Coś na jesienną depresję

Okładka
"Wyspy paprykarzowe" to zbiór króciutkich opowiadań, które przedstawiają historię Anety - uczennicy liceum, która ma talent do pakowania się w kłopoty. Brzmi nieco stereotypowo, prawda? Znamy to z różnych opowieści. Zresztą większość z nas ma sympatię do tych nieporadnych ciamajd, dla których prawo Murphiego jest codziennością.

Jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie! Z drugiej strony dzięki temu możemy się nieco dowartościować, kiedy nam w życiu nie wszystko idzie po myśli. Książka zdecydowanie poprawiła mi nastrój, gdy drugi raz w tym tygodniu próbowałam ugotować sobie obiad na wyłączonej od prądu kuchence elektrycznej.


Tak czy inaczej opowiadania nie mają jakiegoś szczególnego powiązania ze sobą. Tworzą co prawda pewien ciąg wydarzeń, ale trudno znaleźć w nim moment kulminacyjny.  Każdy rozdział opisuje inną anegdotę z życia głównej bohaterki. I choć każda z anegdot występuje w porządku chronologicznym, czytanie ich pojedynczo wywarłoby równie przyjemny efekt na czytelniku, jeżeli nie jeszcze lepszy niż zamierzony :)


Zaraz wyjaśnię o co chodzi w moim skomplikowanym toku rozumowania. Książka ma charakter mocno komediowy. Wszystko, co się tam dzieje, jest przejaskrawione i napisane w zabawny sposób. Świetnie się to komponuje, kiedy dawkujemy sobie rozdziały. Na przykład jeden rozdział na dobry dzień, żeby się uśmiechnąć i wstać z łóżka prawą nogą. Jednak nagromadzenie tych bodajże 40 rozdziałów pod rząd, z tym samym typem humoru potrafi być monotonne. Wiem co mówię - przeczytałam książkę siadając do niej dwa razy i o ile na początku zawsze mi się podobało, to przy ostatnich rozdziałach przewracałam (a właściwie przełączałam) kartki, co prawda uśmiechnięta, ale nie jakoś szczególnie zaskoczona.


Jest to druga część serii o Anecie. Oczywiście nie czytałam pierwszej, bo mam szczęście do czytania książek nie po kolei ;) Naprawdę podoba mi się styl autorki i jej lekkość w opisywaniu kolejnych historii. Czasami jednak humor do mnie nie trafia. Żeby nie było, że marudzę bez podstaw podam przykłady - nie podobały mi się fragmenty na temat smarowania kupą ścian mieszkania, w ramach tworzenia "sztuki nowoczesnej" i brzydzi mnie myśl o robieniu wyścigu wózków z trupami wiezionymi do prosektorium. Po prostu nie. Nie i już.


Dla kontrastu podam dwa fragmenty, które zdobyły moje serce. Pierwsza z dedykacją dla mojego Taty... który pod poniższym cytatem mógłby się podpisać rękami i nogami: "Tata stale powtarza, że myśli nasze są niewidzialne, ale bezmyślność widać gołym okiem, zwłaszcza jej skutki.". A drugi... No sami zobaczcie - "O, bo na przykład już wiem, że z chłopakiem jest dokładnie, jak z pyłkiem w oku. Gdy chce się go pozbyć, płacz gotowy. ". A jak pyłek chce się pozbyć właściciela oka? To dopiero byłby płacz ;)


"Wyspy paprykarzowe" warto przeczytać bez dwóch zdań. Szczególnie jesienią, kiedy dni są coraz krótsze, a i nastrój płata człowiekowi figle. Ta książka jest jak lekarstwo - jeden rozdział i już można się uśmiechnąć.

Od 2 do 10000 znaków

Znajdź nas na Facebooku

Partnerzy

Subiektywnie o książkach
Dwumiesięcznik SOFA
Wydawnictwo Psychoskok
Wydawnictwo MG
Kuźnia Literacka
Zażyj Kultury
Fundacja  Polonia Union
Kulturalne rozmowy - Sylwia Cegieła
Sklep internetowy TylkoRelaks.pl
CoCzytamy.pl