, już piątą część przygodowej powieści historycznej. „Wierność Gniewomira” łączy ważne fakty historyczne z literacką fikcją.

Zamiłowanie do literatury to domena jedynie utalentowanych pisarsko osób. Jedynie najlepsi mogą zostać pisarzami. Piotr Skupnik jest prawdziwym pasjonatem minionych dziejów. Jako historyk autor za każdym razem stara się zaciekawić odbiorców zapomnianymi dziejami historycznymi.


Gniewomir to główny bohater serii powieści, w których znaleźć można liczne odwołania do prawdziwych wydarzeń. Tym razem na pierwszym planie staje „Wierność Gniewomira”. W wywiadzie Piotr Skupnik zdradził, między innymi, na jakich postaciach historycznych skoncentrował się tym razem. Dowiemy się także, kiedy ta seria powieści przygodowo- historycznych ma dobiec końca.

Panie Piotrze, Od ostatniej rozmowy minęło sporo czasu. Trzeba więc zapytać, czy coś zmieniło się w Pana życiu prywatnym i zawodowym?


Niewiele. Nadal jestem kawalerem, już czterdziestoletnim. A zawodowo zajmuję się głównie pisaniem powieści oraz obowiązkami związanymi z ich wydawaniem; oczywiście tymi, które należą do autora.


Pomimo niesprzyjających okoliczności, nadal zajmuje się Pan pisaniem powieści historycznych. Czy ma Pan czasem ochotę odpocząć od tego?


Oczywiście. Bywają takie dni, w trakcie których pisanie po prostu nie wychodzi. Zdania nie składają się w logiczną całość, a nowe pomysły nie napływają. W takich chwilach trzeba rzeczywiście odpocząć. Najlepiej w gronie najbliższych lub na świeżym powietrzu, w miejscach oddalonych nieco od cywilizacyjnego zgiełku. W wyciszeniu negatywnych emocji i uspokojeniu nerwów pomaga również czytanie. Ja sięgam głównie po książki historyczne i dobrą fantastykę.

W marcu 2021 pojawiła się „Misja Gniewomira”. Teraz na pierwszym planie, gości „Wierność Gniewomira”. Ile czasu kosztowały Pana przygotowania do kolejnej powieści o losach tego bohatera?


Tym razem poszło szybko i sprawnie, bo już po kilku tygodniach od zakończenia Misji Gniewomira zacząłem pisać Wierność Gniewomira, która powstała mniej więcej po upływie roku. Miałem już wcześniej pomysły na kolejną książkę, więc wystarczyło je rozwinąć i jakoś powiązać z dostępnymi faktami historycznymi.


Jak zawsze prawdziwe wątki historyczne łączy Pan z literacką fikcją. Na jakie postacie tym razem chciał Pan zwrócić uwagę?


Oczywiście na młodego księcia Kazimierza, późniejszego Odnowiciela, wspieranego przez rodzicielkę Rychezę z Lotaryngii. Na starzejącego się Bolesława Chrobrego, który, u schyłku doczesnego żywota, doczekał się wreszcie upragnionej królewskiej korony. Na Mieszka II Lamberta, który został koronowany zaraz po śmierci ojca. Na wydziedziczonego księcia Bezpryma, którego Chrobry oddalił od siebie, skazując go na wygnanie.


Godni uwagi są również dwaj władcy Norwegii: Olaf Haraldson i Harald Sigurdson, którzy najprawdopodobniej byli przyrodnimi braćmi. Olaf, który ponoć czynił cuda, został niedługo po swej śmierci w boju ogłoszony pierwszym norweskim świętym. Harald był znanym z biegłości w walce awanturnikiem, obieżyświatem i srogim królem, którego śmierć w 1066 roku kończy epokę Wikingów. Jest to oczywiście data umowna, bo przecież ludzie żyjący we fiordach, czyli Wikingowie, nadal je zamieszkiwali i zamieszkują aż po dzień dzisiejszy.

Nie należy też zapominać o potężnym królu Knucie i jego nadobnej kochance Elfgifu z Northampton, której wyjątkową urodę opiewali kronikarze w tekstach źródłowych.


„Wierność Gniewomira” to już piąta część przygód tego woja. Czy na ten moment może Pan zdradzić, jaka będzie kolejna odsłona jego poczynań?


Mogę, bo to nie tajemnica. „Los Gniewomira” będzie ostatnią częścią, zamykającą cały cykl. Tym razem uwikłam mojego bohatera w piastowską grę o tron, która miała miejsce w latach trzydziestych i czterdziestych XI wieku.


W piątej części Gniewomir zostanie powiernikiem Bolesława Chrobrego. Czy ten władca jest dla Pana postacią szczególną?


To zależy. Niewątpliwie Bolesław był wybitnym wojownikiem. Jego wojowie potrafili oprzeć się potędze Cesarstwa Niemieckiego podczas wieloletniej wojny. Przyczynił się on również w znacznym stopniu do powstania arcybiskupstwa w Gnieźnie. Ponadto docenili go nawet cudzoziemscy kronikarze. Tietmar z Merseburga napisał: „Niech Bóg wybaczy cesarzowi, że trybutariusza uczynił panem i wyniósł go tak wysoko”. Bolesław miał jednak też mroczną stronę. Wiemy bowiem, że lubił pastwić się nad pokonanymi wrogami, oślepiając ich, oraz gwałcić pojmane niewiasty, na przykład: Przecławę. Uważam więc, że był on, jak wielu władców przed nim i po nim, postacią kontrowersyjną, która dziś budzi nastroje pozytywne, jak i negatywne.


Knut Wielki, czyli król Duńczyków i Anglików, będzie oczekiwał, że Egilson odda mu Gniewograd i Norwegię. Czy podobny scenariusz mógł wydarzyć się w rzeczywistości?


Cóż. Wiadomym jest, że potężni monarchowie wykorzystywali swoich wasali w walce o wpływy i władzę. Tak właśnie stało się w Norwegii 1030 roku. Wtedy to jarlowie wspierający Knuta Swensona wystąpili zbrojnie przeciwko swemu rodakowi, królowi Olafowi Haraldsonowi, którego ostatecznie uśmiercili. Sądzę więc, że gdyby jarl Gniewomir istniał naprawdę i złożyłby przysięgę wierności Knutowi, to władca ten najpewniej zażądałby jego miecza na swoje usługi.


Za nami niejeden wywiad, czy tym razem zechce Pan zdradzić, dlaczego „Wierność Gniewomira” zasługuję na uwagę czytelników?


Wierność Gniewomira jest osadzona we wczesnym średniowieczu. Zawiera ona sporo wątków historycznych, przeplatanych pokaźnymi dawkami literackiej fikcji, dzięki której ich przyswajanie może stać się przyjemne nawet dla osób niespecjalnie zainteresowanych odległą przeszłością. W książce zamieściłem też informacje dotyczące wierzeń słowiańskich, skandynawskich oraz chrześcijaństwa, którego oblicze nie zawsze było pełne miłosierdzia. Ponadto akcja powieści jest wartka, dzięki czemu czytelnik nie powinien się nudzić w trakcie zgłębiania lektury.


Od wielu lat obcuję Pan z walecznym Gniewomirem. Czy zdarza się Panu potajemnie utożsamiać z tą postacią?


Jarl Gniewomir został wyposażony w niektóre cechy mojego charakteru, lecz nie jest on lustrzanym odbiciem mojej osobowości. Ponadto we współczesnym świecie niełatwe jest jakiekolwiek utożsamianie się ze średniowiecznym wojownikiem. Mógłbym to robić, biorąc czynny udział w pokazach rekonstrukcji historycznej, lecz jak dotąd nie miałem po temu sposobności.


Czy kiedy rozpoczynał Pan swoją przygodę z literaturą, podejrzewał Pan, że ta seria książek zdobędzie tak wielu odbiorców?


Kiedy rozpoczynałem przygodę z pisarstwem, to nie byłem pewien tego, czy uda mi się wydać choćby jedną powieść. Dlatego intensywnie poszukiwałem wydawnictwa. Gdy je znalazłem, to też nie wiedziałem, jaka będzie reakcja czytelników na moje książki. Jednakże teraz, po upływie kilku lat, można stwierdzić, że liczba odbiorców serii o Gniewomirze, wprawdzie powoli, ale systematycznie rośnie, co napawa mnie umiarkowanym optymizmem na przyszłość. Ponadto jestem wdzięczny wszystkim tym, którzy poświęcili choćby odrobinę swojego cennego czasu na czytanie moich powieści. Bo przecież dla osób czytających pisze się książki.


Czy według Pana, po zapoznaniu się z tak obszerną literaturą, w dawnych czasach ludziom bardziej potrzebny był bohater?


W średniowieczu rzeczywiście gloryfikowano bohaterów. Podziwiano potężnych władców decydujących o losach ludzi, gromadzących bogactwa, ochraniających swoich sprzymierzeńców oraz poddanych. Wychwalano wielkich wojowników walczących z hordami wrogów. Wzdychano do rycerzy popisujących się na turniejach i zabiegających o względy pięknych niewiast. Szanowano przeróżnych kapłanów, których uważano za ludzi kontaktujących się bezpośrednio z bogami. Wieczorami zaś opiewano w pieśniach herosów posiadających magiczne moce, walczących ze smokami i potworami.

A jak jest dzisiaj? Przecież my również, często wpatrujemy się, niczym w święte obrazki, we współczesnych celebrytów: aktorów, piosenkarzy, ludzi sukcesu. Dopingujemy sportowców, którzy na stadionach, trasach biegowych, halach i ringach wylewają siódme poty, żeby zwyciężyć. Podziwiamy też strażaków, którzy niemal zawsze są gotowi pomagać innym, nawet za cenę własnego życia. Ponadto szanujemy duchownych i lekarzy z powołania oraz wybitnych naukowców. Co więcej, na kartach fantastycznych książek, komiksów lub na szklanym ekranie, z zapartym tchem śledzimy losy przeróżnych fikcyjnych postaci dysponujących niezwykłymi mocami i przeżywających przygody, o których sami możemy tylko pomarzyć. Czynimy tak, żeby choć na chwilę móc oderwać się od codziennej rzeczywistości.


A zatem uważam, że w każdym okresie historycznym ludziom potrzebni byli bohaterowie, czyli osoby podziwiane, które inspirowały do działania, chroniły przed złem, otaczały opieką i zapewniały rozrywkę.


Oczywiście w tym miejscu należy zadać Panu pytanie. Czego możemy życzyć Panu na przyszłość?


Jako pisarzowi, myślę, że nowych pomysłów na ciekawe i wartościowe powieści oraz jak najliczniejszego grona czytelników, dzięki którym nasza współpraca będzie mogła trwać przez wiele długich lat, na co mam nadzieję.


Następna rozmowa z Piotrem Skupnikiem do przeczytania - TUTAJ


Rozmowę przeprowadziła Agata Orzechowska.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl